Grzegorz Drozd: Żużel, MTV i kasety video

Był jedną z najbarwniejszych postaci światka żużlowego lat dziewięćdziesiątych. Oprócz osobowości posiadał także niezwykły talent. Oto historia sukcesu Gary Havelocka.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd

Była zima. Późny wieczór w środku tygodnia. Już dawno byłem w łóżku i próbowałem zasnąć. Rano czekała pobudka do szkoły. Na wpół śpiący usłyszałem jeszcze szmery. Ojciec wrócił z drugiej zmiany. Niby nic nadzwyczajnego. Jednak dziwne odgłosy nie mogły dać mi zasnąć!


Nielegalny żużel

Frapujące dźwięki dochodziły z włączonego przez ojca telewizora. W pierwszej chwili nie mogłem dać wiary. – Żużel? Niemożliwe – pomyślałem. W telewizji można było o nim pomarzyć. W tamtych czasach, a więc na początku lat 90. Polska Telewizja dyskryminowała nasz ukochany sport. Nie było relacji nawet z finału indywidualnych mistrzostw świata. Moja ciekawość rosła. Oprócz warczących motorów z drugiego pokoju dobiegały "zagraniczne krzyki". Cuda? Jednak z każdą sekundą byłem coraz bardziej przekonany: - To musi być żużel! – wykrzyczałem w myślach. Uśmiechając się do siebie w te pędy wyskoczyłem z łóżka i wbiegłem do drugiego pokoju. Ojciec siedział w fotelu, a na ekranie leciał "kolorowy speedway". – Co, jak, gdzie, skąd? - w kilka sekund obległy mnie nerwowe i pełne ekscytacji myśli przepełnione wybuchem radości i niedowierzania zarazem. – Dostałem od znajomego kasetę – wycedził ojciec. – Wygląda na dobry żużel – dodał z szelmowskim uśmiechem. Miał absolutną rację. Na ekranie leciał finał brytyjski z 1991 roku. Oczy mi natychmiast rozbłysły, lecz ojciec szybko sprowadził mnie na ziemię. – Dobra, wyłączamy. Jutro obejrzysz. Teraz spać – rozkazał.

Na drugi dzień, zaraz po szkole, po raz pierwszy w życiu obejrzałem "angielski speedway". Akurat trafił się z najwyższej półki. W zgodnej opinii fachowców finały brytyjskie to żużlowy klasyk. Częstokroć ciekawsze niż finały światowe. Zawody były przednie. Zupełnie coś innego niż smutny, obszarpany i słaby polski czarno-biały czarny sport. Świetne akcje, wyprzedzanki, krótki tor, walka w kontakcie, bajeczna technika, kolorowe skóry, a także świetny i profesjonalny przekaz sportowej stacji satelitarnej Screensport, która potrafiła zadbać o gusta kibiców szlaki. W polskich domach coraz częściej gościły magnetowidy oraz satelity. Ruszył nielegalny handel "kasetami video". Filmami, a także sportem. Zresztą, co wtedy było legalne? Zapanował żywioł i dziki kapitalizm. Polski naród odkrywał Zachód i brał z niego przyspieszone lekcje. Ze speedway’a też. Takie żużlowe cacka można było nabyć na każdym stadionie żużlowym. Nielegalny handel kwitł. Zachodni żużel był w modzie i w cenie.

Bohaterem tamtych zawodów był Gary Havelock. Havvy w znakomitym stylu trzasnął komplet punktów i zdobył pierwszy tytuł mistrza Anglii. Nie spodobało mi się zwycięstwo zawodnika "znikąd". Skąd u licha nagle ten Havelock? Gościa nie ma i nagle wygrywa. Jakby od niechcenia i kpi sobie z tych "lepszych". Bardziej znanych i poukładanych jak Kelvin Tatum, Jeremy Doncaster, Simon Wigg i innych. "Trenujcie, róbcie komplety w ligach, a ja w najważniejszym momencie i tak złoję wam tyłki" - zdawał się mówić roześmiany na podium Havelock.

Na krótko przed tym finałem wrócił na tor po drugiej w karierze dyskwalifikacji. Za pierwszym razem został zawieszony na cały sezon ‘89 za palenie trawki. Następnie po finale drużynówki w Pardubicach w 1990 roku ubliżył angielskim oficjelom i został zdyskwalifikowany do maja 1991 roku. Havelock był bardzo niepokorny. Podobnie jak obecnie Darcy Ward. Podobnie jak Australijczyk był obdarzony ekstremalnym talentem i nieszablonowym stylem bycia. Gary uwielbiał szokować i czerpać z niepokornej fantazji młodości. Nie tylko na torze. Ekstrawaganckie ubrania, kolczyki w uszach, postawa luzaka, marihuana i alkohol. Havelock próbował wszystkiego.

Gary Havelock na najwyższym stopniu podium. Fot. Grzegorz Drozd Gary Havelock na najwyższym stopniu podium. Fot. Grzegorz Drozd
Kopna Góra

Jego ojciec Brian Havelovk jeździł sporo lat na żużlu. Całą karierę spędził na zapleczu w National League. W połowie lat osiemdziesiątych został managerem "niedźwiedzi" z Middlesbrough. Miasto w północno-wschodniej Anglii to rodzinne strony rodziny Havelocków. Mama Garego od zawsze była przy żużlu. Tak poznała męża. Czynnie wspomagała działalność klubu spełniając rolę człowieka orkiestry. – Co prawda miałem talent, ale z czystym sumieniem przyznaję, że gdyby nie opieka rodziców nie doszedłbym do takich wyników – przyznaje Gary. - Rodzicie od początku bardzo mnie wspierali i zawsze byli przy mnie. Nieustannie we mnie wierzyli. Byli wyrozumiali jeśli chodzi o moje wybryki – dodaje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×