Maksym Drabik był najskuteczniejszym ogniwem Motoru Lublin w niedzielnym meczu przeciwko zielona-energia.com Włókniarzowi Częstochowa. Wychowanek "Lwów", którego fani biało-zielonych oglądali po przeciwnej stronie, zaczął od dwóch porażek - najpierw z Fredrikiem Lindgrenem, a następnie z Bartoszem Smektałą, by później być niedoścignionym.
Jego 16 punktów miało olbrzymi wpływ na to, że Motor wygrał w świąteczny wieczór. - Cieszę się, że jechałem w ten sposób, czułem się komfortowo na motocyklu, który dawał mi wiele możliwości - powiedział Drabik w pomeczowej mixed-zonie.
O losach tego spotkania decydował piętnasty wyścig, w którym to Drabik wraz z Mikkelem Michelsenem wykonali kawał dobrej roboty dla gospodarzy. Marcin Majewski, kiedy zapytał, czy był jakiś pomysł na ten wyścig, w odpowiedzi usłyszał: - Do każdego biegu podjeżdżałem bez koncepcji, a sytuacje na torze były tak zaskakujące, z kolei linie korzystne i optymalne, więc stwierdziłem, że po pierwszych metrach od puszczenia klamki będę podejmował decyzje i żywiłem nadzieję, że będą to decyzje, które pozytywnie wpłyną na wynik finalny.
ZOBACZ WIDEO Czy Włókniarz jest tak słaby, jak w pierwszym meczu? "Na pewno stracili pewność siebie"
Częstochowianie w niedzielę postawili bardzo duży opór lublinianom i niewiele zabrakło, a ta konfrontacja zakończyłaby się niespodzianką. Maksym Drabik zdradził, że był pewien czynnik, który sprawiał im wyjątkową trudność. - Uważam, że tor był problematyczny dla nas i przez pierwsze biegi męczyliśmy się, aby te motocykle funkcjonowały dobrze w tych warunkach, bo tor był bardzo twardy. Ostatnie tygodnie trenowaliśmy w zgoła odmiennych warunkach, na innej nawierzchni i stąd to zagubienie w pierwszych biegach.
Pytanie do bohaterów mixed-zone skierował również Tomasz Dryła, który zagadnął Drabika oraz drugiego gościa - Kacpra Worynę o to, jak się jedzie w meczu, w którym wszelkiego rodzaju matematyka "głupieje", czyli w spotkaniu, w którym wszystko jest możliwe, a każdy może z każdym zarówno wygrać, jak i przegrać.
- Nie było to łatwe, bo oglądając, nie tylko biegi z Lublina, ale również pozostałych meczów, nie jest dla mnie zrozumiałe, jak zawodnik może wygrać o prostą, a za chwilę o tą prostą przegrać. To dla mnie zaskakujące, niekoniecznie odnajduję przyczynę, a skutek na torze. Myślę, że jest to uzależnione w dużej mierze od warunków - zakończył Drabik.
Dla zielona-energia.com Włókniarza jest to drugi mecz i zarazem porażka w tym sezonie, a dodatkowo kolejny raz w bardzo minimalnym stopniu. Pozytywów goście mogą upatrywać w swojej postawie na torze. - Uzyskaliśmy dużo lepszy wynik, ale i więcej woli walki w nas było, atmosfera w trakcie biegów i w parku maszyn, więcej analiz. To zaowocowało, choć Motor mimo problemów, miał duży atut własnego toru. Dla mnie było trudno tu przyjeżdżać, kiedy ostatnie dwa lata, ledwo "uciułałem" tutaj trzy punkty. Cieszę się z tego występu i że pokazaliśmy dobre widowisko, stawiając się wicemistrzowi Polski - powiedział Woryna.
Rybniczanin w rozmowie z dziennikarzami nie ukrywał, że bardzo dobrą robotę przed wyjazdem do Lublina w jego przypadku odegrał tuner, a konkretniej Ryszard Kowalski. - Przez zimę mieliśmy rozmowę, że na Lublin musimy coś wykombinować, aby w końcu zaczęło coś "gryźć". Ten 13. i 14. bieg po zmianach, było widać inną prędkość i przyjemność z jazdy - zauważa.
Wnuk Antoniego Woryny opowiedział również o różnicach, jakie były w miejscach, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka dla kibiców. - Może na pierwszym meczu byliśmy za bardzo rozluźnieni, ten wynik był dla nas bardziej korzystny i gdzieś to się "olało", więc każdy robił swoje. Ten mecz był bardzo dynamiczny, trudno było się zebrać, bo nie było polewania, mecz toczył się szybkim tempem i myślę, że to też była wina. W niedzielę wszystko przebiegało normalnie.
Czytaj więcej:
Ważny gest polskiego klubu. Chce, aby jego przekaz trafił do Rosjan
Menedżer Łaguty w boksie Czugunowa