W tym artykule dowiesz się o:
Amerykańsko-polski finał podczas historycznego turnieju
W całej prawie 30-letniej historii Grand Prix odbyło się dokładnie 13 wyścigów finałowych, w których dochodziło do pojedynków duetów z dwóch różnych państw. Ten pierwszy miał miejsce w premierowym turnieju w Czechach w 1997 roku, na który zjechało mnóstwo kibiców Biało-Czerwonych. Wtedy w decydującym biegu wieczoru spotkali się zawodnicy z USA i Polski.
Doskonale dogadujący się i zarazem tworzący jeden team Greg Hancock i Billy Hamill podwójnie pokonali w nim Tomasza Golloba i Sławomira Drabika. Co ciekawe, kolejność na podium była identyczna, jaka wystąpiła na zakończenie tamtej edycji światowego cyklu. Z kolei dla Drabika udział w finale na Markecie na zawsze pozostał najlepszym występem w karierze w GP.
CZYTAJ WIĘCEJ: Praga już po raz 30. w GP. Zmarzlik może rozpocząć ucieczkę
Gollob skąpany w deszczu i szampanie po wygranej na błocie
W pierwszych czterech sezonach obecności Pragi w kalendarzu GP to właśnie tam miała miejsce inauguracja mistrzostw. W 1999 roku zawody odbywały się w trudnych warunkach pogodowych i co za tym idzie torowych. Nie było to jednak wielką przeszkodą dla znów szybkiego Golloba, któremu sezon wcześniej szansę na "pudło" odebrał defekt motocykla.
Ćwierć wieku temu doskonale przygotowany do sezonu Polak wygrał i objął prowadzenie w klasyfikacji, które utrzymywał do przedostatniej rundy. Już na samym początku skąpany w deszczu i szampanie bydgoszczanin osiągnął sporą przewagę nad obrońcą tytułu Tonym Rickardssonem, ale ostatecznie po kilku miesiącach musiał zadowolić się "tylko" srebrnym medalem, bo złoto zgarnął Szwed.
CZYTAJ WIĘCEJ: Znamy komplet Polaków, którzy powalczą o SGP2
Trójpak króla Czech z dalekiej Australii
Należy wprost powiedzieć, że praski turniej doskonale przyjął się w Indywidualnych Mistrzostwach Świata i wpisał się na stałe w coroczną rywalizację o najcenniejsze trofeum w sporcie żużlowym. Z biegiem lat ściganie na Markecie upodobał sobie Jason Crump, który parł do przodu za upragnionym złotym medalem.
Australijczyk w latach 2002-2004 stał się pierwszym żużlowcem w erze GP, który wygrał trzykrotnie z rzędu rundę na tym samym torze. Rudowłosy zawodnik był już wtedy w ścisłym topie cyklu, śrubując doskonałą serię sezonów ze zdobytym medalem (ta dobiegła końca dopiero w roku 2010). W tym wszystkim pomagały mu m.in. punkty wywożone z Markety, gdzie aż dziesięć razy jechał w finale, z czego osiem kończył w trójce. To do dziś rekordy GP Czech.
CZYTAJ WIĘCEJ: Faworyci polegli w Grudziądzu! Srebrny Kask dla Bańbora
Praskie sukcesy Hampela z małym niedosytem
Reprezentantami Polski, którzy jak dotąd najczęściej meldowali się w Pradze w finale, są Tomasz Gollob i Jarosław Hampel. Aż siedmiokrotnie docierali oni do decydującej gonitwy czeskich zawodów. W liczbie miejsc na podium minimalnie lepszy jest ten drugi, ale w przeciwieństwie do pierwszego nigdy nie zdołał on wdrapać się na najwyższy stopień, co na pewno może budzić pewien niedosyt. Hampel aż cztery razy był drugi.
