WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Zuzanna Szperlak

Wulkan energii z Mścic. Zuzanna Szperlak z Energii MKS-u Kalisz udowadnia, że warunki fizyczne to nie wszystko [WYWIAD]

Piotr Woźniak

Zuzanna Szperlak stała się szóstkową siatkarką Energii MKS Kalisz. 20-latka nie imponuje warunkami fizycznymi, ma zaledwie 174 cm wzrostu, ale nadrabia te braki charakterem i ogromnym sercem do walki. Poznajcie kaliski "wulkan energii" z Mścic.

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Pewnie dzięki tobie wielu usłyszy teraz po raz pierwszy o pewnej wsi pod Koszalinem. Jak to się stało, że dziewczyna z Mścic, położonych z dala od siatkarskich SOS-ów czy innych najbardziej znamienitych ośrodków szlifujących młode talenty, zawitała na ekstraklasowe parkiety?

Zuzanna Szperlak, przyjmująca Energa MKS Kalisz: Początek mojej przygody ze sportem był związany z piłką nożną. Mój tata uprawiał ten sport, aktualnie jest trenerem. Brat również obrał tę ścieżkę i na razie jest piłkarzem w lidze juniorskiej. Z kolei mój kuzyn jest bramkarzem. Ja również trenowałam futbol, ale przyszedł taki czas, kiedy po konsultacji z rodzicami stwierdziłam, że może spróbuję czegoś nowego. Tata zapisał mnie na treningi do Miejskiego Klubu Sportowego w Koszalinie. Tam stawiałam swoje pierwsze kroki siatkarskie. Występowałam w "jedynkach", "dwójkach", "Kinder+Sport". Tam również po raz pierwszy miałam okazję brać udział w zawodach rangi mistrzostw Polski.

To nie był jednak koniec "wojaży" Zuzanny Szperlak...

Później przeniosłam się do Wałcza. Tam pod okiem pani trener Krystyny Filipiak zajęłyśmy drugie miejsce na mistrzostwach Polski młodziczek. Po dwóch latach postanowiłam znów zmienić otoczenie i tak trafiłam do klubu z Polic. Naszym szkoleniowcem był wtedy Wojciech Kasza i razem z koleżankami zdobyłyśmy brązowe medale mistrzostw kraju. To nie był jednak koniec moich "podróży", bo na sam koniec młodzieżowej kariery przeniosłam się jeszcze do SPS-u Piła, gdzie sięgnęłam po wicemistrzostwo Polski juniorek.

Właśnie w tym ostatnim młodzieżowym sezonie twojej kariery, w 2019 roku, byłaś o krok by zawiesić złoty medal na szyi. Czy do tej pory nie żałujesz, że tak się nie stało?

Bardzo tego żałuję. Miałyśmy świetny zespół i byłyśmy fajnie poukładane. Być może to nie był nasz najlepszy dzień. W sporcie tak to wygląda, że mecz meczowi nie jest równy. Było nam przykro, bo uważam, że miałyśmy wszystkie argumenty do tego, by ograć legionowianki. Tym bardziej, że już podczas tych finałów raz udało nam się pokonać drużynę LTS-u Legionovia Legionowo. Niestety, ta sztuka nie powiodła nam się w finale. Rywalki zagrały dobrze, a nas... być może dopadło zmęczenie, choć oddałyśmy serce na boisku. Nie zmienia to faktu, że było to dla mnie miłe zakończenie wieku juniorki i cieszę się, że mogłam być częścią tej drużyny. 

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bójka podczas meczu piłki ręcznej. Kobiet! 

Zanim trafiłaś do Kalisza "zwiedziłaś" duży kawałek Polski. Koszalin, Wałcz, Police, Piła. Uważasz, że zmiana środowiska za każdym razem wychodziła na dobre?

Rzeczywiście, trochę tych zmian klubów i szkół miałam. Powiem szczerze, że nawet mi się to miesza! Cały czas szukałam swojego miejsca w Polsce, ale drugi raz postąpiłabym tak samo. Czas spędzony w każdym z tych klubów wniósł coś do mojej siatkarskiej edukacji. Gdyby to nie były dobre decyzje, to może nie grałabym teraz na parkiecie LSK i nie mielibyśmy o czym rozmawiać.

I od samego początku byłaś ustawiana przez kolejnych trenerów na pozycji przyjmującej?

Jeżeli chodzi o kadrę wojewódzką to tak - głównie byłam ustawiana na przyjęciu. Miałam natomiast też styczność z rozegraniem, co ciekawe... grałyśmy na dwie rozgrywające, z których tą drugą była Oliwka Bałuk. Chyba tylko jeżeli miałam jakąś kontuzję i nie byłam w pełni sił, to wtedy pomagałam drużynie jako libero. Były to jednak wyjątki potwierdzające regułę, że moim miejscem jest pozycja przyjmującej.

Do ekipy Energii MKS Kalisz dołączyłaś w ubiegłym sezonie. Wtedy pełniłaś jednak rolę zmienniczki i zawodniczki od zadań specjalnych. 

