O co chodzi z kryzysem polskiego inżyniera?

Jeszcze nigdy tak wielu klientów Ryszarda Kowalskiego nie miało tak dużych kłopotów sprzętowych. To, że kryzys jest poważny, potwierdza choćby nagła rezygnacja Taia Woffindena z jazdy na tych silnikach, a także wizyta tunera na treningu Apatora.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Gleb Czugunow (kask niebieski) WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Gleb Czugunow (kask niebieski)
Ostatnie tygodnie w warsztacie RK Racing należą z pewnością do najbardziej nerwowych od lat. Telefony od niezbyt zadowolonych zawodników stały się już normą, a tuner musi na serwisach skupić się nie tylko na swojej robocie, ale przede wszystkim szukać przyczyn słabszej dyspozycji niektórych zawodników.

Poważne problemy z mocą silników od Ryszarda Kowalskiego mieli już w tym sezonie m.in. Tai Woffinden, Jarosław Hampel, Gleb Czugunow, Jakub Miśkowiak, Bartosz Smektała, Przemysław Pawlicki, Patryk Dudek, Paweł Przedpełski czy Jack Holder. Oczywiście trudno całą winę zrzucać na silniki RK Racing, ale w ostatnich latach jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia z problemami tak wielu klientów najlepszego tunera świata.

Dwóch pierwszych zawodników z naszej listy szybko straciło cierpliwość i znakomicie sprawuje się na sprzęcie od innych dostawców. Hampel wybrał silniki od Flemminga Graversena i w najbliższym czasie nie planuje powrotu do poprzedniego sprzętu, a Woffinden był tak zdesperowany, że na ostatnim meczu ścigał się na silnikach Ashleya Hollowaya, które testował pierwszy raz podczas próby toru, zaledwie kilkanaście minut przed spotkaniem z Arged Malesa Ostrów.

ZOBACZ WIDEO Przebudowa toru zaszkodziła Stali? Woźniak: Nie sądziłem, że zmieni się tak wiele

- Myślę, że bardziej niż o problemie z silnikami Kowalskiego możemy tutaj mówić o coraz większej konkurencji ze strony innych tunerów. Wydaje się, że okres w którym RK Racing faktycznie dominował, a rywale byli daleko z tyłu, już się skończył. Oni się nie poddali, mocno pracowali i inwestowali, a efekt jest taki, że w końcu osiągnęli zbliżony poziom - przekonuje żużlowy menedżer, Jacek Gajewski.

Z powagi sytuacji zdaje sobie sprawę sam inżynier, który w piątek osobiście pofatygował się na trening For Nature Solutions Apatora Toruń, by pomóc swoim klientom. Do tej pory inżynier na stadionach żużlowych pojawiał się tylko przy okazji Grand Prix, ale nawet wtedy bardziej występował w roli gościa niż faktycznego doradcy swoich klientów. Nagła zmiana zwyczajów musi świadczyć o sporym problemie.

- Niestety do normalnej sytuacji wciąż jeszcze daleka droga, bo dla żużla byłoby najlepiej, gdyby wyrównany poziom prezentowało 8-10 tunerów, a każdy zawodnik mógł sobie wybrać najlepszego dla siebie. To uwolniłoby nas od sytuacji, w której wyniki zawodów są uzależnione od widzi mi się danego inżyniera. Niestety w obecnej sytuacji żużlowcy są na ich łasce i nie mogą nawet swobodnie dysponować swoimi silnikami, bo komuś mogłoby się to nie spodobać. Widać to było wyraźnie po zachowaniu Woffindena, który wiedział, że każde słowo na temat silników mogłoby spalić ewentualną próbę powrotu do Kowalskiego - komentuje Gajewski.

Na razie pozycja numer jeden dla polskiego inżyniera nie jest zagrożona, bo na jego silnikach w Grand Prix wciąż znakomicie spisują się choćby Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski, a w PGE Ekstralidze jego sprzęt napędza sześciu z 10 najskuteczniejszych zawodników. Widać jednak wyraźnie, że różnica pomiędzy silnikami Kowalskiego, a pozostałych tunerów nie jest już tak duża.

Czytaj więcej:
Zdradzili co było ich kluczem do sukcesu
Dostał mnóstwo ofert. Wymusi transfer na klubie?

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy uważasz, że to koniec tak dużej dominacji Ryszarda Kowalskiego w światowym żużlu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×