Mayweather - Pacquiao: Testy antydopingowe i kasa. O to kłócili się przez lata

Michał Fabian
Michał Fabian
Bob Arum, założyciel firmy Top Rank, ogłosił, że planowana na marzec 2010 r. walka została odwołana. - Mayweather naciskał na testy krwi nawet tuż przed ważeniem. Wiedział, że Manny się denerwuje, gdy pobiera się jego krew. Dla mnie to sygnał, że Mayweather nie chce walki - powiedział Arum.

Później promotor zmienił zdanie. Wysłał Mayweatherowi nową ofertę. Manny przystał na wyrywkowe badania moczu. I na trzy badania krwi - w styczniu, 30 dni przed walką i zaraz po walce. Zaczęło się przeciąganie liny. Obie strony wysunęły nowe propozycje: "Pac Man" był gotów poddać się badaniu krwi 24 dni przed pojedynkiem. "Money" chciał, by stało się to o 10 dni później. W końcu temat upadł.

A do tego Pacquiao złożył do sądu w Nevadzie pozew przeciwko Mayweatherowi, jego rodzinie i firmie promotorskiej. Zarzucił im, że bezpodstawnie oskarżali go o przyjmowanie środków dopingujących. Ta sprawa zakończyła się dopiero ponad 2,5 roku później. Obie strony zawarły ugodę w procesie o zniesławienie. Rodzina Mayweatherów (bokser, jego ojciec Floyd senior i wuj Roger) wystosowała oświadczenie. - Nie zamierzaliśmy twierdzić, że Pacquiao używał lub używa środków dopingujących. Nic nam nie wiadomo, jakoby były dowody w tej sprawie - napisali.

Ultimatum, bijący licznik i... znowu nic

Kolejna fala spekulacji na temat "walki stulecia" pojawiła się latem 2010 r. Oscar de la Hoya niegdyś walczył z oboma bokserami, później zaś zaangażował się (jako przedstawiciel Golden Boy Promotions) w doprowadzenie do wielkiego pojedynku. - Jesteśmy naprawdę blisko sfinalizowania kontraktów - powiedział.

Bob Arum postawił Mayweatherowi ultimatum - do północy, 16 lipca 2010 r., Amerykanin miał dać odpowiedź na propozycję z ekipy Pacquiao. Na stronie Top Rank pojawił się nawet licznik "Money' Time: Mayweather's Decision". Dni i godziny upływały, ultimatum minęło, a Mayweather nie dał odpowiedzi.

We wrześniu 2010 r. sytuacja się zaogniła. "Money" umieścił w sieci prowokację o rasistowskim podłożu. Nazwał Pacquiao "żółtym mistrzuniem". - Skopię tyłek tego karła. Jak tylko wdepczę go w ziemię, to sprawię, że zacznie dla mnie robić sushi i gotować ryż - powiedział z pogardą o niedoszłym rywalu. Potem tego żałował. - Chciałbym wszystkich przeprosić. Robiłem sobie żarty, to nic nie znaczyło. Nic w złym świetle - kajał się.

Mijały kolejne miesiące. Kibice i eksperci powoli zaczynali tracić nadzieję. Nawet Freddie Roach, trener "Pac Mana", był pesymistą w tym temacie. - Nie sądzę, by kiedykolwiek miało dojść do tej walki. To raczej jeden z tych pojedynków, które nigdy się nie odbędą. Cały świat wie, że Floyd unika walki z Pacquiao - mówił Roach (cytat za ringpolska.pl).

40 milionów dolarów. Dużo? Wcale nie

Do przełomu mogło dojść w styczniu 2012 r. Mayweather zadzwonił wówczas do przebywającego na Filipinach Pacquiao. - Zapytałem go o walkę 5 maja, by dać światu to, co chce zobaczyć. On zapytał o podział pieniędzy 50 na 50. Odpowiedziałem mu: "tak być nie może, ale w walce ze mną i tak zarobisz więcej kasy niż w całej karierze" - relacjonował Amerykanin w rozmowie z ESPN.

Miał zaproponować Manny'emu 40 mln dolarów, ale bez prawa udziału w zyskach z PPV. Te zaś byłyby kilka razy wyższe od wspomnianej kwoty. Nic dziwnego, że Pacquiao odparł: - Nie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×