Podpisując kontrakt z klubem z ekstraklasy musiałam liczyć się z tym, że na początku trudno będzie mi się przebić do składu. Moje dotychczasowe doświadczenie wynosiłam z juniorek oraz z gry w 3. lidze. Trudno było mi się porównywać z dziewczynami, które grały w TAURON Lidze - to była ogromna przepaść. Musiałam pracować nad techniką przyjęcia i ataku. Zaparłam się jednak i wylewałam na treningach siódme poty, by otrzymać swoją szansę w meczu. Pamiętam, że kiedy w końcu mogłam pomóc drużynie, moja radość była ogromna.

Czy czujesz, że po meczu w Bydgoszczy, przed paroma tygodniami, coś się zmieniło? Należy postrzegać cię już jako jeden ze stałych filarów zespołu z Kalisza?

Mamy w Kaliszu przyjmujące, które naprawdę się uzupełniają. Tutaj absolutnie nie ma dziewczyny, która mogłaby być pewna miejsca w szóstce. Być może też dlatego nie ma wśród nas jakiejś zazdrości, czy złych emocji, bo zdajemy sobie sprawę, że jak nie w tym meczu, to w kolejnym możemy odegrać ważną rolę na boisku. Możliwość rotacji na tej pozycji jest naszym mocnym punktem. 

*na następnej stronie przeczytasz o tym, co łączy Zuzannę Szperlak z Oliwią Bałuk i dlaczego w okresie kwarantanny w ekipie z Kalisza obowiązywała zasada ograniczonego zaufania

[nextpage]

Wraz z Oliwią Bałuk jesteście zawodniczkami bazującymi na dynamice i wyjątkowych walorach motorycznych. Przywykłaś już do tego, że kibice czy eksperci często was ze sobą konfrontują?

Znamy się z Oliwią od najmłodszych lat, bo Oliwia pochodzi z Kołobrzegu, a ja z okolic Koszalina. Grałyśmy razem w Policach, Pile i teraz w Kaliszu. Mamy mnóstwo cech wspólnych, bo Oliwka też grała we wczesnych latach w piłkę nożną i właściwie od zawsze trenerzy porównywali nas ze sobą. Jesteśmy do tego przyzwyczajone, że nas się ze sobą konfrontuje.

Niemal po każdej udanej akcji zarażasz swoimi emocjami resztę zespołu. Z jakim odbiorem sztabu szkoleniowego spotykają się tak żywiołowe reakcje na boiskowe wydarzenia?

Myślę, że pozytywnym! Jesteśmy młodym zespołem, w którym energia i zaangażowanie odgrywają kluczową rolę, są niezbędne do jego funkcjonowania. Trener nie ma z tym problemu, bo jest osobą, która też lubi czasami krzyknąć. 

Dopiero na kilka dni przed meczem w Legionowie mogłyście wrócić do hali. Odbyłyście zaledwie jeden klasyczny trening po zakończeniu kwarantanny. Jak wyglądała wasza praca w okresie izolacji? 

Codziennie miałyśmy organizowane treningi. Oczywiście dom nie zastąpi nikomu siłowni, choćby ze względu na sprzęt. Na tyle na ile mogłyśmy, dbałyśmy o swoją formę. Troszkę nam to podcięło skrzydła, bo była to taka chwila, kiedy zostałyśmy oderwane od ligowej rzeczywistości.

Zuzanna Szperlak podczas meczu 10. kolejki w Legionowie
Byłyście obserwowane przez trenera przez oko kamery, czy raczej obowiązywała tutaj zasada całkowitego zaufania?

Zaufanie było, ale jednak wysyłaliśmy nasze treningi w formie wideo do trenerów. Chodziło też o to, żeby skorygować nasze ewentualne błędy techniczne. Wiadomo - zaufanie jest, ale najlepszym wyjściem jest kontrola.

Z drugiej strony dla ciebie ostatnie tygodnie były bardzo intensywne. Czy dzięki tej przymusowej przerwie zdołałaś wyprowadzić swoje zdrowie na prostą? Tejpów widzę już brak...

Miałam drobne problemy z kolanami, ale wynikało to z faktu, że miałam za słabe "dwójki". Przez okres kwarantanny pracowałam nad tym i wzmacniałam te mięśnie. Ćwiczenia od naszego fizjoterapeuty w tym pomagają, jest coraz lepiej. Efekty przyjdą jednak z czasem.

Masz dopiero 20 lat, a meldując się w ekstraklasie i stając się ważnym ogniwem drużyny zrobiłaś dość znaczący krok w swojej karierze. Jakie jest twoje największe sportowe marzenie?

Myślę, że nie będę tutaj wyjątkowa. Moim największym marzeniem jest, by zagrać z orzełkiem na piersi. Na razie dalej pracuję nad sobą i teraz najważniejsze dla mnie jest zdobywanie doświadczenia na boisku. Życie pokaże, co będzie dalej.

Zobacz również:
TAURON Liga. Developres SkyRes Rzeszów odprawił z kwitkiem kolejnego rywala
TAURON Liga. Transfer "za pięć dwunasta" Energii MKS-u Kalisz. Aleksandra Gromadowska wraca do gry w hali

< Przejdź na wp.pl