Na północy Marsylii, na wzgórzu, gdzie równie dobrze mogłoby znajdować się ekskluzywne Spa, stoją bloki. Jest ich kilkanaście, oznaczone są literami. W budynku G mieszkał Zinedine Zidane - duma, ale i zmora, przekleństwo całego osiedla. Gdyby nie on, nikt by się tym miejscem nie interesował i spokojnie można byłoby prowadzić interesy. Budynek G będą właśnie burzyć, ale na szczęście dla osiedla handel narkotykami rośnie.
Przez chwilę można pomyśleć, że parkowanie tu jest płatne. Co kilka samochodów na wędkarskim krzesełku siedzi nastolatek, który bacznie przygląda się każdemu, kto szuka miejsca postojowego. Kiedy parkujemy, natychmiast wyjmuje telefon i pisze SMS. Zdjęcie z tablicą rejestracyjną naszego wynajętego w Nicei samochodu zrobi, gdy odejdziemy kilka kroków dalej. Renault Scenic, klasa średnia: dziwne, bo tutaj w okolicy widać raczej auta z lat 90., albo BMW i to raczej te z maja 2016.
W La Castellane w 1250 lokalach mieszka 7000 osób, z czego połowa nie skończyła 25 lat. Osiedle wygląda jak mur obronny. Wąskie, wysokie okna, przerywające ścianę betonu koloru pustynnego piasku, wypełnione są znudzonymi postaciami. Dziś jest święto, ludzie mają wolne, chociaż tutaj akurat i tak nie ma to większego znaczenia, bo bezrobocie wśród młodych sięga 80 procent. Nie ma pracy, nie ma ani jednej biblioteki. Dzieciaki od 16.30 pozostawione są same sobie, oczywiście te dzieciaki, które do 16.30 mają szkołę, bo nie zorientowały się jeszcze, że trasa z Castellane do dobrobytu prowadzi zupełnie inną drogą.
ZOBACZ WIDEO Francja nie taka elegancja. Zobacz, co dzieje się na drogach gospodarza Euro 2016
Północne przedmieścia są państwem w państwie. Obowiązuje tu inny kodeks prawny, niespisany, ale twardy i surowy. Zachowana musi być hierarchia - jeśli będziesz dobry, na początku pomoże się twojej matce, by miała za co wykarmić ciebie i twoich braci, którzy jeszcze są za mali, by dołączyć do biznesu. Na swoją szansę czeka się jak na autobus - siedząc godzinami na przystanku. Matka to tutaj instytucja: poza tym że często sama ma na głowie utrzymanie rodziny, szybko może zostać "opiekunką". Opiekunki nie handlują, ale oddają do dyspozycji "przestrzeń biurową". Mają czystą kartotekę policyjną, jest małe ryzyko, że ktoś będzie chciał sprawdzić, co trzymają w piwnicy.
Dwa lata temu ówczesny szef miejskiej policji zaprosił media na rewizję w jednym z bloków. Efekt: 170 sztuk broni palnej, 37 kilogramów kokainy, 103 kilogramy marihuany i 450 tysięcy euro w gotówce. Zatrzymano 273 osoby.
Tak zwane "czujki" pracują w systemie zmianowym, wszystko jest doskonale zorganizowane, może nie podbija się kart na zmianie, ale grafik jest tworzony z kilkudniowym wyprzedzeniem. W położonym również na północy Marsylii osiedlu Visitation po policyjnej akcji rozbicia gangu dilerów znaleziono nawet dokładny spis kosztów poniesionych na posiłki w czasie godzin pracy. Autobus, który podjeżdża na przystanek, czujkę tak naprawdę tylko denerwuje. Zasłania ulicę, a przecież policja zawsze zjawia się tu nieoznakowanym wozem. Na autobus do dużych pieniędzy trzeba czekać dłużej, ciągle w skupieniu, mając oczy dookoła głowy.
