PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: zawodnik Legii Warszawa Mark Gual (P) i Reinhold Ranftl (2P) z Austrii Wiedeń

Czarny scenariusz realny [OPINIA]

Mateusz Skwierawski

Euforia opadła, kolejna runda eliminacji europejskich pucharów sprowadziła nasze kluby na ziemię. Może się okazać, że w połowie sierpnia zostanie nam w Europie tylko jeden zespół.

To oczywiście najbardziej pesymistyczny wariant, ale jednak prawdopodobny. Po pierwszych spotkaniach eliminacji Ligi Mistrzów (III runda) i kwalifikacjach do Ligi Konferencji (III runda) źle nie jest, ale możemy odczuwać ogromny niedosyt.

Raków Częstochowa i Lech Poznań mieli swoich rywali na deskach, a na rewanż pojadą w nerwach. Mistrzowie Polski zagrali naprawdę solidne spotkanie u siebie z Arisem Limassol w el. LM i szkoda, że skończyło się wygraną tylko 2:1. Zwłaszcza, że drużyna Dawida Szwargi miała sytuacje i spokojnie mogła zdobyć trzecią bramkę.

Podobne odczucia mają w Poznaniu. "Kolejorz" momentami dominował graczy Sprataka Trnava, rywale nie mogli zrobić "sztycha" przy Bułgarskiej. Ale mecz zakończyli takim samym wynikiem, jak Raków (2:1), niepotrzebnie utrudniając sobie sytuację przed rewanżem.

ZOBACZ WIDEO: Trzy polskie kluby w fazie grupowej pucharów? "Jest o co się bić"
 
W Poznaniu ten nienajlepszy wynik może przykryć forma duetu Filip Marchwiński - Kristoffer Velde. Czas pokazał, jak dużą pracę w odbudowę mentalną tego pierwszego gracza włożył trener John van den Brom. "Marchewa" nie jest już chłopakiem, który spala się psychicznie po zmarnowanej akcji. W jego grze widać pewność siebie, ale i duży luz. Wymiana z Velde przy golu na 2:0 ze Spartakiem była rewelacyjna, a wcześniejsza bramka Marchwińskiego jeszcze lepsza. Młody zawodnik świetnie wszedł w sezon i po sześciu meczach ma już cztery gole na koncie.

Niestety jedno cechowało wszystkie polskie drużyny grające w tygodniu w pucharach. Każda nadstawiała policzek, gdy rywal nawet o to nie prosił. W Częstochowie doszło do prostej straty w końcówce meczu i Cypryjczycy nawiązali kontakt (gol w 88. minucie). W Poznaniu Mikael Ishak nie trafił w piłkę i Spartak też wrócił do gry bramką na 1:2.

W Warszawie zawodnicy Legii już zupełnie pokpili sprawę. Łatwymi stratami w obronie sami obudzili Austrię Wiedeń. A przecież mówimy o drużynie, która jest cieniem tej sprzed lat - liczącej się w Europie. Na mistrzostwo kraju Austria czeka ponad dziesięć lat, w poprzednich rozgrywkach była dopiero piąta w lidze. A w ostatniej edycji Ligi Konferencji Austriacy zdobyli jedynie dwa punkty w grupie przegrywając między innymi z Lechem 1:4.

Legii wyraźnie brakuje doświadczonego lidera, który nie kalkuluje w defensywie i potrafi ustawić całą obronę. Drużynę znowu cechowała bojaźń z tyłu, podobnie jak w dwumeczu z kazachskimi Ordabasami. Jeżeli to się nie zmieni, Legia skończy przygodę z pucharami już w połowie sierpnia. A tego byłoby szkoda, bo w ofensywie legioniści potrafią grać z rozmachem. Muszą być tylko bardziej skuteczni.

Na całej linii zawiodła natomiast Pogoń Szczecin. W tym przypadku nie spodziewaliśmy się cudów, bo Gent to klasowy zespół i mówiąc szczerze - trudno było przewidywać niespodziankę.

Ale doszło do wstydu na całą Polskę. 0:5 to najniższy wymiar kary, i jak reszta polskich drużyn sama dała się rywalom spoliczkować, tak Portowcy byli Marcinem Najmanem w pojedynku z Mariuszem Pudzianowskim.

Można wiele zarzucać młodemu bramkarzowi Bartoszowi Klebaniukowi i słusznie, bo zawinił przy trzech golach, ale gra jego kolegów z pola nie była lepsza. Widzieliśmy bierność, problemy z wymianą trzech celnych podań i bezmyślne straty. Do tego strach w oczach. Z takim nastawieniem piłkarze Pogoni powinni wychodzić na mecze w pampersach.

Pogoń narobiła polskiej piłce obciachu. Oby ostatniego w tej edycji pucharów. Kolejna runda eliminacji sprowadziła nasze kluby na ziemię. Czarny scenariusz jest niestety realny, choć wydaje się, że Raków ma duże szansę, by przejść Aris, Lech raczej nie powinien mieć problemów na Słowacji, a Legia przy zachowaniu większego skupienia też nie jest na straconej pozycji. 

Może się jednak okazać, że już w połowie sierpnia zostanie nam w Europie tylko jeden zespół - Raków Częstochowa, który ma już zagwarantowany start w fazie grupowej Ligi Konferencji. 

Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty

Polak jest tam legendą. "Do dziś mnie zaczepiają"

Miły powiew, ale schody dopiero się zaczęły [OPINIA]

< Przejdź na wp.pl