6 października na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Katarze odbędzie się finał sztafet 4x400 m. Polki stać na wiele, nawet na złoto. Kiedyś w drużynie trenera Aleksandra Matusińskiego biegała także Magdalena Gorzkowska. W 2016 r. zdobyła z koleżankami srebrny medal Halowych Mistrzostw Świata w Portland, jednak kilka miesięcy później - po tym, jak nie zakwalifikowała się na igrzyska w Rio de Janeiro - zrezygnowała z lekkoatletyki na rzecz górskich wypraw.
Gdy "Aniołki Matusińskiego" pobiegną po medal MŚ, Gorzkowska prawdopodobnie będzie już świętować kolejny sukces w swojej nowej specjalizacji. Między 1 a 5 października planuje przeprowadzić atak szczytowy na Manaslu - położony w północnej części Nepalu ósmy najwyższy szczyt Ziemi (8156 m n.p.m.).
Manaslu to trzeci ośmiotysięcznik, który zamierza zdobyć himalaistka ze Śląska. W maju 2018 r. jako najmłodsza Polka w historii stanęła na szczycie Mount Everest. Rok później wspięła się na Makalu, jako pierwsza Polka bez użycia dodatkowego tlenu. Nabawiła się jednak odmrożeń palców u stóp, co zmusiło ją do rezygnacji z wyprawy na Lhotse. - Straciłam mnóstwo pieniędzy, ale to jest cena zdrowia, które jest dla mnie ważniejsze. Wolę jednak mieć ten palec, tym bardziej że to duży palec, niż zdobyte Lhotse - tłumaczyła na początku czerwca (więcej TUTAJ>>).
ZOBACZ WIDEO: Duże zmiany w polskiej kadrze skoczków! Rafał Kot mówi o nowościach sprzętowych i Kamilu Stochu
30 dni i palec jak nowy
O problemach zdrowotnych na szczęście już zapomniała. - Gdy wróciłam z wyprawy, było mi smutno, że nie mogę się wspinać czy nawet biegać, ale martwa tkanka bardzo szybko całkowicie się zregenerowała. Byłam naprawdę zdziwiona - 30 dni i palec jak nowy. Już pod koniec czerwca mogłam biegać i zacząć przygotowania do kolejnej wyprawy - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Magdalena Gorzkowska.
Była lekkoatletka w niedzielę (8.09.) wyleci z Pragi do Nepalu. Początkowo miała zamiar zdobyć Sziszapangmę. - Okazało się jednak, że rząd Chin w tym sezonie nie pozwala na nią wchodzić. Muszę więc odłożyć Sziszapangmę na później - tłumaczy. Wybór padł więc na Manaslu.
Gorzkowska postawiła na niezależność. Poprzednio - podczas wspinaczki na Makalu - znalazła się w kilkunastoosobowej grupie, w której pozostali uczestnicy używali dodatkowego tlenu. Polka siłą rzeczy poruszała się dużo wolniej. Teraz pójdzie z dobrze jej znanym i doświadczonym w wysokich górach Szerpą Pembą.
- Wolę swobodę. Nie lubię być wrzucona do jednego wora ze wszystkimi, zwłaszcza że idę bez dodatkowego tlenu. Jestem pewna za siebie i za swoje decyzje - podkreśla. - Gdy wpinaliśmy się na Makalu, mieliśmy lidera, który powiedział mi, że na pewno nie wejdę bez tlenu, że pogoda się zepsuje, że mam schodzić. To wszystko było nieprawdą. Specjalnie chciał mnie zagonić na dół. Teraz będę niezależna. To rozwiązanie lepsze i dla mnie, i dla agencji, która organizuje wyprawę (największa agencja w Nepalu, Seven Summits - przyp. red.) - uzasadnia 27-latka.
Szerpę Pembę zna już z poprzednich wypraw. - Z Everestu i z Makalu. Choć wtedy nie był moim prywatnym Szerpą, to strasznie angażował się w pomoc innym, mnie też pomagał schodzić, gdy byłam już kompletnie wyczerpana. Manaslu to właściwie jego pomysł. Napisał do mnie w lipcu z pytaniem, czy idziemy razem. Weźmiemy cały serwis agencji, będziemy działać we dwójkę - dodaje.
Schodzić jak wspinacz, a nie turysta
Po ostatniej wyprawie była lekkoatletka TS AKS Chorzów miała pretensje do siebie. Zejście z Makalu do obozu zajęło jej aż 10 godzin. - Gdy osiągnęło się już cel, to motywacja bardzo spada. Co chwilę robiłam przerwy, siadałam, byłam strasznie zmęczona. Mam to sobie za złe, że się tak zachowałam. Uważam, że to było nieprofesjonalne. Zbyt długie przebywanie w "strefie śmierci" nie jest dobre - mówiła mi w czerwcu, oceniając, że do bazy powinna wówczas dotrzeć w 6 godzin.