[nextpage]
Po drodze na Place de la Tartane, wielką betonową patelnię wciśniętą między bloki, gdzie jakimś cudem młody Zidane nauczył się, jak później pięknie poruszać się po trawie, mijamy trzy czujki. Młodzi chłopcy, jeden na twarzy ma zawiązaną chustę, trzymają w rękach telefony komórkowe i informują pozostałych, że zidentyfikowali obcych. Pracują na lepsze jutro. Samym handlem i zaopatrzeniem zajmują się "węglarze". Ci potrafią zarabiać nawet po 15 tysięcy euro miesięcznie.
Później okazało się, że o naszej obecności w Castellane wiedziano już wcześniej, bo skuter, który towarzyszył nam od wjazdu w okolice dzielnicy i planował odprowadzić poza jej granice, zdał szybki raport, że możemy być jakimś problemem, bo zatrzymaliśmy się na parkingu i wyjęliśmy z bagażnika wielką torbę. W tej torbie mogło być przecież wszystko. Była kamera, ale i to też przecież nie oznaczało niczego dobrego.
Czujki to najniższy stopień w hierarchii. Plankton. Zarabiają po 50 euro dziennie, ale przecież 1500 euro miesięcznie to pensja początkującego nauczyciela. Każdy tak zaczyna i marzy, że szybko pójdzie w górę. Jak w prężnie działającej korporacji - im więcej pracujesz, im bardziej się poświęcasz i jesteś lojalny, tym szanse na awans są większe. Punkt, w którym sprzedaje się narkotyki, znajduje się niemal na każdej klatce schodowej, na samym dole. Doprowadza cię tam akwizytor, który najpierw musi zminimalizować ryzyko, że jesteś z policji. Nieoznakowane samochody BAC - brygady do walki z przestępczością - pojawiają się w Castellane ponoć codziennie, jednak nie daje to żadnego skutku.
Poszczególne dzielnice najczęściej trzymają się razem, chociaż nawet tak małe fragmenty miasta podzielone są na wpływy mniejszych, rywalizujących ze sobą gangów. Według władz Marsylii to właśnie wojny między dzielnicami są największym zagrożeniem. Roland Gazue, który przez kilka lat szefował policji kryminalnej, wyliczał dla "Le Monde": "W 2010 roku - 54 zabójstwa, w tym 17 na tle porachunków, w 2011 roku - 38 zabójstw, w tym 20 na tle porachunków".
Ofiarami przestępców stają się także sportowcy. Pływaczka, złota medalistka Laure Manaudou została napadnięta w swoim domu, plądrowano mieszkania piłkarzy Olympique, a w gangsterskich porachunkach zginał syn byłego piłkarza i trenera tej drużyny Jose Anigo.
W Marsylii codziennie dochodzi do ponad 30 napadów z bronią w ręku. W położonej, a jakże - na północy miasta dzielnicy Saint-Antoine trzy lata temu zatrzymano pociąg TGV jadący z Nicei do Paryża. Bandyci pobili i obrabowali 150 pasażerów. Głośno było także o zatrzymaniu ruchu na autostradzie prowadzącej do centrum miasta, by para gangsterskich nowożeńców miała do dyspozycji wygodną trasę. Nikt nie poniósł kary.
Na Place de la Tartane przychodzimy w samo południe. Kilku starszych mieszkańców dzielnicy siedzi na schodach. Mają na sobie bluzy Realu i kibicują Yazidowi, bo wszyscy nazywają tu Zidane'a jego muzułmańskim imieniem. Zgoda na robienie zdjęć przychodzi dość łatwo, ale to nie starsi tu rządzą. Po kilkunastu sekundach ktoś chce pieniędzy. Nagle zjawia się chłopak z baniakiem na wodę i nie chce słyszeć o żadnych zdjęciach w jego dzielnicy. Na początku tłumaczy, że codziennie jest kilka ekip telewizyjnych i on nie ma prywatności. Później o ochronę swojej prywatności prosi kolegów. Ci mają już zasłonięte twarze. I nie chodzi o astmę, chociaż z powodu zagrzybienia ścian w mieszkaniach jej występowanie w Castellane jest dramatycznie częste.
