WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Wojciech Kamiński

Wojciech Kamiński: Różnica w budżetach. To problem polskich klubów

Karol Wasiek

- Za jakość trzeba płacić. Dwóch zawodników Galatasaray zarabia więcej niż cała nasza drużyna. To jest problem polskiej koszykówki. Nam się wydaje, że mamy wielkie pieniądze na Europę, a takie to miał kiedyś Asseco Prokom - mówi Wojciech Kamiński.

Legia Warszawa, wicemistrz Polski, ma za sobą udział w prestiżowych rozgrywkach Basketball Champions League. Podopiecznym Wojciecha Kamińskiego nie udało się awansować do drugiej fazy, wygrywając tylko jeden z sześciu meczów. Polski trener nie ukrywa, że rywalizacja na poziomie BCL jest konieczna do tego, by podnosić poziom i pozyskiwać lepszych zawodników, ale nie ukrywa, że jest ogromna różnica w budżetach między polskimi a zagranicznymi zespołami. Dodaje też w rozmowie z WP SportoweFakty, że Legia - po odpadnięciu z rozgrywek - nie zamierza wyprzedawać zespołu. Ma pieniądze, by utrzymać ten skład do końca sezonu.

- Co prawda dwóch zawodników ma zapisaną kwotę buy-outu w umowach, ale żadne sygnały do nas nie dochodzą. Powiem więcej: nie będzie żadnej wyprzedaży. Stać nas na utrzymanie tego zestawu w Legii do końca tego sezonu. Nie musimy nikogo sprzedawać, by zrównoważyć koszty - mówi nam Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa.

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Geoffrey Groselle miał jeden celny rzut na dziewięć prób z linii rzutów wolnych w wygranym meczu z Suzuki Arką Gdynia (83:81). W sezonie ma zaledwie 34-procentową skuteczność (17 z 49 rzutów). O co w tym chodzi?

Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa: Nie wiem. To trudny temat, bo na treningach wygląda to zdecydowanie lepiej. Trafia w miarę regularnie. W meczach ma z tym ogromny problem. Myślę, że to kwestia mentalna. Ale nie ukrywam, że co innego mnie frustrowało w jego poczynaniach w ostatnim spotkaniu i mam do niego o to duże pretensje.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa? 

O co?

O decyzyjność. Miałem takie wrażenie, że Geff z premedytacją czekał na te faule rywali. A gdyby oddawał szybkie rzuty, to zapisałby więcej punktów przy swoim nazwisku, poza tym nie musiałby tak często stawać na linii rzutów wolnych. Uważam, że mecz zakończyłby z dorobkiem około 25 punktów.

Czy nie obawia się pan tego, że rywale teraz będą celowo go faulowali, by częściej stawał na linii rzutów wolnych?

W polskiej lidze bardzo mocno rozwinięty jest scouting, więc należy się tego spodziewać. Choć ja wierzę w jego umiejętności i jestem zdania, że Geff jest w stanie wrócić do dobrego rzucania za jeden punkt. Liczę, że wróci na poziom 55-60 procent. Tak jak to było w Zastalu, wtedy to wszystko w miarę płynnie wyglądało. Później we Włoszech coś się zepsuło, bo zszedł na koszmarny poziom 30 procent. Teraz też nam się wydawało, że jest lepiej, ale niestety znów odezwały się stare demony. Uważam, że problem leży w jego głowie, bo na treningach radzi sobie z tym całkiem nieźle. Ale... niech go faulują, wierzę, że zrobi swoje na boisku.

Trener często to podkreśla: "wierzę w zawodników". Kiedyś tak mówił o Kempie, teraz o Groselle'u czy Garrecie.

Jak się kogoś wybrało, to trzeba z tym zawodnikiem pracować i robić wszystko, by jego forma była optymalna. Będziemy pracowali z Geffem nad tym, by te rzuty oddawał szybciej. On naprawdę ma ku temu okazje. Musi to wykorzystać w kolejnych meczach.

Odetchnął pan z ulgą, gdy przy nazwisku Billy'ego Garretta zobaczył 25 punktów w meczu z Suzuki Arką Gdynia?

Tak. Wiem, że było ostatnio mnóstwo pytań o jego dyspozycję. Śmiałem się, że co konferencję mówiłem o jego formie i skuteczności. Wszyscy liczyli mu te niecelne rzuty w ostatnich meczach, ale ja wiedziałem, że jest to zawodnik, który przy odrobinie zaufania, jest w stanie to oddać. To bardzo pracowity gracz, który na treningach się nie oszczędza. To profesjonalista. Widać, że mu bardzo zależy.

W jakim miejscu jest obecnie Legia Warszawa? Zespół odpadł już z Ligi Mistrzów, teraz pozostała walka o mistrzostwo Polski. Czy dla graczy amerykańskich jest to wystarczająca motywacja do tego, by się poświęcać na każdym treningu i meczu?

