Tragiczna historia z Tatr: wyszli w góry przy dobrej pogodzie, wszyscy zginęli

Doświadczony instruktor, Jerzy Hirszowski, wraz z trójką kursantów mieli "zaliczyć" na szybko jeden ze szczytów. Prosta wycieczka przerodziła się w przegraną walkę o życie. Pogoda w polskich górach potrafi zaskoczyć nawet zawodowców.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Panorama na Mięguszowiecki Szczyt i Cubrynę PAP / Paweł Kula / Panorama na Mięguszowiecki Szczyt i Cubrynę.

Kibice mocno potraktowali w mediach Artura Szpilkę. Przypomnijmy: bokser wybrał się w górach na wyprawę na Śnieżce (więcej tutaj), ale fatalne warunki pogodowe zmusiły go do wezwania pomocy. Przyznał się, że nie był to przemyślany ruch, jednak i tak mocno oberwało mu się od internautów. Nie zmienił tego nawet fakt, że Szpilka troszczył się głównie o zdrowie swoich psów (zobacz tutaj).

Naszego pięściarza, zaskoczonego przez śnieżycę, nie spotkały żadne nieprzyjemności. Goprowcy bez kłopotów przetransportowali go wraz ze zwierzętami w bezpieczne rejony. Szpilka bronił się w mediach społecznościowych, że nie tylko on popełnia błędy w górach, a w zaistniałej sytuacji miał prawo wezwać pomoc. Jak łatwo się przekonać - pogoda w górach potrafi zaskoczyć dużo bardziej doświadczonych od niego i to ze skutkiem śmiertelnym.

Doświadczony taternik
To była jedna z najtragiczniejszych wypraw w dziejach polskich Tatr. Historię śmierci czterech osób przedstawił "Przegląd". Dokładniej wersję wypadków opisał Maciej Kuczyński w swojej książce "Tatrzańskie dramaty". 55-letni Jerzy Hirszowski, doświadczony taternik i instruktor, przebywał na kursie wspinaczkowym w Morskim Oku. Ostatniego dnia szkolenia, 4 września 1992 roku, wszyscy uczestnicy zbierali się do zejścia, jednak Hirszowski chciał z trójką kursantów przejść drogę na Mięguszowiecki Szczyt (2438 m, między Polską a Słowacją, w Tatrach Wysokich). Pogoda była niezła, prognozy zapowiadały co prawda oziębienie i deszcz, jednak te nie nadchodziły. Doświadczony taternik uznał, że pogoda utrzyma się jeszcze jeden dzień na tyle, aby pokonać trasę. Znany był z ostrożności i - jak pisał Maciej Kuczyński - wszystko dokładnie planował.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak wygląda rywalka Karoliny Kowalkiewicz. Wow!
Przejście wschodniej ściany Mięguszowieckiego miało zająć jakieś 3,5 godziny. Instruktor podszedł pod górny odcinek Kotła Mięguszowieckiego z trójką kursantów: Magdaleną Dąbrowską (19 lat), Małgorzatą Czubasiewicz (19 lat) i Marcinem Tomczykiem (20 lat). Szybko zaczęli się wspinać, szło im dobrze. Niespodziewanie pogorszyła się pogoda, zaczęło padać. Hirszowski musiał podjąć decyzję, czy idą dalej. Uznał, że się jednak nie wycofają.

Do szczytu brakowało im już niecałe 200 m, kiedy rozpętała się śnieżna burza. Zaczęło mocno wiać, czego nie przewidział ani instruktor, ani tym bardziej kursanci. Widoczność spadła niemal do zera. Czwórka ludzi przyklejonych do skały rozpoczęła walkę o życie. Nie mieli możliwości nocowania, byli bez porządnych ubrań, jedzenia czy namiotu. Jedynym wyjściem był zjazd po wcześniej założonych linach.

Za późno na pomoc

Hirszowski znalazł niżej półkę skalną, na którą dotarli wszyscy po kolei. Nie chciał tracić czasu na wbijanie haków i wykorzystał głaz odstający od ściany. Przerzucił przez niego linę, zrobił pętlę i zaczął zjeżdżać. Nieoczekiwanie wielki kamień, pod ciężarem instruktora, drgnął i przetoczył się za krawędź półki. Trzymający się go Tomczyk stracił równowagę, potrącił stojącą obok niego Czubasiewicz i cała trójka runęła w dół. Jak opisuje autor "Tatrzańskich dramatów", przebyli 250 metrów postrzępionej ściany, odbijając się po drodze od wystających kawałków skał.

Na półce została sama Dąbrowska, która zaczęła wzywać pomocy. Nikt jej nie słyszał, nawałnica śniegu zagłuszała wszystko. Wieczorem ruszyła jednak pomoc, bowiem inni taternicy byli zaniepokojeni nieobecnością punktualnego zwykle Hirszowskiego. Nikt nie był w stanie szukać zaginionych. W Tatrach przyszło niezwykłe załamanie pogody, a temperatura spadła o 20 stopni. 5 września wreszcie ktoś usłyszał wołającą dziewczynę, jednak ze względu na fatalne warunki nie można było do niej dotrzeć. Niespotykane opady śniegi i silny wiatr uniemożliwiał akcję ratunkową najlepiej przygotowanym do tego ludziom w Tatrach.

Udało się to dopiero 8 września, ale na pomoc było za późno. Ze skalnej półki toprowcy ściągnęli zwłoki 19-letniej Magdaleny Dąbrowskiej. Jej ciało było całe pokryte lodem, nie miała szans przetrwać w takich warunkach. Dzień później, u podstawy Kotła Mięguszowieckiego, znaleziono ciała Hirszowskiego, Czubasiewicz i Tomczyka.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×