Żużel. Awaryjna opcja Motoru Lublin, która stałą się legendą klubu
8 stycznia 1985 roku w Mildurze na świat przyszedł pewien chłopak, który w wieku dwunastu lat rozpoczął swoją przygodę z czarnym sportem. Dziś uznawany jest za jedną z legend Motoru Lublin.
Cameron Woodward do żużla trafił nieco z przypadku, bowiem do dwunastego roku życia nie wiedział, czym jest speedway. Wówczas jego wujek - właściciel sklepu motocyklowego - zbudował dla Cama i jego przyjaciela motocykl przeznaczony do jazdy w lewo, maszynę idealną dla początkującego juniora. Wcześniej grał w krykieta i baseball.
Spodobało mu się na tyle, że postanowił iść w ślady m.in. Leigh Adamsa, Jasona Crumpa i kilku innych gwiazd australijskiego speedwaya.
Początki
Zaczynał od mniejszych pojemności, a na pięćsetkach rozpoczął pisanie kart swojej kariery w 2001 roku. Pierwszym niezłym występem było 5. miejsce w Indywidualnych Mistrzostwach Południowej Australii.
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka
Od początku należał do czołówki krajowych młodzieżowców wśród "Kangurów". Pięciokrotnie startował w mistrzostwach do lat 21., ale nigdy nie udało mu się zdobyć tego najcenniejszego trofeum. W 2002 i 2003 roku odbierał srebrne krążki, najpierw uległ Rory'emu Schleinowi, a rok później Travisowi McGowanowi. Do tego dorzucił brąz w 2005 roku, a także dwukrotnie był poza podium - w 2006 roku był czwarty, a dwa lata wcześniej - szósty.
Nie miał też szczęścia do bycia najlepszym wśród seniorów. Najlepszym wynikiem, jaki udało mu się osiągnąć, było trzecie miejsce, które zajmował dokładnie dziesięć lat po pierwszych sukcesach juniorskich - w 2012 i 2013 roku.
Jeszcze jako młodzieżowiec, mając 18 lat, zdecydował się opuścić rodzinne strony i udał się na podbój Europy. Naturalnie pierwszym kierunkiem była Wielka Brytania, a konkretniej Poole, gdzie związał się umową z tamtejszymi "Piratami". Debiutancki sezon był dla niego trudny. Wystartował w pięciu spotkaniach, w których wywalczył 11 punktów z trzema bonusami.
Drugiej szansy w Poole Pirates nie dostał i przeniósł się do Edinburgh Monarchs. Dobre występy w szkockim teamie zaowocowały kolejnymi ofertami. W 2005 roku jazdę wśród "Monarchów" łączył z występami dla Eastbourne Eagles, z kolei w ekipie "Orłów" spędził, aż dziesięć kolejnych sezonów.
Ścigał się również w lidze szwedzkiej, a także niemieckiej. Naturalnie nie mogło go zabraknąć na polskich torach, a pierwszego pracodawcę znalazł w 2008 roku. Parafował wówczas umowę ze Stalą Rzeszów. - Na co dzień bardzo wiele pomaga mi Davey Watt i to właśnie on powiedział, że Rzeszów to świetne miejsce do jazdy na żużlu. Podpisałem kontrakt na dwa lata i wierzę, że przez ten czas zdołam się wiele nauczyć. Wiem, że w Polsce żużel jest "dużym" sportem. Są zupełnie inne tory i kibice. Jestem niezmiernie podekscytowany faktem, że będę mógł jeździć w polskiej lidze i poznać jej specyfikę. Na pewno będzie zupełnie inaczej niż w Anglii. Zależy mi, żeby się jak najwięcej nauczyć - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty w 2008 roku.
W biało-niebieskich barwach wystartował w piętnastu spotkaniach - czterech ekstraligowych i jedenastu pierwszoligowych. Zdobył w sumie 65 punktów (11+54) oraz zdobył 15 bonusów (5+10). Podziękowano mu, a on sam zdecydował się na dalsze starty w węgierskiej ekipie Speedway Miszkolc.
