Zdetonowała bombę. Polka chce zdobyć zimą K2. "Wielu osobom to się nie podoba, ale z tym się godzę" [WYWIAD]
- Porywałam się na różne rzeczy i nie jest to rzucanie się na głęboką wodę - podkreśla Magdalena Gorzkowska. Była olimpijka rozpoczyna właśnie wyprawę, której celem jest zdobycie K2 - jedynego ośmiotysięcznika niezdobytego do tej pory zimą.
Kolejna narodowa wyprawa odbędzie się najwcześniej w sezonie 2021/22, ale... być może już tej zimy osoba z Polski stanie na szczycie K2. Magdalena Gorzkowska znalazła się bowiem w składzie międzynarodowej wyprawy organizowanej przez agencję Seven Summits Trek, której celem jest pierwsze zimowe wejście na "górę gór". Działać, niezależnie od siebie, będzie kilka zespołów. Polka znajdzie się w jednym z nich, liczącym cztery osoby.
W piątek, 18 grudnia, Magdalena Gorzkowska wyruszyła w drogę do Karakorum. Najpierw lot do Islamabadu, stamtąd do Skardu. Następnie przejazd do Askole i ok. 100 km trekkingu do bazy pod K2 położonej na wysokości 5000 m n.p.m. Aklimatyzacja, zakładanie kolejnych obozów. Atak szczytowy, przy sprzyjających warunkach (kilkudniowym oknie pogodowym), może się odbyć pod koniec stycznia lub w lutym 2021 r. Z himalaistką ze Śląska rozmawialiśmy tuż przed rozpoczęciem jej wyprawy.
Michał Fabian, WP SportoweFakty: Ogłoszenie wyprawy na K2 było niczym zdetonowanie bomby. Długo utrzymywałaś to w tajemnicy.
Magdalena Gorzkowska: Bomba wybuchła w sobotę, 12 grudnia (na sześć dni przed rozpoczęciem wyprawy - przyp. red.). Wolałam, żeby nie wybuchła wcześniej, bo chciałam się skupić na przygotowaniu fizycznym. Nie odpuszczałam sobie żadnego treningu. W momencie ogłoszenia wyprawy mój spokój się skończył, zaczął się rozgłos medialny. To dla mniej sprawa mniej ważna, choć oczywiście warto mówić o rzeczach, które się robi. Mimo to przygotowania były na pierwszym miejscu do samego wyjazdu. Kilka dni temu, już po ogłoszeniu decyzji, zrobiłam trening biegowy o godz. 23.00, mimo zmęczenia materiału.
Masz już na koncie trzy ośmiotysięczniki: Mount Everest, Makalu i Manaslu, ale nie wspinałaś się na nie zimą. A do tego K2… Góra, której w sezonie zimowym nie zdobył nikt, nawet giganci himalaizmu.
Na pewno sporo osób jest zaskoczonych, ale ludzie, którzy znają mnie bardzo dobrze, zareagowali inaczej. Wiedzą, że jak Gorzkowska wymyśliła K2 zimą, to... nic nowego. Porywałam się na różne rzeczy od wielu, wielu lat. Tak naprawdę nie jest to rzucanie się na głęboką wodę, bo jakieś doświadczenie z górami wysokimi mam. Co prawda z Karakorum zimą absolutnie nie, ale musi być ten pierwszy raz.
Z jakimi reakcjami środowiska alpinistycznego się spotkałaś?
Czułam raczej pozytywne reakcje, ale nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka. Wiem, że na pewno wielu osobom to się nie podoba. Nic dziwnego, bo robię coś ponadprzeciętnego. Zawsze część ludzi to zhejtuje i powie, że to jest głupi pomysł, ale ja się z tym godzę i OK. Każdy ma prawo do własnego zdania. Czuję moc pozytywnej energii od wielu ludzi - kibiców, moich bliskich.
Co ważne, skorzystałam z doświadczenia chłopaków, którzy już tam byli. Dużo mi doradzili, dzięki nim ulepszyłam sprzęt, poprawiłam trening. Uważam, że jestem przygotowana bardzo dobrze, ale i tak góra zweryfikuje nas wszystkich.
Wspomnianymi "chłopakami, którzy byli już pod K2", są uczestnicy narodowej wyprawy z sezonu zimowego 2018/19 - Piotr Tomala, Artur Małek i Marek Chmielarski. Co od nich usłyszałaś - "dziewczyno, jesteś szalona" czy raczej "możesz to zrobić"?
