Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Marzę o żużlowym geście Kozakiewicza (felieton)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Patryk Dudek na Gali PGE Ekstraligi.
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Patryk Dudek na Gali PGE Ekstraligi.

Moje zwycięstwo traktuję przede wszystkim jako uznanie dla tenisa stołowego w ogóle, za nobilitację tej gry, którą przez lata traktowano jako świetlicową zabawę – powiedział Andrzej Grubba odbierając nagrodę za najlepszego sportowca Polski.

Lotem Drozda, to cykl felietonów Grzegorza Drozda, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Przełom roku to czas nie tylko podsumowań, ale wszelkiego rodzaju plebiscytów. Kilka dni temu zapadły rozstrzygnięcia w najstarszym plebiscycie na najlepszych sportowców naszego kraju organizowanym przez Przegląd Sportowy. W 1984 roku wygrał tenis stołowy i wspomniany na wstępie Andrzej Grubba. Natomiast w zeszłą sobotę ten jeden kolejny raz czarny sport popularyzował na salonach nasz najlepszy eksportowy produkt Tomasz Gollob, który odebrał nagrodę Super Championa.

Po raz pierwszy w życiu przy ogłaszaniu zaszczytnej nagrody dla Tomka było mi jakoś smutno. - Wiele rzeczy w życiu można kupić, ale nie szacunek - powiedział obchodzący niedawno 70. urodziny, legendarny Jan Tomaszewski, człowiek, który zatrzymał Anglię. O tej maksymie pomyślałem sobie w chwili, gdy wszyscy zaproszeni goście na Gali wstali z miejsc i przez dłuższą chwilę oklaskami oddali należny szacunek Gollobowi.

Dwadzieścia lat temu czułem dumę i radość, że mogę zagłosować na Tomka w Plebiscycie. Że w końcu po wielu chudych latach mogę zagłosować na żużlowca. Dla mnie, nastolatka była to zupełna nowość, bo od czasów Zenka Plecha nikt nie był nominowany do dziesiątki. Z tego też powodu oprócz dumy i radości, czułem przede wszystkim - jako oddany fanatyk speedway’a - obowiązek wzięcia udziału w Plebiscycie. Toteż pospiesznym krokiem szedłem zimą do oddziału rzeszowskiej tepsy, kupowałem kartę na impulsy i dzwoniłem na Audiotele wesprzeć żużel w osobie Tomasza. Wykupywałem kilka numerów gazety, w której można było wyciąć plebiscytowe kupony, aby oddać swoje typy. Jak na maniaka przystało, strategia głosowania była w szczegółach obmyślona. Na pierwszym miejscu Tomek, a na kolejnych sportowcy, którzy na papierze uchodzili za plebiscytowych outsiderów. W ten sposób budowałem maksymalną przewagę Tomka nad najgroźniejszymi rywalami.

W obecnych czasach mistrz świata z 2010 roku ma godnych następców. W dziesiątce byli już Jarosław Hampel, Krzysztof Kasprzak i Bartosz Zmarzlik. W tegorocznym Plebiscycie zadebiutował Patryk Dudek. Znany z ciekawych wypowiedzi zielonogórzanin po raz kolejny postanowił zaskoczyć publiczność i… nie powiedział nic ciekawego, pozostając przy skromnym wystąpieniu. Fajerwerków w tym nie było. Dudek wizualnie prezentował się jednak znakomicie. Hollywoodzki uśmiech, dobrze skrojony garnitur, a fryzura - mucha nie siada. Ale po raz kolejny w wystąpieniu naszego żużlowego golden boya czegoś mi zabrakło.

ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"

Ponad 20 lat temu telewizja, która regularnie pokazywała wtedy krajowy żużel, pod koniec sezonu puściła kolejny ciekawy materiał z towarzyskiego turnieju we Wrocławiu. Na początek transmisji zawodnicy mieli za zadanie sprzedać swój wizerunek w kilku krótkich słowach. Pomysł był kapitalny. Ciekawy, świeży i oryginalny. Szkoda, że twórcy programów sportowych w naszym kraju tak rzadko sięgają po nieszablonowe pomysły, na które czekamy niekiedy z utęsknieniem.

