"Trochę się poszlajamy po tych Alpach" - pisała na początku maja w mediach społecznościowych Justyna Kowalczyk-Tekieli. Dodała do tego zdjęcie, na którym widać szczęśliwego Kacpra Tekieliego bawiącego się z niespełna dwuletnim synem Hugo.
To był początek. Tekieli jechał do Szwajcarii zrealizować jeden z największych projektów, jeżeli chodzi o Alpy.
Mąż naszej multimedalistki w biegach narciarskich to jeden z najbardziej znanych polskich alpinistów, który chciał dokonać rzeczy wielkiej.
Chciał pobić rekord Ueliego Stecka. Planował zdobyć wszystkie alpejskie czterotysięczniki, których jest łącznie 82. I rozpoczął z przytupem, a wszystko dokładnie dokumentował w swoich mediach społecznościowych.
Tam na bieżąco wrzucał zdjęcia i pokazywał jak idzie mu zaliczanie kolejnych szczytów. Ostatnim, który udało się zdobyć, był Jungfrau (4158 m n.p.m), czyli trzeci najwyższy szczyt Alp berneńskich.
I Tekieli dopiął swego, jednak podczas zejścia wydarzyła się tragedia. Lawina porwała alpinistę. Wszystko to działo się w środę. Jego ciało ratownicy górscy znaleźli natomiast w czwartek rano.
38-latek marzył o tym, żeby zapisać się w historii alpinizmu. Chciał dokonać rzeczy nie tylko niebezpiecznej, ale i niesamowicie wymagającej. Tekieli chciał pobić rekord nieżyjącego już Ueliego Stecka. Ten w 2015 roku zdobył wszystkie 82 czterotysięczniki w zaledwie 62 dni.
Portal wspinanie.pl wspomniał, że Szwajcar pomiędzy szczytami przemieszczał się pieszo, na rowerze i... paralotni.
Tekieli nie jest pierwszą ofiarą śmiertelną tego projektu. W 2004 życie stracił tam Francuz Patrick Berhault.
Zobacz także:
"Rzadko się zdarza". Szef polskiego alpinizmu wspomina Kacpra Tekieliego
Filozof, któremu żadna góra nie była straszna. Taki był Kacper Tekieli