Newspix / Marcin Bulanda / Na zdjęciu: Adam Małysz

Koronawirus. Koniec kwarantanny. Adam Małysz przekazał informację o zdrowiu skoczków

Dawid Góra

Żaden z polskich zawodników nie zgłaszał dolegliwości. Trudno jednak o optymizm. - Sytuacja jest tak poważna, że każdy bierze sobie to do serca. Wiele się zmieni - zaznacza dyrektor w Polskim Związku Narciarskim.

Zaraz po powrocie z Raw Air skoczkowie i cały sztab zostali poddani kwarantannie. Nie była przymusowa, ale choćby Maciej Kot siedział prawie wyłącznie w jednym pokoju, a jedzenie miał przynoszone pod drzwi. Dawid Kubacki woził żonę na zakupy, ale z samochodu starał się nie wysiadać.

- Zalecenie było ze związku i z ministerstwa. Wracamy do kraju i dobrze by było, żeby przejść kwarantannę. Wszyscy się zastosowali. Chłopaki przez wideorozmowy łączyli się z trenerem Doleżalem i doktorem Pernitschem. Są zalecenia, żeby dalej stosować kwarantannę, ale już luźniej. Chłopaki mogą pojechać na siłownię, jeśli nie ma w niej ludzi. Dzięki temu mogą odbyć większy trening - tłumaczy Małysz w rozmowie z WP SportoweFakty.

Dyrektor w PZN przyznaje, że pandemia go przeraża, ale przecież nie dotyka ona tylko sportowców. Wydarzenia ostatnich dni nazywa "niecodziennymi".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Urubko pokazuje, co robić podczas epidemii koronawirusa 

- Sytuacja jest tak poważna, że każdy bierze sobie to do serca. Wiele się zmieni. Zresztą już się zmieniło. Ucierpi choćby gospodarka. Człowiek zaczyna się przysposabiać do tego, że nic już nie będzie takie samo. Ale pracować trzeba dalej - podkreśla Małysz.

Były fantastyczny skoczek dodaje jednak, że wydarzenia na świecie nie powinny mieć wpływu na formę zawodników. - Akurat o to się nie boję. Jeśli jeden nie wypali, to inni będą w formie. Niektórzy skoczkowie są lepsi na koniec sezonu, a niektórzy przy starcie. Są też tacy, którzy cały sezon potrafią wytrzymać w wysokiej dyspozycji.

O ryzyku zachorowania nie myśli. Podkreśla, że zdaje sobie sprawę z zagrożenia, ale przez realizację wszystkich zaleceń minimalizuje ryzyko. Dodaje, że często kwestia choroby nie zależy od pojedynczej osoby.

Pandemia, a przede wszystkim restrykcje, które wprowadza się w jej efekcie, mają olbrzymi wpływ na gospodarkę. To oznacza, że firmom może zabraknąć pieniędzy na sponsoring zawodników i związków.

- Obawy o finanse zawsze są. Sponsorzy Polskiego Związku Narciarskiego to głównie duże firmy państwowe i nie tylko. Są też mniejsze, które w jakimś stopniu dotknie kryzys. Zanim wszystko wróci do normalności, na pewno będą cięcia. Trochę to może potrwać - przyznaje Małysz.

Zaznacza jednak także, że umowy ze sponsorami w PZN są podpisane na kilka lat. W tym względzie nie powinno być zmian. - Związek będzie walczyć na każdym polu, aby utrzymać finansowania. Inwestycje w sport muszą być, żeby sytuacja ekonomiczna firm wróciła do normy po kryzysie. Trzeba się będzie przecież reklamować, napędzać zyski. Mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle.

Sami zawodnicy nie powinni ucierpieć finansowo. Przynajmniej na razie. - Skoczkowie nie dostają miesięcznego wynagrodzenia. Mają ustalone np., że od kwietnia do kwietnia powinni wykonać wcześniej ustalone założenia. Za to jest wypłata. Czasami dostaje się te pieniądze w transzach, czasami od razu. Jeśli chodzi o zarobki skoczków, nie ma większego zagrożenia, że nie dostaną tych pieniędzy - wyjaśnia Małysz.

Problem może się jednak pojawić w kolejnych latach. Umowy przestaną obowiązywać, a sponsorzy mogą powoli wycofywać się z kosztownych reklam. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa pandemia i jakie będą jej ekonomiczne skutki. A także - czy uda się bezproblemowo rozegrać kolejny sezon.

Maciej Kot zakończył kwarantannę. Od razu wrócił na siłownię >>
Kamil Stoch wychwalany. Legenda mówi o pomniku dla Polaka >>
Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

< Przejdź na wp.pl