Jego rodzina już nigdy nie odzyska ciała. Tym dramatem żył cały kraj, Polaka nie uratowano

Gdyby dziś żył obchodziłby swoje 46. urodziny. Tomasz Mackiewicz w styczniu 2018 r. został na zawsze na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.) z własnego wyboru. Tragedia polskiego himalaisty wstrząsnęła wtedy całym światem.

Piotr Bobakowski
Piotr Bobakowski
Tomasz Mackiewicz Facebook / Na zdjęciu: Tomasz Mackiewicz
13 stycznia 1975 r. to bardzo ważna data dla bliskich Tomasza Mackiewicza. Od dwóch lat dzień urodzin himalaisty przypomina jednak o tragedii, do której doszło w styczniu 2018 r. podczas wyprawy na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.) - ośmiotysięcznik, dziewiąty co do wysokości szczyt świata.

Mackiewicz (po raz siódmy w karierze) z Elisabeth Revol (po raz czwarty) podjęli wtedy kolejną próbę wejścia zimowego (bez wspomagania tlenem z butli) na słynną górę usytuowaną na zachodnim skraju Himalajów, na obszarze Kaszmiru w północno-wschodnim Pakistanie.

Po zdobyciu szczytu przez polsko-francuski duet wspinaczy wysokogórskich, Mackiewicz zapadł na chorobę wysokościową i ślepotę śnieżną. Polak nie był w stanie o własnych siłach zejść. Revol wezwała wprawdzie pomoc, ale dostała wiadomość, że ma zostawić partnera wspinaczkowego w szczelinie na wysokości ok. 7200 m n.p.m., a sama spróbować zejść do poziomu 6000 m n.p.m.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponujące umiejętności Piotra Liska. Jest rewelacyjny

Ekipa ratunkowa planowała zabrać Mackiewicza helikopterem. Zespół ratowników na czele z Denisem Urubką i Adamem Bieleckim (w akcji brali też udział Piotr Tomala i Jarosław Botor) został jednak zrzucony o wiele niżej niż sądzono - ok. 4800 m n.p.m.. Revol udało się uratować, Mackiewicz niestety został na górze na wieki. W akcie zgonu jako datę śmierci przyjęto 30 stycznia 2018 r.

"To był jego wybór"

- W rzeczywistości Tomek został porzucony na górze, ale od razu trzeba zaznaczyć, że to był jego wybór. Przeżywałem tę tragedię bardzo mocno - ocenił w rozmowie z WP SportoweFakty rosyjski alpinista Artiom Braun (więcej TUTAJ).

Dramatem Mackiewicza i wydarzeniami na Nanga Parbat żył cały świat. Dopiero jednak po śmierci wiele osób zaczęło szanować popularnego w środowisku "Czapkinsa".

"To smutne, że często ludzie zostają naprawdę docenieni dopiero po śmierci i znaczące, że ci, którzy podśmiewywali się z Tomka - dzisiaj wypowiadają się o nim w zupełnie innym tonie. Lekcja, którą dał nam Tomek, mówi, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia są po to, żeby je spełniać, trzeba tylko wytrwale robić swoje i nie słuchać podszeptów "życzliwych", którzy mówią, że się nie da" - napisał na Facebooku Adam Bielecki - w pierwszą rocznicę śmierci Mackiewicza (więcej TUTAJ).

- On (Mackiewicz - przyp. red.) nie był profesjonalnym, zawodowym wspinaczem, jacy zimą odwiedzają Pakistan. Nanga była jego marzeniem, pasją, zafiksował się na nią. W tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. (...) Ludzie mu nie wierzyli, nie rozumieli go, nie traktowali go poważnie, nie uważali za dobrego alpinistę. Moim zdaniem jednak, przez te wszystkie lata pokazał, że należy mu się hołd i szacunek. Był wielkim walczakiem, sportowcem - powiedział naszemu portalowi Asghar Ali Porik, który przez wiele lat pełnił funkcję szefa Pakistańskiego Klubu Alpinistycznego.

Mackiewicz zostawił swoją partnerkę Annę Solską, z którą miał córkę Zoję, a także Antka - syna Anny. Himalaista osierocił również dzieci z pierwszego małżeństwa - jednego z bliźniaków Maxymiliana (prochy drugiego z synów Xawerego zaniósł na górę Chan Tengri) oraz córkę Antoninę. Jego bliscy już nigdy nie odzyskają ciała...

Zobacz:
Anna Solska-Mackiewicz: Jesteśmy z niego dumni. Energia Tomka wciąż żyje

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×