Michał Bugno: Dla Tomka Mackiewicza rodzina była najważniejsza. Jednocześnie chciał żyć pasją (komentarz)

Facebook / Na zdjęciu: Tomasz Mackiewicz
Facebook / Na zdjęciu: Tomasz Mackiewicz

- Kochani, ściskam i pozdrawiam. Nie życzę nikomu śmierci, ani nie oceniam. Staram się robić to, co wydaje mi się słuszne. Kocham Was, Ludzie, i życzę tego, co dobre - napisał dwa i pół roku temu Tomek Mackiewicz, odpowiadając na komentarze hejterów.

Spotkanie z Tomkiem

Tomka Mackiewicza poznałem w marcu 2015 roku. Wygłaszał prelekcję w jednym z lokali na Solcu w Warszawie. Prezentował zdjęcia i opowiadał o swoich wyprawach na Nanga Parbat. Przyciągnął tłumy. Sala pękała w szwach, a ludzie zasypywali Tomka pytaniami na temat jego górskiej filozofii.

- Himalaizm kreuje moje życie i przynosi doświadczenia, które otwierają głowę - mówił.

Po zakończeniu do Tomka ustawiła się kolejka ludzi, którzy chcieli porozmawiać, zrobić wspólne zdjęcie, wziąć autograf czy po prostu przybić piątkę. Był wyluzowany i uśmiechnięty. Każdemu cierpliwie odpowiadał i spełniał wszystkie prośby.

Choć media nigdy nie były jego światem, okazał się otwartym człowiekiem i chętnie przystał na propozycję wywiadu. Na rozmowę umówiliśmy dwa tygodnie później przy okazji kolejnej prelekcji Tomka w Warszawie - w biurowcu Zebra Tower.

[b]

Ostrzeżenie
[/b]
Tomek był po piątej wyprawie na Nangę Parbat. Opowiadał o tym, jak świetnie układała mu się współpraca z Elisabeth Revol. Wspominał, jak na wysokości 6500 metrów wpadł do szczeliny, a zszokowana Francuzka dostarczyła mu liny i pomogła się wydostać.

- Popełniliśmy błąd, że nie związaliśmy się wtedy liną. Ta sytuacja mogła się skończyć tragicznie. To była dla mnie duża nauczka i ostrzeżenie - przyznał.

Pokazał też film z wyprawy, nagrany dwa lata wcześniej i zmontowany z podkładem muzycznym piosenki Grubsona "Na szczycie".

- Podczas wyprawy często słuchałem tej piosenki. Wraz z Markiem Klonowskim wpadliśmy na pomysł, żeby zmontować taki filmik. Marek zrobił to świetnie, a materiał zrobił duży show w internecie - opowiadał.

Po prelekcji usiedliśmy z Tomkiem i jego ukochaną Anną w jednej z restauracji przy Placu Zbawiciela. Pijąc wino, dyskutowaliśmy o górach, wyzwaniach i marzeniach. Ale też o ryzyku i odpowiedzialności. Skończyliśmy rozmawiać dopiero, kiedy kelnerzy poinformowali, że chcą zamykać lokal.

Dlaczego Nanga Parbat?

To było podstawowe pytanie. Dlaczego Nanga Parbat? Co sprawia, że co roku wraca zimą właśnie na ten ośmiotysięcznik i nie jest zainteresowany zdobywaniem innych?

- Dla mnie nie liczy się liczba zdobytych ośmiotysięczników - odpowiadał. - Gdyby tak było, w ciągu ostatnich pięciu lat mógłbym machnąć połowę Korony Himalajów i Karakorum. Rozpocząłem projekt górski, który nazwałem Nanga Dream. Nie robię tego, żeby zapisać się w historii. Chcę kontynuować pewną wizję. Wizję Andrzeja Zawady, który zapoczątkował zdobywanie ośmiotysięczników zimą - tłumaczył nam Tomek.

- Zastanawiałem się, jak to możliwe, że ludzie są w stanie stanąć na księżycu, a nie potrafią zdobyć zimą Nanga Parbat. Warto próbować. Tu chodzi o wyczyn. Fascynuje mnie, że jest to tak trudne, że wymaga tak wiele poświęcenia i energii - wyjawiał.

ZOBACZ WIDEO: Adam Bielecki w "Sektorze Gości": na Broad Peak każdy z nas musiał podjąć decyzję za siebie

Rodzina ponad wszystko

Podczas piątej próby zdobycia góry Tomek był bardzo bliski spełnienia marzenia o szczycie. Wraz z Elisabeth Revol dotarli do wysokości 7800 m n.p.m. Do wierzchołka zabrakło 300 metrów. Mimo to zawrócili, bo czasu do zmierzchu pozostało niewiele.

