Andrew, why? Historyczny bój Gołoty z Bowe'em. Po tej walce nic nie było takie samo

Andrzej Gołota to legenda wciąż kochana przez Polaków. "Andrew" w trakcie kariery stoczył wiele epickich wojen, ale najgłośniejszą z nich jest pierwszy bój z Riddickiem Bowe. 11 lipca mija 25 lat od tej historycznej walki.

Mateusz Hencel
Mateusz Hencel
Riddick Bowe i Andrzej Gołota Getty Images / Focus On Sport / Na zdjęciu: Riddick Bowe i Andrzej Gołota
W całej historii boksu zawodowego w Polsce nie było drugiej takiej postaci jak Andrzej Gołota. "Andrew", bo tak nazywany był Polak w Stanach Zjednoczonych, to bez wątpienia jeden z najlepszych zawodników naszego kraju, medalista Igrzysk Olimpijskich oraz najbardziej kontrowersyjna wśród Biało-Czerwonych postać w bokserskim świecie. 11 lipca 2021 roku mija dokładnie 25 lat od pamiętnej walki z Riddickiem Bowe, walki, która do dziś wspominana jest jako jeden z najbardziej szalonych pojedynków w historii boksu.

Pojedynek Dawida z Goliatem

Do rywalizacji z Riddickiem Bowe Andrzej Gołota przystępował niepokonany. Polak w lutym 1992 roku, cztery lata po wywalczeniu brązowego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu, rozpoczął karierę zawodową, notując kolejno dwadzieścia osiem zwycięstw z rzędu. Mimo okazałego rekordu i dużych umiejętności, Polak nie był do końca poważnie traktowany w Stanach Zjednoczonych.

ZOBACZ WIDEO: Odpadli z półfinału Euro 2020, ale zostali docenieni. "Są zwycięzcami turnieju"

Na zupełnie innym biegunie znajdował się wówczas Bowe, który w listopadzie 1995 roku po raz drugi pokonał Evandera Holyfielda, tym razem przed czasem. Amerykanin był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym wówczas zawodnikiem kategorii ciężkiej, i to on był wielkim faworytem w starciu z Gołotą. Polakowi nikt nie dawał szans, a dobitnie potwierdzali to bukmacherzy, wskazując na porażkę "Andrew" w stosunku 12/1.

Wraz z mijającymi godzinami atmosfera przed potyczką robiła się coraz bardziej napięta. Kilkanaście godzin przed walką wciąż nie było wiadomo, na jakim dystansie odbędzie się pojedynek. Pierwotnie zaplanowany bój na 10 rund, został wydłużony na dystans mistrzowski, który oznaczał 12-rundowe starcie. Na to nie chciał przystać początkowo Gołota, który stwierdził, że do ringu nie wyjdzie. Ostatecznie gaża Polaka została zwiększona o 50 tysięcy dolarów, a do rywalizacji mimo kłopotów doszło.

Andrew, why?

Od samego początku pojedynku wiadomo było, że wcześniejsze przewidywania i predykcje nie miały żadnego przełożenia na to, co działo się między linami. Bowe wniósł do ringu najwyższą dotychczasową wagę i świetnie wykorzystywał to Gołota, który był pięściarzem znacznie szybszym.

Polak ku zdziwieniu ekspertów walczył świetnie, był aktywny, wyprowadzał bardzo dużo celnych ciosów, naruszając bezradnego Bowe'a. Z całą pewnością był to pokaz boksu w wykonaniu po części anonimowego Polaka. Niestety, ten koncert przeplatany był jednak ciągłymi faulami. Sędzia ringowy Wayne Kelly w drugiej i trzeciej odsłonie zwrócił Gołocie uwagę na ciosy poniżej pasa. W kolejnej odsłonie "Andrew" został po raz pierwszy ukarany odjęciem punktu, co wzbudziło spore zamieszanie na trybunach.

Gołota przez cały czas kontrolował przebieg pojedynku, trafiając Riddicka Bowe raz po raz, jednak nie mógł skruszyć niezwykle twardego Amerykanina. Poirytowany Polak ponownie w szóstej odsłonie dopuścił się ciosów poniżej pasa, za co kolejny raz został ukarany odjęciem punktu. Oznaczało to, że następny faul Gołoty będzie jednoznaczny z dyskwalifikacją i porażką. Na to niestety nie trzeba było długo czekać. Gołota w siódmej rundzie ponowił nielegalne ataki, a Wayne Kelly postanowił przerwał pojedynek.

Do dziś kibice, eksperci i ludzie sportu w Polsce zadają sobie pytanie, dlaczego Andrzej Gołota faulował. O odpowiedź jest bardzo trudno, a uzyskać ją próbowali niemal wszyscy. Przemysław Osiak, dziennikarz sportowy nie tak dawno napisał książkę "Niepokonany w 28 walkach". To zbiór 25 rozmów z ludźmi boksu, którzy w większym lub mniejszym stopniu dotknęli pojedynków Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe. Jednym z rozmówców Przemysława Osiaka był Janusz Pindera, który wypowiedział się na temat popełnianych fauli przez Gołotę.

- Po walkach z Riddickiem rozmawiałem na ten temat z psychologami o ogromnym doświadczeniu, choć byli oni raczej kibicami boksu niż specjalistami w tym zakresie. Zgadzali się co do jednego. Odruchy tego typu niestety się powtarzają, a w trudnych sytuacjach stanowią ucieczkę od problemu. Gdyby Andrzej miał wtedy pod ręką, powiedzmy, kij bejsbolowy, to też by nim palnął rywala, żeby mieć wszystko z głowy - wspomniał Pindera w książce "Niepokonany w 28 walkach".

Zadyma, która zmieniła wszystko

Wraz z przerwaniem przez sędziego ringowego pojedynku, w ringu i na trybunach doszło do dantejskich scen. Od samego początku liczna Polonia ścierała się słownie z czarnoskórymi zwolennikami Riddicka Bowe, jednak do większych zamieszek w trakcie walki nie dochodziło. Wszystko rozpoczęło się kilka sekund po zakończonej potyczce, gdy sprzymierzeńcy Amerykanina wdarli do ringu i zaczęli walczyć z obozem Polaka. Sceny z ringu szybko przeniosły się na trybuny i cała hala zaczęła ścierać się ze sobą.

Jedną z osób, która była wówczas na hali w Madison Square Garden, był Przemysław Garczarczyk, kolejny bohater książki Przemysława Osiaka. Opowiada on m.in. o tym, jak wyglądała sytuacja na trybunach w Madison Square Garden.

- Siedziałem u góry, może pięćdziesiąt metrów od ringu. Kiedy zaczynała się awantura, zszedłem na dół. Czarnoskórzy bracia napierali, a jeden z nich zaczął mnie okładać krzesłem. Odwróciłem się. I już nigdy w życiu nie wyjdzie mi takie kopnięcie w jaja, jakie wtedy wykonałem. Gość chciał mnie lać po plecach, to co miałem innego zrobić? Nie było tam żadnej poważnej ochrony, same dziadki. Mówię ci, to wydarzenie zmieniło amerykański sport. Od tamtego momentu zaczęli ustawiać w halach wykrywacze metalu i przestali zatrudniać emerytowanych gości - relacjonował Garczarczyk w książce "Niepokonany w 28 walkach".

Po zamieszkach na trybunach kilkudziesięciu kibiców wylądowało w szpitalu, a kilkunastu zostało aresztowanych. W fatalnym stanie znalazł się szkoleniowiec Andrzeja Gołoty - Lou Duva, który został wyniesiony z hali na noszach z podejrzeniem ataku serca.

Wciąż kochany

Mimo porażki Andrzej Gołota stał się osobą bardzo rozpoznawalną. Awantura w hali Madison Square Garden obiegła całe Stany Zjednoczone, a urywki pojedynku pokazywane były przez największe telewizje świata. Wiadomo było, że historia Andrzeja Gołoty i Riddicka Bowe nie może się tak zakończyć.

Pięć miesięcy później doszło do niezwykle głośnego rewanżu, który intrygował nie tylko polskich kibiców, ale cały świat. Bowe wyszedł do drugiego boju znacznie lepiej przygotowany, ale Gołota ponownie stanął na wysokości zadania. Pojedynek był wprost szalony, raz do głosu dochodził Polak, raz Amerykanin. Po kilku nokdaunach w jedną i drugą stronę, inicjatywę przejął "Andrew". Jednak i tym razem Gołota nie wytrzymał psychicznie, wyprowadzając serię uderzeń poniżej pasa na jedenaście sekund przed końcem dziewiątej rundy.

Mimo drugiej porażki z rzędu, Gołota nie był przegranym. A na pewno nie w Polsce, gdzie bardzo długo mówiło się o "Andrew". W październiku 1998 roku Gołota po raz pierwszy zaboksował w Polsce, a jego walkę z Timem Whiterspoonem oglądało blisko 12 milionów osób w telewizji. Polacy wciąż chcieli oglądać "Andrew" i kochali go. Wzbudzał on niezwykłe zainteresowanie, które do dziś trudno osiągnąć najlepszym sportowcom w naszym kraju.

Mateusz Hencel

Obserwuj autora na Twitterze: Obserwuj @MatHencel

Zobacz także: Nie ma odzewu i obiecanej zaliczki. Co z walką Wach - Briedis?

Zobacz także: Jest potwierdzenie! Polak zawalczy o mistrzostwo świata

Czy Andrzej Gołota to najlepszy polski pięściarz zawodowy w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×