Nie mówili nic motywującego czy demotywującego. Powiedzieli mi po prostu, jakie tam panują warunki, mrozy, wiatry i jak mam się na to przygotować. Absolutnie nie podcięli mi skrzydeł, wręcz przeciwnie. Pomogli mi w wielu sferach. "Złapali" mnie na kilku słabych punktach w moim sprzęcie, poradzili mi, jak to ulepszyć. Nawet wspólnie trenowaliśmy. Myślę, że odbiór był pozytywny i dostałam od nich bardzo duże wsparcie.
W tamtej wyprawie konfliktów nie brakowało...
Czynnik ludzki nie jest łatwy. Moim zdaniem im więcej ludzi w wyprawie, tym więcej konfliktów. Mój zespół to cztery osoby - dwójka szerpów, reporter Oswald Rodrigo Pereira i ja. Myślę, że będziemy bez problemu współpracować.
Wielokrotnie powtarzałaś, że zaufanie do szerpów jest ogromnie ważne. Jednego znasz bardzo dobrze.
Zgadza się, szerpa Pemba Lama jest moim pierwszym szerpą, byłam z nim na trzech ośmiotysięcznikach. Z drugim szerpą jeszcze się nie wspinałam, ale wiem, że to osoba bardzo doświadczona. Rok temu działał zimą na Evereście. W warunkach zimowych jest dużo bardziej doświadczony, był już na sześciu ośmiotysięcznikach. Bardzo ważne jest to, że obaj szerpowie byli na K2. Z kolei reporter Oswald Rodrigo Pereira relacjonował trzy lata temu narodową wyprawę.
Tak prezentuje się część zespołu szerpów, którzy wezmą udział w zimowej wyprawie na K2
K2 to potężne wyzwanie, pokusa bycia pierwszą w miejscu, w którym nikogo nie było. Z drugiej strony, to także ogromne ryzyko, na szali kładzie się zdrowie, czasem także życie. Już raz pokazałaś, że w sytuacji zagrożenia potrafisz się wycofać - gdy w trakcie zdobywania Manaslu nabawiłaś się odmrożeń, nie zdecydowałaś się atakować Lhotse za wszelką cenę (więcej TUTAJ>>).
I oczywiście mogę powiedzieć, że na K2 postąpię podobnie. Nie ma dla mnie pojęcia "atak za wszelką cenę". Zrobię wszystko, żeby wejść, ale nie będę poświęcać swojego zdrowia. Ta góra nie zasługuje nawet na kawałek mojego paznokcia (śmiech). Ale przygotowywałam się w wielu sferach, żeby ten sukces mimo wszystko był.
Dużą wagę przywiązujesz do kwestii bezpieczeństwa. Zmagasz się z astmą, więc musisz być odpowiednio zabezpieczona medycznie. Jak to wygląda?
W bazie pod K2 nie będzie lekarza, dlatego krótko przed wyjazdem odbyłam szkolenie pod okiem lekarza. Uczyłam się iniekcji, podawania różnych leków. Mam świetnie wyposażoną apteczkę - począwszy od leków na odmrożenia, które pomogły Elisabeth Revol, przez leki na wszelkie objawy choroby wysokościowej, po wszystkie "proste" choroby, które mogą nas dotknąć wszędzie. Mam cały karton leków. Jestem przygotowana na to, że będę musiała sobie z tym poradzić sama, ale zadbałam o kontakt z lekarzami w sytuacji awaryjnej. W telefonie satelitarnym mam wbite numery do trzech lekarzy. Są przygotowani na to, że mogę do nich zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Będą mnie wspierać.
Wyprawa na Mount Everest kosztowała cię ok. 130 tys. zł, podobnie przedstawiał się koszt zdobycia Makalu. Jak pod względem finansowym ma się do tego zimowa wyprawa na K2?
Kosztuje dużo więcej, bo przedsięwzięcie logistyczne jest ogromne. Jadę z dwójką szerpów, a nie jednym, będzie także reporter. To zmienia postać rzeczy. Mogę powiedzieć, że to największe przedsięwzięcie finansowe, w jakim biorę udział. Dzięki wsparciu sponsora, firmy InPost, nie muszę się jednak martwić o finanse, wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Czytaj także: Magdalena Gorzkowska: Straciłam dużo pieniędzy, ale nie zdrowie. Wolę mieć palec niż zdobyte Lhotse
Czytaj także: Magdalena Gorzkowska zaatakuje Manaslu. "Moja psychika jest niezłomna, w górach to bardzo potrzebne"