- W Himalajach trzeba dużej odpowiedzialności. Czasem się zastanawiam, jak bym wypadł w oczach dzieci, gdybym wszedł na szczyt i z niego nie zszedł? Co by o mnie pomyślały? Że tylko i wyłącznie przez własny egoizm zaryzykowałem życiem i pozbawiłem ich ojca? - mówił wówczas Tomek.

- Trzeba mieć świadomość tego, w co gramy. To nie jest zabawa w kotka i myszkę. Walcząc o szczyt, ryzykujemy życiem. To życie nie należy jednak tylko do nas. Trzeba mieć szacunek do osób, które są nam bliskie - podkreślał.

Taki był Tomek. W himalaizmie zimowym, który sam w sobie jest ekstremalnym i ryzykownym sportem, starał się zachować umiar i chłodną głowę. Rodzina i dzieci zawsze były dla niego najważniejsze. Jednocześnie chciał żyć pasją. Podejmować wyzwania, przekraczać własne granice, przeżywać silne emocje, dążyć do celu, spełniać marzenia i po prostu być szczęśliwym.

Spełnione marzenie

Zdobycie szczytu Nanga Parbat było jego życiowym marzeniem. Kiedy dwa lata temu Włoch Simone Moro, Bask Alex Txikon i Pakistańczyk Muhammad Ali dokonali pierwszego zimowego wejścia na tę górę, spodziewałem się, że Tomek odpuści. Tak się nie stało. Wyzwanie pozostało wyzwaniem.

Teraz, po wielu latach i siedmiu wyprawach, wreszcie dotarł na szczyt. Wyobrażam sobie, jak bardzo szczęśliwy, spełniony i usatysfakcjonowany musiał być, stojąc na wierzchołku. W końcu dopiął swego. Spełnił życiowe marzenie.

Z całą pewnością zrezygnowałby jednak ze szczytu i wszystkich wypraw w Himalaje, gdyby wiedział, jak wysoką cenę będzie musiał za to zapłacić. Bo jadąc w najwyższe góry, każdy ma świadomość ryzyka, ale nikt z góry nie zakłada, że naprawdę coś mu się stanie.

Odpowiedź na hejt

Brytyjski himalaista George Mallory zapytany, dlaczego chodzi w wysokie góry, odpowiedział krótko: "bo są". Inaczej na zagadnienie spojrzał prezes PZA Piotr Pustelnik. Uznał, że ludzi można podzielić na dwa rodzaje. Na tych, którym tej pasji nie trzeba tłumaczyć, i na tych, którym się jej nie wytłumaczy.

To mądre słowa. Zwłaszcza, kiedy spojrzy się na wysyp komentarzy w internecie. Z perspektywy ciepłych pomieszczeń i wygodnych foteli ocenia się nad wyraz łatwo. Pada mnóstwo ostrych, niesprawiedliwych i obraźliwych zdań.

Po naszym spotkaniu sprzed dwóch lat, kiedy opublikowaliśmy wywiad w Wirtualnej Polsce, Tomek - niestety - przeczytał podobne komentarze.

I nawet na nie odpisał.

"Kochani, ściskam i pozdrawiam. Nie życzę nikomu śmierci, ani nie oceniam. Wysyłam moc energii. Staram się robić to, co wydaje mi się słuszne. Kocham Was, Ludzie, i życzę wszystkim tego, co dobre. Pozdro, Czapkins".

Michał Bugno 

Autor na Twitterze:

Przeczytaj również:

Komentarze (63)
Ruda Wiesia
1.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
oj, oj same mądrale...... 
Ruda Wiesia
1.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
szacun...... 
Ruda Wiesia
1.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czapkins, szacuns......jestem z tobą....gdzeiś się spotkamy...... 
avatar
Sebastian Pietrzykowski
1.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bardzo mi żal tego Pana Tomka żeby było jasne!!!
Ale takie teksty ze rodzina była dla tego Pana najważniejsza to chyba ten co to pisze to nie wie co mowi kompletnie!!!
Albo ja to rozumiem w inn
Czytaj całość
ja_pytam
1.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A teraz popatrzymy na akcję ratowniczą, Teraz wiemy że Tomek do końca czekał na pomoc. Czy nie rodacy nie powinni pójść na dwa składy wspinaczkowe - jeden po Tomka a drugi po Eli ? czy ktoś os Czytaj całość