Michał Bugno: Mimo że nie ma pan dobrych relacji z Arturem Szpilką, to w wywiadach przyznaje pan, że to on jest faworytem walki z Adamem Kownackim. Jakie są pana przewidywania przed sobotnim pojedynkiem?
Krzysztof Zimnoch: Zwycięstwo będzie zależało od ciosów na tułów. Adam Kownacki w trakcie walk nie chroni głowy, bo wie, że ma ją twardą jak kamień. Chroni niższe partie ciała, bo wie, że to jego słaby punkt. Jeżeli Artur skoncentruje się na tułowiu, to pewnie wygra przed czasem. Chyba, że będzie zadawał dużo ciosów na głowę, zrani go i tak poobija mu oczy, że walka zostanie przerwana. O nokaut będzie ciężko, bo - jak wspomniałem - Adam jest twardy. Z kolei Artur porusza się bardzo szybko, cały czas będzie uciekał nogami i głową. Jedyną szansą dla Adama będą ciosy na tułów, a zwłaszcza na wątrobę.
[b]
Adam Kownacki zaskakuje pewnością siebie. Mówi, że jego walka z Arturem Szpilką to będzie starcie dwóch najlepszych polskich pięściarzy wagi ciężkiej. Jak odniesie się pan do tych słów?
[/b]
Myślę, że Adam trochę się zapędził z tym stwierdzeniem. Nie zgodzę się z nim, bo to ja jestem najlepszych polskim ciężkim. Topowym zawodnikiem długo był Tomasz Adamek. Później można było powiedzieć to o Arturze Szpilce, który go pokonał. Tyle, że teraz Artur miał półtora roku przerwy i nikt nie wie, co sobą reprezentuje.
ZOBACZ WIDEO Justyna Żełobowska: Ludzie dziwili się, że "to dziecko" jest trenerem boksu
Od lat mówi się o waszej ewentualnej walce z Arturem Szpilką. Wiadomo, że w tym roku już do niej nie dojdzie, ale pojawia się pytanie, czy chciałby pan zmierzyć się z nim w przyszłym roku?
Tak. Przyszły rok to będzie dobry termin. Do tej walki musi dojść. Jest dużo do wyjaśnienia. Szpilka i Kownacki nazywają się najlepszymi polskimi ciężkimi, ale dopóki nie zmierzą się ze mną, nie mają prawa tak się nazywać. Zamierzam udowodnić im, całej Polsce i sobie, że to ja jestem najlepszym polskim ciężkim. Wierzę, że wkrótce dojdę do walki o tytuł mistrza świata i wierzę, że go zdobędę.
Niedawno powiedział pan, że chciałby też zmierzyć się z Tomaszem Adamkiem. Skoro uważa pan, że jest najlepszy, to widziałby pan siebie jako faworyta?
Tomek stoczył ostatnio dobrą walkę i faktycznie chętnie bym się z nim zmierzył. Nie wiem, czy ludzie uznawaliby mnie za faworyta, ale ja widziałbym siebie jako zwycięzcę.
Na razie czeka pana jednak walka na gali w Radomiu 9 września. Pana rywalem będzie Amerykanin Joey Abell. Jak przebiegają przygotowania?
Ciężko trenuję i zaczynam już wchodzić na pełne obroty. Pod okiem trenera Richarda Williamsa cały czas się rozwijam, a moje umiejętności z tygodnia na tydzień mocno się podnoszą. Do swojego bokserskiego repertuaru regularnie dołączam nowe elementy. Czuję, że z tygodnia na tydzień robię coraz większy progres. Zarówno pod względem technicznym, jak i wytrzymałościowym.
Jaką wartość sportową i jakie znaczenie mają dla pana dwa ostatnie zwycięstwa z Mike'em Mollo i Michaelem Grantem - dawnymi świetnymi pięściarzami, którzy jednak życiową formę i największe sukcesy mają już dawno za sobą?
Traktuję je jak normalne zwycięstwa. Ciągle czekam na wielkie walki, a pojedynki z Mollo i Grantem były mi potrzebne, żebym wrócił do siebie.
Mówiąc o wielkich walkach ma pan na myśli przede wszystkim walkę o pas mistrzowski czy bardziej zależy panu na stoczeniu widowiskowej wojny ringowej z wymagającym rywalem?
Na pewno jedno i drugie jest dla mnie ważne. Walka, która jest najbliżej, to będzie test. To rywal, który boksował z dobrymi zawodnikami, choć z tymi najlepszymi przegrywał. Ja zamierzam go pokonać, a moim marzeniem pozostaje walka o pas mistrza świata.
Czego spodziewa się pan po walce z Joyem Abellem?
Spodziewam się, że zacznę istnieć w rankingach. Że będę w czołowej dwudziestce, a może i piętnastce światowych zestawień. Cały czas, krok po kroku, się do tego zbliżam. Po walce z Abellem będę za plecami najlepszych zawodników. Wkrótce będę rywalizować z nimi jak równy z równym.