Dlatego przed kolejnym wyzwaniem poświęciła wiele czasu na optymalne przygotowanie organizmu. Doskonaliła technikę wspinaczkową, a także biegała w Beskidach. - Wspinałam się wyjątkowo dużo. Bardzo poprawiłam się i technicznie, i siłowo. Mogę powiedzieć, że jest bardzo dobrze - podkreśla.
Oprócz przygotowania fizycznego niezwykle ważna jest także sfera mentalna. Gorzkowska nie korzysta z usług psychologa sportowego, bo - jak sama przyznaje - nie potrzebuje tego.
- Kiedyś psycholog sportowy po testach powiedział mi, że moja psychika jest na poziomie mistrza olimpijskiego. W takiej sytuacji zawodnik jest sam sobie psychologiem. Wyjaśnił, że w każdej trudnej sytuacji sama potrafię zdefiniować problem i odpowiednio sterować myśleniem, by go rozwiązać. Zostałam więc odesłana z kwitkiem - wspomina Magdalena Gorzkowska.
- Teraz też tak do tego podeszłam. Sama ze sobą popracowałam, to ja muszę być dla siebie psychologiem sportowym i zmienić myślenie. Na Manaslu nie może mi zabraknąć motywacji podczas zejścia. To jest mój punkt honoru. Chcę schodzić jak rasowy wspinacz, jak himalaistka, a nie jak jakiś turysta - uśmiecha się, dodając: - Moja psychika jest niezłomna, a to w górach wysokich jest bardzo potrzebne.
W 2020 r. trzy szczyty, a kiedyś... maraton spod Everestu
Manaslu nazywane jest Górą Ducha. Miejscowi wierzą, że miejsce to zamieszkują bóstwa. Dlatego alpiniści zatrzymują się poniżej najwyższej części skalnej grani - z szacunku dla nepalskich wierzeń.
- Nie można wejść na sam szczyt, trzeba być metr czy dwa poniżej niego. Zdjęcia z Manaslu są więc dość specyficzne - wygląda to tak, że człowiek stoi pod szczytem. Nic jednak z tym nie zrobię. Mam nadzieję, że ludzie nie posądzą mnie potem o to, że zabrakło mi metra - żartuje była sprinterka, która pozostawi na szczycie paczkomat. Sponsorem jej wyprawy jest bowiem firma InPost (pełna nazwa to InPost Manaslu 2019 Expedition).
Gorzkowska nie ukrywa, że Manaslu to jedynie etap na drodze do celu głównego, jakim jest zdobycie Korony Himalajów i Karakorum (14 ośmiotysięczników). - To dla mnie sprawa historyczna, żadna Polka dotychczas tego nie zrobiła. Mam 14 szczytów w głowie, odkąd tylko zaczęłam myśleć o Mount Everest. Nie chciałam jednak mówić o tym publicznie, by nie wystawiać się na pośmiewisko. Byłoby to dziwne, gdyby o koronie mówił ktoś, kto nie ma nawet jednego ośmiotysięcznika na koncie - wspomina Gorzkowska.
Teraz jednak sytuacja jest już inna, a Magda myśli już wstępnie także o roku 2020. Gaszerbrum I, Gaszerbrum II oraz Broad Peak - ostrożnie mówi o zdobyciu tych trzech szczytów. Ostrożnie, bo ostatnia wyprawa na Makalu (i rezygnacja z Lhotse) nauczyła ją, że w górach nie można być pewnym niczego.
- Podejdę do tego w ten sposób, że w zależności od mojego samopoczucia, siły i warunków pogodowych zadecyduję o tym, czy iść na następną górę, czy też nie. W historii były już wejścia na te trzy szczyty "za jednym zamachem". Jest to więc do zrobienia, ale nie upieram się, że muszą być trzy. Jeśli na przykład uda się wejść tylko na Broad Peak, też będę przeszczęśliwa - tłumaczy.
Na poniższym zdjęciu Magdalena Gorzkowska i kombinezon, w którym będzie się wspinać na Manaslu:
Na koniec Gorzkowska zdradza nam jeszcze jeden cel, który łączy jej obie pasje: góry i bieganie. - Po zakończeniu wyprawy na Lhotse miałam w planach przebiec najwyższy maraton na świecie. Niestety z powodu odmrożonego palca musiałam ten temat odłożyć. Nie chcę go jednak odpuszczać. Jeśli kiedyś pójdę na Lhotse, to będę to chciała połączyć z maratonem - kończy rozmowę z WP SportoweFakty Magdalena Gorzkowska.
Zawody, o których mówi Polka, to Tenzing Hillary Everest Marathon. Bieg odbywa się co roku 29 maja, uczestnicy startują z bazy pod Mount Everest (5364 m n.p.m.) i kierują się w dół. Meta znajduje się na wysokości 3446 m n.p.m.
Czytaj także: Magdalena Gorzkowska zrezygnowała z wejścia na Lhotse. "Intuicja kazała skupić się na zdrowiu"