Wielki powrót. Długo się nie zastanawiał

Materiały prasowe / Sebastian Szczęsny
Materiały prasowe / Sebastian Szczęsny

W sobotę o godz. 19 najlepsi żużlowcy świata rozpoczną zawody na PGE Narodowym. Do pracy przy żużlu po ponad 20 latach przerwy wraca znany dziennikarz Sebastian Szczęsny. Do tej pory był kojarzony głównie ze skokami narciarskimi.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Wielu kibiców mocno się zdziwiło, gdy ogłoszono, że to pan będzie reporterem podczas rund Grand Prix. Jak do tego doszło?
[/b]
Sebastian Szczęsny, nowy reporter podczas zawodów Grand Prix: Gdy dostałem ofertę przejścia do grupy Discovery chodziło przede wszystkim o pracę przy skokach narciarskich, ale podczas negocjacji dość szybko pojawił się także temat żużlowego Grand Prix i mojej współpracy przy tym projekcie. Zresztą od kiedy dowiedziałem się, że grupa Discovery nabyła prawa do tej imprezy, bardzo zależało mi, by wrócić do pracy przy żużlu. Cieszę się, że udało mi się dopiąć swego. Dzięki temu od teraz zimą żyję sezonem skoków narciarskich, a latem żużlem. To idealne połączenie.

Wraca pan do tej dyscypliny po ponad 20 latach przerwy.

Dla mnie jest to powrót do korzeni, bo właśnie od komentowania tej dyscypliny zaczynałem swoją dziennikarską drogę w latach 90. Miałem to szczęście, że radio do którego wtedy trafiłem, chwilę wcześniej podpisało umowę ze Spartą Wrocław na transmisje z meczów ligowych, a ja zostałem oddelegowany do komentowania tych spotkań. Przez kilka lat jeździłem za zespołem dosłownie po całej Polsce, poznałem mnóstwo żużlowców i sporo widziałem. Nie raz zdarzało się, że komentowałem zawody przez telefon, siedząc na trybunie wraz z innymi kibicami.

ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"

To był pana pierwszy kontakt z żużlem?

Oczywiście, że nie, bo wszystko zaczęło się od roli kibica. Studiowałem we Wrocławiu, ale już wcześniej pomieszkiwałem w tym mieście i właśnie dzięki jednemu z kolegów poszedłem pierwszy raz na mecz żużlowy. Tamten Wrocław żył przede wszystkim koszykówką i żużlem, a mecze Sparty to była magia. Za pierwszym razem miałem to szczęście, że trafiłem na starcie z odwiecznym rywalem, czyli Unią Leszno. Gdy zobaczyłem tłum ciągnący na stadion, to wiedziałem, że mam kontakt z czymś niesamowitym. Wszyscy fani siedzieli podczas zawodów z programami, byli zaangażowani i żywiołowo reagowali na wszystko, co działo się na torze. Gdy wróciłem do domu, od razu chciałem iść na kolejne zawody.

Zostały panu jeszcze jakieś znajomości żużlowe z tamtych lat?

W latach 90. byłem częstym gościem we wrocławskim klubie i na co dzień rozmawiałem z Dariuszem Śledziem, Piotrem Baronem czy Bartłomiejem Czekańskim. Z Darkiem i ówczesnym kierownikiem drużyny, Bartkiem Czekańskim, co tydzień prowadziliśmy nawet wspólny program radiowy. W tamtym okresie poznałem także Tommy'ego Knudsena, Hansa Nielsena i wielu innych zawodników, przegadałem także mnóstwo godzin z prezesem Andrzejem Rusko.

Co się więc stało, że na kolejne lata zniknął pan z żużla i nie pojawiał się na stadionach w roli dziennikarza?

Jako kibic cały czas śledziłem tę dyscyplinę, ale dziennikarsko faktycznie byłem daleko poza nią. Czasami, gdy oglądałem zawody w telewizji, mówiłem sobie, że fajnie byłoby jeszcze skomentować jakiś dobry mecz, czy porozmawiać z zawodnikami na antenie.

Co stanęło na przeszkodzie?

Szybko w moim życiu pojawiły się skoki narciarskie, które pochłonęły mnie na ponad 20 lat. To one determinowały, że nie miałem szans pracować przy żużlu. W RMF FM nikogo nie interesował żużel, z kolei gdy trafiłem do "Przeglądu Sportowego", to tam była już mocna ekipa żużlowa. Ja przyszedłem z powodu skoków narciarskich, więc odpuściłem. Okazja do powrotu do żużla pojawiła się dopiero teraz i cieszę się, że z niej skorzystałem.

Nie boi się pan powrotu do żużla po tak długiej przerwie? Środowisko jest specyficzne, a fani są w stanie wychwycić najdrobniejszą pomyłkę.

Oczywiście, że to nie była łatwa decyzja. Od czasów gdy pracowałem przy tym sporcie, żużel bardzo mocno się zmienił. Pojawiło się wiele nowych osób, doszło do pokoleniowej zmiany. Oczywiście przyglądałem się wszystkiemu z boku, ale teraz i tak muszę nadrabiać stracony czas. Do pierwszej transmisji przygotowuję się bardzo pilnie od dłuższego czasu i bardzo dużo czytam o żużlu.

Jest coś czego obawia się pan najbardziej?

Powrót do żużla to dla mnie ogromne zawodowe wyzwanie, ale to mnie bardzo cieszy, bo żużel to fenomenalny sport. To magia, która przyciąga. Presja jest duża, bo tutaj nie chodzi o spotkania PGE Ekstraligi, ale faktycznie o walkę najlepszych żużlowców o indywidualne mistrzostwa świata.

Praca reportera podczas zawodów żużlowych i skoków narciarskich różni się dość znacząco. To może być dla pana problem?

Wywiady ze skoczkami faktycznie są przeprowadzane już po oddanych skokach, gdy presja nieco już z nich zeszła. Na żużlu z kolei trzeba wyciągać zawodników w trakcie trwania zawodów. To oczywiście pewne utrudnienie, ale trzeba sobie jakoś radzić. Zdaję sobie sprawę, że czasami ktoś nie przyjdzie, ktoś odburknie. Emocje w trakcie zawodów są olbrzymie, ale akurat to się nie zmieniło w żużlu od lat. To normalny element tej pracy, który dodaje kolorytu.

Czytaj więcej:
Stal nie zgadza się z werdyktem o weryfikacji. Będzie odwołanie?
Dziennikarka zmaga się z rakiem

Źródło artykułu: