- Pozostaje żal, bo nie wykorzystaliśmy szansy, jaką mieliśmy. W tej optymistycznej atmosferze, po tym wszystkim, co działo się w naszym kraju, niedosyt jest olbrzymi, bo historyczny moment był naprawdę bardzo blisko - ocenia Jerzy Brzęczek, ekspert portalu SportoweFakty.pl na Euro 2012.
Po nieudanym dla reprezentacji Polski turnieju nadszedł czas pierwszych podsumowań. - Po każdym turnieju przychodzi czas na rozliczenia. Nie zawsze są one przeprowadzane obiektywnie, bo wydaje mi się, że my nie możemy powiedzieć, że w tych mistrzostwach nasza drużyna przyniosła nam powody do wstydu. Chłopaki moim zdaniem pokazali bardzo dobrą piłkę i jedynym rzucającym się w oczy brakiem naszego zespołu było to, że często było nas stać na grę na wysokim poziomie tylko w jednej połowie spotkania - analizuje były reprezentant Polski.
Brzęczek nie chce przesądzać, co zaważyło o tym, że nasza drużyna nie wyglądała najlepiej fizycznie w trakcie meczów fazy grupowej. - To pytanie powinni sobie zadać zawodnicy i sztab szkoleniowy. Braki w naszym przygotowaniu były widoczne moim zdaniem w szczególności w meczach z Grecją i Czechami, gdzie w pierwszych połowach graliśmy bardzo dobrze i mieliśmy mnóstwo okazji do zdobycia bramki, a po przerwie byliśmy zdecydowanie słabsi - zauważa nasz ekspert.
- Jestem ciekaw czy brak stabilizacji formy w całym spotkaniu wynikał z tego, że tempo narzucone przez zawodników w pierwszej połowie było tak wycieńczające, że nie byli oni w stanie powtórzyć tego w drugiej połowie, czy przyczyny takiego stanu rzeczy leżały zupełnie gdzie indziej - przyznaje srebrny medalista IO 1992 w Barcelonie.
Polacy byli bezspornie najmniej skutecznym zespołem grupy A, zdobywając raptem dwie bramki w trzech meczach, wobec mnogości świetnych sytuacji strzeleckich. - Stwarzaliśmy okazje do zdobycia bramki, dlatego tym bardziej jest mi żal, że nas na tym turnieju już nie ma. Nie zgadzam się z większością głosów, że odpadliśmy z Euro 2012, bo byliśmy słabą drużyną i graliśmy defensywnie. W meczu z Czechami mieliśmy trzech defensywnych zawodników w środku pola, a okazji podbramkowych było mnóstwo. Nie zawsze to ilu jest na boisku zawodników ofensywnych decyduje o tym czy strzelisz jedną, dwie czy pięć bramek - przekonuje Brzęczek.
W opinii charyzmatycznego pomocnika o porażce biało-czerwonych z Czechami zaważyła decyzja Franciszka Smudy o wprowadzeniu na plac gry Adriana Mierzejewskiego w miejsce aktywnego Eugena Polanskiego. - Akcja po której Czesi strzelili zwycięską bramkę rozpoczęła się od straty w środku pola, a wtedy graliśmy już w tej formacji dwoma defensywnymi pomocnikami. Zabrakło w tej sytuacji asekuracji, jaka była charakterystyczna dla naszej gry w klasycznym ustawieniu 4-5-1. Po zejściu Polanskiego mieliśmy problemy z organizacją gry w środku pola, gdzie dominować zaczęli Czesi i to jest fakt bezsporny - podkreśla dwukrotny mistrz Austrii z FC Wacker Tirol Innsbruck.
- Wielu się może ze mną nie zgodzić, ale moim zdaniem grając bardzo defensywnym ustawieniem na boisku, wyglądaliśmy lepiej w każdej formacji. Nie tylko dobrze operowaliśmy piłką w defensywie, ale też w ofensywie stwarzaliśmy więcej sytuacji i kontrolowaliśmy grę. Zmiany wprowadzały w nasze szeregi niezrozumiały dla mnie chaos - bezradnie rozkłada ręce Brzęczek.
Euro 2012 stało się czwartym wielkim turniejem, który reprezentacja Polski zakończyła na fazie grupowej. - To są mistrzostwa, a raczej dla nas były, w których jesteśmy współgospodarzami. Nadzieje przed tym turniejem były niesamowite, a podejście Polaków i energia, jaka w nich czerpała do meczów reprezentacji tworzyły wokół meczów taką magiczną otoczkę. Wszyscy wierzyliśmy w przełom i dobry wynik naszej drużyny. Organizacyjnie spisaliśmy się świetnie, co zauważa cała Europa i za co jesteśmy zewsząd chwaleni. Wielu nie wierzyło w to, że możemy podołać organizacji tak wielkiego turnieju. Do pełni szczęścia zabrakło wyniku sportowego i osiągnięcia celu minimum, czyli dojścia do ćwierćfinałów. Zasłużyliśmy na to, ale piłka jest brutalna i sytuacje, których nie wykorzystujesz wracają do ciebie jak bumerang. My odpadnięciem zapłaciliśmy za zmarnowane okazje we wszystkich trzech meczach - puentuje ekspert portalu SportoweFakty.pl.