Proszę zobaczyć na statystyki z meczu z Arką, pierwszym po odpadnięciu z Ligi Mistrzów. Garrett miał 25 punktów, Groselle 17, McCallum 16 i Leslie 13. Nie mogę powiedzieć, że im się nie chce. Wręcz przeciwnie: każdy w tym zespole ciężko pracuje. Myślę, że teraz będzie więcej czasu na treningach, by popracować nad pewnymi elementami. Przyjdzie jeszcze taki moment, że zaczniemy grać ładniejszą koszykówkę. To że wygrywamy to jedno, ale zdaje sobie sprawę, że nasza gra pozostawia wiele do życzenia.

Są sygnały, że ci zawodnicy chcą opuścić zespół?

Nie. Co prawda dwóch zawodników ma zapisaną kwotę buy-outu w umowach, ale żadne sygnały do nas nie dochodzą. Powiem więcej: nie będzie żadnej wyprzedaży. Stać nas na utrzymanie tego zestawu w Legii do końca tego sezonu. Nie musimy nikogo sprzedawać, by zrównoważyć koszty.

Jak wygląda sytuacja z Devynem Marblem, który niedawno został odsunięty od zespołu?

Jest w Warszawie. Ma dostęp do hali i umawia się na treningi indywidualne z naszym trenerem od przygotowania motorycznego. Nie ma między nami żadnej złej krwi.

Ktoś będzie za niego?

Na razie nie. Wiadomo, że analizujemy rynek, patrzymy, co się dzieje, ale na pewno nie będzie pochopnych ruchów.

Devyn Marble nie wróci do składu Legii
Czego zabrakło Legii do osiągnięcia sukcesu w Lidze Mistrzów?

Zabrakło nam jakości i trochę szczęścia. W pierwszym meczu na 6,5 minuty przed końcem prowadziliśmy dwunastoma punktami, po niecelnym rzucie mogliśmy zebrać piłkę, ale nie zrobiliśmy tego. Rywale trafili jedną "trójkę" w ostatniej sekundzie akcji, później kolejną i to na pewno nam nie pomogło. Tamten mecz był bardzo ważny. Następnie wypadł z powodu kontuzji Travis Leslie, bardzo nam go brakowało w pierwszym meczu z Ostendą. Przed tamtym spotkaniem wpadliśmy trochę w dołek. Zawodnicy tacy jak Kulka i Koszarek, którzy później zaczęli przygotowania i początek sezonu grali na świeżości, później w ich przypadku przyszedł dołek fizyczny. Szkoda, że to wypadło akurat w tym momencie. Bardzo żałuję, że nie wygraliśmy więcej meczów.

Jak pan ocenia poziom BCL?

Bardzo mocne rozgrywki. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Cieszę się, że kibice mogli w Warszawie obejrzeć dobrą koszykówkę. Dla nas była to wartościowa nauka, ale to pokazuje, że polskie kluby muszą grać i rywalizować z takimi zespołami, by iść do przodu. Bez rywalizacji z najlepszymi nigdy nie dogonimy Europy.

Czego brakuje?

To oczywiste. Pieniędzy. Największa różnica jest w budżetach. To jest problem polskiej koszykówki. Nam się wydaje, że mamy wielkie pieniądze na Europę, a wielkie pieniądze to miał Asseco Prokom, który kiedyś grał w Eurolidze. Oczywiście trzeba podziękować naszym sponsorom, że dzięki ich pomocy możemy w ogóle wystąpić w takich prestiżowych rozgrywkach. To duża rzecz. Ale należy pamiętać, że Hapoel czy Galatasaray mają do wydania na zawodników trzy albo cztery razy więcej na zawodników niż my. Za jakość trzeba płacić. Ostatnio usłyszałem, że dwóch zawodników Galatasaray zarabia więcej niż cała nasza drużyna. To o czymś świadczy.

Przepaść.

Tak. Ostatnio trener Andrej Urlep ze Śląska wspominał, że Gran Canaria ma 3,5-4 miliony euro na zawodników. To jak się podzieli na dziesięciu, to w polskiej lidze nikt nie jest blisko, by zarabiać połowę tych pieniędzy. A wiadomo, że jak się ma więcej pieniędzy, to ma się też lepszą jakość. Tak to już jest w sporcie zawodowym. Ale mimo tych różnic budżetowych musimy i chcemy rywalizować w takich rozgrywkach jak Liga Mistrzów.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Geoffrey Groselle, gwiazda ligi: To siedzi w głowie
Głośny powrót do Polski. Trener Stali odsłania kulisy
Tak potraktowali obcokrajowca. Ten wychwala klub... i Ponitkę
Żan Tabak go skreślił. Tak przyjął jego decyzję

< Przejdź na wp.pl