Cichy o ratowaniu Mackiewicza: Jak się ktoś położy, to pomóc mu można w wyjątkowej sytuacji

Zdjęcie okładkowe artykułu: Facebook / Tomasz Mackiewicz / Tomasz Mackiewicz
Facebook / Tomasz Mackiewicz / Tomasz Mackiewicz
zdjęcie autora artykułu

Sytuacja polskiego himalaisty, Tomasza Mackiewicza, od początku wyglądała źle. Ratownicy byli gotowi iść po niego, jednak zdaniem Leszka Cichego - tylko cud mógł uratować zaginionego alpinistę.

Akcja ratunkowa na Nanga Parbat została zakończona. Poinformował o tym Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy na K2 (więcej tutaj). To właśnie spod tamtej góry ruszył helikopter, który zabrał czterech polskich himalaistów. Denis Urubko, Adam Bielecki, Piotr Tomala i Jarosław Botor przelecieli ok. 200 km. Dotarli pod Nanga Parbat na wysokość 4800 m, skąd dwaj pierwsi ruszyli w ekspresowym tempie po uwięzionych wyżej Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza. Pierwszą udało się uratować, Polak cały czas tkwi na 7200 m. Nie ma z nim kontaktu, a akcja ratunkowa jest obecnie niemożliwa.

- Samo dotarcie do Tomka byłoby problemem. Jest takie powiedzenie w naszym środowisku, że jak się ktoś położy, to w zasadzie powyżej 7000 m są jedynie wyjątkowe sytuacje, żeby mu pomóc. Może gdyby schodził sam, ale zostaje jeszcze chociażby droga Kinshofera, gdzie ostatnie 150 metrów to drabiny stalowe, może oblodzone - powiedział w TVN24 Leszek Cichy, polski himalaista.   W mediach pojawiały się zarzuty, że nie udało się szybciej zorganizować akcji ratunkowej. Według Cichego - nieuzasadnione. - To nawet nie jest problem czasowy, ale trzeba wejść na 6 tys. metrów. Musisz się zaaklimatyzować, a jedynie nasi alpiniści byli stosunkowo niedaleko gotowi do takiej akcji. Od 3 tygodni przebywają pod K2, tylko oni byli predysponowani, żeby to zrobić - dodał.

Nie był natomiast zaskoczony, że Urubko i Bielecki znaleźli Francuzkę. Jak wyjaśnił Cichy, kiedy ktoś wspina się trasą, gdzie są liny, a inny tą samą trasą schodzi - wtedy powinni się spotkać. Znacznie gorzej sytuacja by wyglądała, gdyby Revol była wyżej, gdzie w poszukiwaniach mogłaby przeszkodzić np. mgła.

Czy jest jeszcze szansa na uratowanie Tomasza Mackiewicza? Leszek Cichy: - Oni byli przygotowani na uratowanie dwójki. Byli podzieleni na dwa zespoły. Mieli chyba nadzieję, że zostaną wysadzeni wyżej niż 4800 m, pierwsza dwójka poszła szybko ratować Revol. Plan był taki, że ją przejmą, sprowadzą niżej, dwójka z dołu ją odbierze, a ci ruszą dalej. Widać jednak, jak powoli się zsuwali z Revol. Trzeba dodatkowo pamiętać o prognozie pogody, opady śniegu przesuwają się nad Himalaje.

ZOBACZ WIDEO: Michał Bugno: Akcja Bieleckiego i Urubki była spektakularna, brawurowa i heroiczna. Przejdzie do historii światowego himalaizmu

Źródło artykułu:
Komentarze (8)
avatar
Lena Opoldońska
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
4
Odpowiedz
PRZECIEŻ TO JEST akcja ratunkowa, a nie wspinaczka po rekord, więc można iść bez klasycznej aklimatyzacji , używając BUTLI Z TLENEM. MSZ powinien przeznaczyć kasę na profesjonalną , wieloosobow Czytaj całość
KEMETA
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
5
Odpowiedz
zostawili na pastwę losu i tyle, jak można kończyć akcję, nie wiedząc, czy Tomek żyje, akcje można było przerwać a poza tym nie sugerować się tym, co opowiadała ta franc... należy ruszać po Tom Czytaj całość
avatar
Nie chcę islamskich imigrantów w Polsce
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
2
4
Odpowiedz
Dlaczego zostawili żywego człowieka w górach na śmierć? To skandaliczne.