[nextpage]Duży i głośny problem Castellane i pozostałych północnych dzielnic nazywa się kałasznikow. Żeby wejść w jego posiadanie wystarczy tysiąc euro, starszy typ można znaleźć nawet za połowę tej ceny. Pistolet kosztuje 250 euro, kamizelka kuloodporna ponad trzysta. - Kałasznikow jest w Marsylii tak popularny jak nóż kieszonkowy. Wszyscy czują się z nim niezwyciężeni, bo łatwo pozbawić życia przeciwnika mając 30 kul w magazynku - opowiada dziennikowi "Le Provence" jeden z policjantów. Zobaczyć Kałasznikowa w ręku młodego chłopaka na ulicy francuskiego miasta miesiąc przed mistrzostwami Europy, to poczuć się gorzej niż w południowoafrykańskim Soweto czy fawelach Rio. O Marsylii mówi się, że jest najbardziej na północ położonym miastem Afryki, 25 procent mieszkańców to Arabowie z Tunezji, Algierii i Maroka. Większość korzystała na nieregulowanej polityce imigracji sprzed kilku dekad, wielu z nich przebywa we Francji nielegalnie, nie ma szans na podjęcie normalnej pracy i wegetuje na blokowiskach, czekając aż wciągną ich nielegalne interesy.
W lutym zeszłego roku kulminacyjny moment walki pomiędzy gangami miał miejsce akurat w trakcie wizyty w Marsylii premiera Francji Manuela Vallsa. Valls przyjechał, by pogratulować miejscowym władzom walki z przestępczością. W tym czasie w Castellane wyrównywano porachunki jeżdżąc na skuterach i strzelając do siebie z Kałasznikowów, ostrzał trwał także z położonej na terenie osiedla wieży. Szef policji Pierre-Marie Bourniquel pojechał na miejsce osobiście, licząc na to, że bandyci uspokoją się, widząc jego samochód na sygnale. Przeżył tylko dlatego, że w kluczowym momencie położył się na podłodze.
Posterunki policji w Castellane regularnie są obrzucane koktajlami Mołotowa i ostrzeliwane. Na wcześniejsze prośby o posiłki władze państwowe wysłały do Marsylii dwustu dodatkowych policjantów, ale w ogóle nie poprawiło to sytuacji. Zresztą nawet wśród członków brygady do walki z przestępczością panuje duża korupcja. Dwa lata temu odbył się proces 20 funkcjonariuszy oskarżonych o współpracę z handlarzami narkotykami. Udowodniono im, że odebrane narkotyki zostały przez nich wprowadzone na rynek. Pokusa jest duża - szef gangu w Castellane według "Paris Match" zarabia 80 tysięcy euro dziennie. Ma pieniądze, ma więc także wpływy i zna tych, których kręgosłup moralny łatwo zmiękczyć banknotami.
Zidane w bloku G mieszkał ponoć na pierwszym piętrze pod numerem 28. Jego okno przez ostatnie lata zabite było metalową blachą, bo liczba obcych chętnych, by sprawdzić, w jakich warunkach wychowywał się Yazid, rosła. Teraz blacha nie jest już potrzebna, bo cały budynek ogrodzony jest siatką i przygotowany do wyburzenia. Operacja miała zacząć się już w kwietniu, ale prace rozpoczęły się dopiero w połowie maja. Kiedy buldożery zjawiły się w Castellane, przed budynkiem rozpoczął się protest mieszkańców pozostałych bloków. Próbowano powstrzymać robotników.