Zawodnicy zaczęli się produkować. Zachodni jakby bardziej na luzie. Prym wiedli Tony Rickardsson i Sam Ermolenko. Ale najbardziej w pamięć zapadły mi te oto słowa: Cześć, nazywam się Jacek Gollob. Jeżdżę na żużlu w Polsce. Jestem wicemistrzem świata. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej. Przychodźcie na żużel!
Banalne i nieskomplikowane ostatnie zdanie oddawało tak wiele. Starszy Gollob w jednej chwili stał się ambasadorem speedway’a, który w najprostszy sposób wysłał treść do świata - żużel jest the best. Po tych słowach wręcz pokochałem Jacę!

U zawodników Brakuje mi kreatywności w promowaniu własnego zawodu. Żużel wbrew pozorom nawet w Polsce nie jest tak bardzo popularny, jak nam się wydaje i nigdy za wiele jego kryptoreklamy z ust największych gwiazd. Żużel u nas ma się całkiem nieźle, ale trudno przypuszczać by kiedykolwiek opanowała nasz kraj żużlomania na skalę Małyszomani. Dla mnie kulminacją opętania polskiego społeczeństwa przez Adama Małysza była gala wręczania zaszczytnych Wiktorów - nagrody Akademii Telewizyjnej dla wybitnych osobowości, podczas której w kategorii sportowiec nominowany został… Apoloniusz Tajner.

Nasz Polewaczkowy-Narodowy Marek Cieślak nominowany na sportowca roku? Niektórych chyba by już doszczętnie krew zalała. Wszak wielu jego krytykantów nie uznaje go nawet za trenera. Wyobrażacie sobie ten widok? Bo mnie na samą myśl już gęba się śmieje. Ale co tam, życzę sobie, Wam i przede wszystkim naszemu żużlowi, żeby kiedyś w tym kraju ludziom tak odbiło na jego punkcie, że gdzieś tam w Warszawce na salonach nominują trenera od szlaki na sportowca roku!

Ale żeby tak się stało, to potrzeba wysiłku całego żużlowego kolektywu. Musimy mówić chórem - jak mawiał Staszek Anioł. My dziennikarze i kibice sami nie damy rady. Kibice chodzą tłumnie na stadiony, krzyczą, trąbią i śpiewają. My – dziennikarze piszemy tylko dobrze i zadajemy wyłącznie mądre pytania - dlatego też nigdy Piotr Szymański z Markiem Cieślakiem nie nałożą embarga na wypowiedzi kadrowiczów dla swoich oddanych mediów, jak to się stało w przypadku Kamila Stocha i spółki. Trzeba też waszej pomocy - drodzy żużlowcy. Przy każdej okazji bywania na salonach musicie rozsławiać nasz kochany speedway i powtarzać, że nie ma lepszego hobby niż oglądanie czterech gości jeżdżących wyłącznie w lewo, i to w dodatku bez hamulców. Przeciecz to brzmi dobrze!

Chciałbym, aby nasze asy poczuły to coś, co ja czułem, gdy wypełniałem na kolanie plebiscytowy kupon w szatni śmierdzącej potem i trampkami po wuefie. I to co czuł mój ulubiony polski sportowiec spoza kręgu speedway’a. Nieodżałowany, wspaniały człowiek i polski ambasador małej chińskiej piłeczki - Andrzej Grubba, dzięki któremu przez kilkanaście lat ciupałem w ping-ponga. Żeby poczuli odpowiedzialność za promocję dyscypliny, która wyniosła ich do statusu sportowej gwiazdy. Dlatego marzy mi się, że Dudek bądź inny jego funfel z reprezentacji przy okazji sportowych plebiscytów wyjdzie na scenę i powie tak: Hej, nazywam się Patryk Dudek. Jestem kozak i jeżdżę na żużlu. A to lepsze niż piłka nożna (tu gest tyczkarza w Moskwie). Chodźcie na żużel!

Źródło artykułu: