W 15. biegu hitowego meczu na czwartym okrążeniu doszło starcia pomiędzy Piotrem Pawlickim a Szymonem Woźniakiem. W efekcie zawodnik gości upadł na tor. Wyścig nie został przerwany, a chwilę później Bartosz Zmarzlik wyprzedził Janusza Kołodzieja. Z 3:3 zrobiło się 2:4, a to spowodowało, że mecz zakończył się remisem 45:45. Okazuje się jednak, że za chwilę wynik spotkania może zostać zweryfikowany, bo sędzia Artur Kuśmierz popełnił poważny błąd. Zgodnie z regulaminem kolejność należało zaliczyć w momencie zdarzenia, a wtedy żużlowiec Fogo Unii znajdował się przed liderem Moje Bermudy Stali. To oznaczałoby wygraną gospodarzy 46:44.
- Twarde prawo, lecz prawo. Jeśli zastosujemy regulamin, to Janusz Kołodziej powinien być zwycięzcą ostatniego biegu w Lesznie. To oznacza, że Fogo Unia powinna ten mecz wygrać. Z punktu widzenia Bartosza Zmarzlika to jednak naprawdę niesprawiedliwe - mówi nasz ekspert Jacek Frątczak.
Zdaniem byłego menedżera klubu z Torunia mecz w Lesznie pokazał, że mamy lukę w regulaminie. - Nie chcę dyskutować o prawidłowości wykluczenia Piotra Pawlickiego. Uważam, że on nie miał innego wyjścia, jeśli chciał rozstrzygnąć ten mecz na korzyść swojej ekipy. Od strony żużlowej zrobił wszystko jak należy. Musimy jednak przyjąć do tej analizy jakieś założenie i niech nim będzie to, że należało wykluczyć żużlowca Fogo Unii. W takim razie on jest sprawcą. Co to oznacza? Ano to, że gospodarze zupełnie nieświadomie zyskali na ataku Pawlickiego i jego wykluczeniu. Podkreślam znaczenie słowa nieświadomie, bo w żadnym wypadku nie posądzam tu nikogo, że miał taki plan. Pawlicki i Fogo Unia przed biegiem na pewno nie mieli o tym w ogóle pojęcia! - zauważa Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Czy Włókniarz jest tak słaby, jak w pierwszym meczu? "Na pewno stracili pewność siebie"
- Przed Pawlickim i Woźniakiem jechało w tym wyścigu dwóch gości, którzy nadal się ścigali, a sytuacja za ich plecami kompletnie nie miała wpływu na ich rywalizację. Nie można mówić, że Kołodziej zwolnił, bo myślał, że bieg będzie przerwany. Zawodnik reaguje na czerwone światło lub chorągiewki wirażowych. Ani jednego, ani drugiego nie było. Zmarzlik dostał zatem w tym przypadku rykoszetem. Powinniśmy zastanowić się nad nowelizacją regulaminu, bo okazało się, że mamy w nim lukę. To jest niesprawiedliwe, że wyrządzamy szkodę zawodnikom, którzy w sportowej rywalizacji ukończyli bieg, a dzieje się tak z powodu sytuacji, która nie miała z nimi nic wspólnego - podkreśla.
Jaki zatem płynie wniosek z całej historii w Lesznie? - Powinniśmy uznawać kolejność w momencie zdarzenia, ale nie powinna ona dotyczy zawodników, którzy jechali z przodu, bo oni powinni rywalizować do końca, jeśli jest to możliwe. Przepis dotyczący nieprzerywania biegu został jakiś czas temu rozciągnięty z ostatniego łuku na całe czwarte okrążenie. Do tej pory bardzo rzadko się zdarzało, że po takich upadkach jak dziś zawodnicy, którzy jechali z przodu, mijali się jeszcze przed linią mety i że to decydowało o wyniku spotkania. Takiej sytuacji nikt nie przewidział, a teraz przekonaliśmy się, że to jednak możliwe. W związku z tym należy zareagować i przeprowadzić nowelizację regulaminu - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Wynik meczu w Lesznie zostanie zweryfikowany?
Pawlicki bez ogródek o upadku