W latach 2004-2007 regularnie wjeżdżał do pierwszej czwórki, później udawało mu się to jeszcze w 2010, 2011 i 2015. Hampel uwielbiał Marketę, a Marketa uwielbiała Hampela. Niski wzrostem zawodnik świetnie odnajdywał się na 353-metrowym torze, na którym długimi latami kluczem do sukcesu był start, a przecież polski zawodnik słynie właśnie głównie z tego elementu. Zresztą sukcesy Polaka w GP rozpoczęły się i zakończyły nad Wełtawą. Pierwsze i ostatnie podium w karierze w tym cyklu zaliczał właśnie tam.
Woffinden powtarza wyczyn Crumpa
Nie tylko wspomniany Jason Crump potrafił zaliczyć swoistego hat tricka na praskim owalu. Sezony 2013-2015 to panowanie na nim Tai'a Woffindena, który właśnie w tym okresie szturmem wziął światowy żużel, co doprowadziło go do zdobycia pierwszych tytułów mistrzowskich. Znakomicie dysponowany pod kątem sprzętowym, fizycznym i przede wszystkim mentalnym Brytyjczyk czuł się w Czechach wprost doskonale.
W trzech zwycięskich dla siebie turniejach w 21 biegach ani razu nie dojechał do mety na ostatnim miejscu, a tylko dwukrotnie na trzecim. Wytrzymywał ciśnienie, nie miało dla niego większego znaczenia, z jakich pól startowych rusza. W sumie Woffinden ośmiokrotnie brał udział w finałowym biegu na tamtejszym torze, siedmiokrotnie stając na "pudle".
CZYTAJ WIĘCEJ: Potwierdzono zmianę w obsadzie Grand Prix Czecha
Wybitne przełamanie się Zmarzlika na Markecie
Żużlowcy z Polski sześć razy stawali w Pradze na najwyższym stopniu podium. Po razie wygrywali tam Janusz Kołodziej (2019) i Maciej Janowski (2021), a po dwa Tomasz Gollob (1999, 2010) i Bartosz Zmarzlik (2020). Ten ostatni w pierwszych latach spędzonych w GP nie krył się z tym, że czeska runda jest dla niego trudna, niewdzięczna i że nie może odnaleźć w niej tego, co pozwoli walczyć mu o najwyższe miejsca.
Przełamanie Zmarzlika nastąpiło w "covidowym" roku 2020. Wówczas na Stadionie Marketa odbyły się dwa turnieje, dzień po dniu. Jadący po swój drugi złoty medal IMŚ polski zawodnik w wielkim stylu wygrał oba, przy czym ten drugi raz po spektakularnym pościgu za Tai'em Woffindenem. Później polski mistrz już na podium nie stanął, dlatego jego relacje z Czechami są niełatwe. Jako ciekawostka warto dodać, że to tam w 2019 roku po raz nie awansował do półfinału w zawodach GP. Od tamtej pory Zmarzlik śrubuje absurdalnie wyjątkową serię, która obecnie liczy już 48(!) imprez z jazdą w półfinałowej fazie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Znamy prawie wszystkich uczestników cyklu finałów IMP
Powód do radości mieli również Czesi
Kibice gospodarzy co roku mają nadzieję, że ich reprezentant osiągnie na własnej ziemi wynik, który będzie można wspominać latami. Za taki trzeba uznać zajęcie trzeciego miejsca przez Vaclava Milika w 2017 roku. Wówczas przeżywał on swój najlepszy okres w karierze, odnosząc sukcesy w Indywidualnych Mistrzostwach Europy czy notując dobre wyniki w lidze polskiej.
Przed siedmioma laty Milik został pierwszym od czternastu latach Czechem na podium pojedynczych zawodów GP oraz jedynym w Pradze. Wcześniej i później ani razu czeskiemu reprezentantowi nie udało się bowiem wjechać do finału na Markecie. Najbliżej tego byli Antonin Kasper (piąty w 1999), jadący z "dziką kartą" Tomas Topinka (szósty w 2003), Lukas Dryml (ósmy w 2002) i kolejny zawodnik z pojedynczym zaproszeniem Josef Franc (siódmy w 2012).
CZYTAJ WIĘCEJ: Poznaliśmy "dziką kartę" na pierwszy finał TAURON SEC