Do walki pomiędzy Tyson'em Furym a Deontay'em Wilderem doszło 22 lutego. Wówczas triumfował pierwszy z nich, zwyciężając przed czasem. Odebrał mu tym samym pas mistrza świata federacji WBC. Miało dojść do jeszcze jednej walki między nimi w lipcu. Plany te pokrzyżowała pandemia koronawirusa.
- W rewanżu wraz z Rickym Hattonem majstrowaliście przy rękawicy i uszkodziliście mi ucho. To niemożliwe, żeby nowiutkie rękawice układały się taki sposób. Tam było za dużo wolnej przestrzeni. Moim zdaniem Fury miał jakiś mały przedmiot w rękawicy. I właśnie dlatego jego ciosy tak zdeformowały lewą część mojej twarzy - mówił Wilder cytowany przez "The Sun".
Amerykanin oskarżył Brytyjczyka o oszustwo. - Próbowaliście tej metody też za drugim razem. To spowodowało krwawienie w moich uszach - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Genesis. "Klatka po klatce". Marcin Różalski: Ta walka dała mi to, o czym marzyłem
To nie wszystko. Deontay Wilder uważa, że zdradził go również trener, Mark Breland. Po walce z Furym został zwolniony, bo rzucił ręcznik, kiedy jego podopieczny był w opałach. - Zdradził mnie, był częścią spisku. Dosypano też czegoś do mojej wody. Czułem, jakbym zażył jakiś środek rozluźniający mięśnie. Wszystko było dobrze do momentu aż nie wypiłem wody - podsumował Wilder.
Do trzeciej walki między bokserami raczej nie dojdzie. Frank Warren, promotor Fury'ego, wyjawił, że rywal nie dotrzymał terminu podpisania walki.
Czytaj też:
Boks. Ołeksandr Usyk zapowiada podbój wagi ciężkiej. Odważne słowa Ukraińca
Makabryczna kontuzja boksera. Oglądasz na własną odpowiedzialność