[b][tag=62126]
Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Osłabiony Motor Lublin rozbił Fogo Unię Leszno 58:32. Czy tak wysoka wygrana była zaskoczeniem nawet dla was?[/b]
Jarosław Hampel, zawodnik Motoru Lublin: Skłamałbym, gdybym powiedział, że się czegoś takiego spodziewaliśmy.
Na co w takim razie liczyliście przed meczem?
Marzeniem było zwycięstwo, nawet jednym punktem, bo wiadomo, że przystępowaliśmy do tego spotkania poważnie osłabieni. Wszyscy myśleliśmy, że czeka nas bardzo trudna przeprawa. Przecież Fogo Unia jechała do tej pory naprawdę bardzo dobrze. Żużel bywa jednak zaskakujący. Mecz potoczył się zupełnie inaczej, niż można było przypuszczać. Zaczęliśmy od mocnego uderzenia i to ustawiło spotkanie.
ZOBACZ WIDEO Przebudowa toru zaszkodziła Stali? Woźniak: Nie sądziłem, że zmieni się tak wiele
Na czym polega fenomen Motoru? Nie ma Grigorija Łaguty, teraz zabrakło Dominika Kubery, a w dodatku mecz miał status zagrożonego.
Czasami jest tak, że im trudniej, tym lepiej. Ta reguła najwyraźniej sprawdza się w naszym przypadku. Poza tym uważam, że wiele dało nam już spotkanie w Toruniu.
Pod jakim względem?
Zyskaliśmy mnóstwo wiatru w żagle. Jeśli pokonujesz takie przeciwności losu i wygrywasz, to zmienia się myślenie. Poza tym być może już przed tym spotkaniem wyzwoliła się w nas dodatkowa mobilizacja. Mam wrażenie, że każdy próbował dać z siebie jeszcze więcej, bo wiedzieliśmy, że przy takim osłabieniu margines błędu jest żaden. W efekcie wychodziło nam prawie wszystko. Nie było słabych punktów i to był klucz. Wzajemnie się napędzaliśmy. Od razu jednak zaznaczam, że zachowujemy spokój. Jest dobrze, ale wiemy, że przed nami jeszcze wiele trudnych spotkań.
A co jest kluczem do twojej przemiany? Początek był słaby, ale dwa ostatnie mecze wręcz imponujące. W niedzielę zdobyłeś 14 punktów, a w Toruniu 12.
Różnica jest rzeczywiście widoczna gołym okiem. Przede wszystkim jestem znowu szybki. Mam teraz nowe silniki, które spisują się znakomicie. Kilkanaście dni temu podjąłem odważną decyzję.
Jaką?
Zdecydowałem się na skorzystanie z usług Flemminga Graversena. To była szybka akcja. Nie miałem czasu, żeby dłużej się nad tym zastanowić, ale okazało się, że było warto, choć oczywiście byłem świadomy ryzyka. Prawda jest taka, że nie współpracowaliśmy ze sobą przez wiele lat, choć znamy się szmat czasu. Czasami taka odwaga jest potrzebna. Teraz moja jazda wygląda zdecydowanie lepiej i pewniej, bo jest prędkość. To nie oznacza jednak, że ze sprzętem Ryszarda Kowalskiego było coś nie tak. To naprawdę nie tak. Problem polegał na tym, że to ja nie potrafiłem doregulować tych silników, a poświęciłem na to wiele czasu. Przejechałem naprawdę mnóstwo kółek. Nie mam jednak wątpliwości, że Ryszard Kowalski to nadal top na rynku tunerów. Żużel to jednak specyficzna dyscyplina. Niektóre rzeczy czasami trudno wytłumaczyć.
Jak reagowali działacze i sztab szkoleniowy Motoru na kryzys formy, z którym zmagałeś się na początku rozgrywek?
To naprawdę ważna kwestia. Wielkie podziękowania dla całego sztabu szkoleniowego i zarządu, bo czułem, że mam od nich pomoc. Prezes Jakub Kępa, a także trener Maciej Kuciapa czy menedżer Jacek Ziółkowski byli dla mnie wielkim wsparciem. Cały czas zachowywali spokój, o który ich prosiłem. Wszyscy widzieli, że nie jest najlepiej. Ja poprosiłem ich, żebym nadal mógł robić swoje, a w końcu wyjdę z dołka. Oni chyba widzieli, że mi naprawdę zależy, bo nikt nie piłował mi głowy. Nie było żadnych nacisków ani dziwnych rozmów, choć z doświadczenia wiem, że takie rzeczy się zdarzają. To bardzo mi pomogło. Wróciłem na właściwe tory i wierzę, że tak już pozostanie do końca tegorocznych rozgrywek.
Zobacz także: Pierwszy kryzys Ryszarda Kowalskiego
Zobacz także: Janowski o wejściu w sezon