Jednak nie była to dobra współpraca. Ledwie osiemnaście wyścigów, niezbyt imponujący dorobek punktowy (20 punktów i dwa bonusy), w efekcie czego rozstał się z pracodawcą.
Do miana idola
Aż wreszcie w maju 2011 roku trafił do Lubelskiego Węgla KMŻ Lublin. Miał być niejako ratunkiem dla drużyny, która totalnie rozczarowywała i kimś, kto pomoże osiągać lepsze zdobycze punktowe. I jako "strażak" odnalazł się wręcz wybornie.
W dziewięciu spotkaniach wyjeżdżał na tor do 44 wyścigów. Tylko pięciokrotnie nie punktował - raz był wykluczony, a cztery razy zdarzało się, że mijał linię mety na czwartej pozycji. Debiutancki sezon w Lublinie skończył z dorobkiem 94 punktów i jedenastu bonusów, co dało mu średnią biegową 2,386.
Woodward świetnym wejściem i wpasowaniem się w lubelską ekipę szybko zaskarbił sobie sympatię tamtejszych kibiców. Dodatkowo sprawił, że ustawiła się również kolejka chętnych do zakontraktowania Australijczyka. Kusił go m.in. Lokomotiv Daugavpils, ale "Kangur" pozostał wierny lubelskim barwom. Z "Koziołkiem" na kombinezonie ścigał się przez kolejne trzy lata, jednak sezon 2014 był dla niego zdecydowanie najtrudniejszym.
Notował słabe występy. Klub zmagał się z problemami finansowymi i miał wobec niego zaległości. Dodatkowo nabawił się kontuzji. Niestety dla niego, na uwielbianym przez niego torze w Lublinie. Nikt wówczas nie przypuszczał, jak to się wszystko dalej potoczy...
Kilka tygodni później zmienił klub. W Daugavpils dopięli swego i udało im się zakontraktować Woodwarda. Jednak wówczas zaczęły się pierwsze komplikacje. Już w styczniu 2015 roku mówiło się, że Australijczyk może wrócić na tor, dopiero w drugiej połowie sezonu. Kości nie zrastały się należycie i potrzebna był przeszczep. Skończyło się na tym, że Woodward na tor wrócił dopiero w lipcu 2016 roku, czyli po prawie dwultniej przerwie.
Wiązał z tym duże nadzieje. Poprzez starty w ojczyźnie chciał się przygotować do powrotu na europejskie tory w 2017 roku. Niestety, pech go nie opuszczał. Podczas jednych z zawodów zaliczył kolejny poważny wypadek, którego konsekwencją było złamanie biodra, a dodatkowo dowiedział się, że złamana wcześniej kość udowa nie jest należycie mocna.
Intensywnie pracował nad powrotem do zdrowia. Nie myślał za bardzo o powrocie do jazdy, ale o tym, by być w pełni sprawnym. Pod koniec maja 2017 roku ogłosił, że jego kariera sportowa dobiegła końca. - Niestety muszę powiedzieć, iż wciąż mam dużo problemów z moim biodrem. Mogę pokonać tylko około 100 metrów bez kuli. Możliwe, że w tym roku będę miał wszczepione sztuczne biodro - jeszcze nie jest to jednak do końca pewne. Poza tym na szczęście wszystko u mnie w porządku ze zdrowiem. - mówił kilka miesięcy później w wywiadzie z naszym dziennikarzem.
Cameron Woodward z powodzeniem ścigał się również w barwach narodowych. W 2013 roku był członkiem kadry, która sięgnęła po brązowy medal w Drużynowym Pucharze Świata. Woodward w Pradze prezentował się równo, bowiem zdobył osiem punktów zarówno w barażu, jak i w finale. A decydujący turniej rozpoczął wybornie, bo od triumfu z Maciejem Janowskim.
Czytaj także:
Opowiada, co spotkało go w Afryce. "Dwie osoby zachorowały na Omikron i się zaczęło
Do końca życia nie zapomni kontroli paszportowej w Polsce. "To jakieś wariactwo!"
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>