Mieszkańcy dzielnicy obawiają się, że trzyletni plan "rekultywacji" przestrzeni tak naprawdę doprowadzi do pozbawienia ich mieszkań, a pięknie położone tereny zostaną sprzedane deweloperom pod budowę ekskluzywnych apartamentowców. Pytania o Zidane'a wywołują u ludzi siedzących pod jego blokiem agresję. - Nie ma tu żadnego Zidane'a, rozumiesz? On już tu dawno nie mieszka! - krzyczą. O Zizou nie chce się wypowiadać także jego brat Madjid, który pracuje jako ochroniarz na pływalni w Castellane. Odwraca się na pięcie za każdym razem, gdy pojawiają się u niego dziennikarze.
Ojciec Zidane'a - Smail, przypłynął z Algierii do Francji w 1953 roku, dziesięć lat później zakochał się w Malice i wspólnie postanowili zamieszkać w Marsylii. W Castellane mieszkała wtedy większość imigrantów. Smail szybko znalazł pracę w supermarkecie Casino, znajdującym się tuż obok Place de la Tartane. Malika i Smail doczekali się piątki dzieci: Madjida, Farida, Noureddine, Lili oraz Zinedine'a, na którego w dzielnicy wszyscy mówili Yazid lub jeszcze krócej - Yaz.
Yaza niespecjalnie interesowała szkoła. Był świetny w judo, na które zapisał się ponoć po to, by bronić się przed rasistowskimi zaczepkami. Po judo przyszedł futbol. Co roku zmieniał klub. Zaczynał w AS Foresta, później trafił do US Saint-Henri, a następnie do Septemes-les-Vallons, gdzie rozwinął się na tyle, że dostał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Francji i natychmiast przechwyciło go Cannes. Zinedine wyjechał więc z Marsylii w wieku 15 lat i chociaż kojarzony jest z tym miastem, to dla miejscowego Olympique nie rozegrał choćby jednego meczu.
[nextpage]
Yaz wyszedł z Castellane, ale Castellane nigdy nie wyszło z niego. Uderzenie głową Marco Materazziego w finale mistrzostw świata z Włochami (mundial w Niemczech w 2006 r.) wielu psychologów traktowało jako wspomnienie dzieciństwa i zasad, jakie panowały w bezpośrednim otoczeniu piłkarza.
Wyburzenie budynku G to pierwszy element dużego planu zmian w dzielnicy w ramach krajowego planu rewitalizacji miast, na który przeznaczono już kilkaset milionów euro. Na przyszły rok zaplanowano likwidację wieży K - budynku, w którym mieści się 97 mieszkań. Te działania mają ułatwić policji wejście w labirynt handlarzy, mają też otworzyć dzielnicę na miasto. Władze planują wybudowanie dwóch nowych dróg łączących północ z centrum, a także zadbać o większą liczbę punktów usługowych i handlowych, by stworzyć miejsca pracy.
- To niedopuszczalne, że mieszkańcy tej części miasta żyją teraz pod kontrolą dealerów. La Castellane zamknęło się jak twierdza. Teraz chcemy ją otworzyć i dać wszystkim równe szanse - mówi Yves Rousset z urzędu miejskiego dla "La Croix".
Marsylia ma duże opóźnienia w realizacji rządowych celów. Plan rewitalizacji powinien ruszyć trzy lata temu, ale ciągłe przedłużające się konsultacje społeczne doprowadziły do impasu. Miasto musi teraz podwoić wysiłki na wprowadzanie zmian, by nie stracić 40 procent środków przyznanych przez Francję od 2008 roku. Według Samii Ghali, burmistrz jednej z północnych dzielnic miasta, ludzie są tutaj zapomniani, odłączeni od reszty społeczeństwa. Są jak tykająca bomba. Kiedy Ghali w 2013 roku wystosowała dramatyczny apel do Paryża z prośbą o przysłanie wojska do zapanowania nad sytuacją, Valls, ówczesny szef MSW, a teraz premier, zapytał z przymrużeniem oka: - Czy mam wysłać drugą dywizję pancerną?
O wojsko na ulicach północnych dzielnic Marsylii apelowało już zresztą wiele innych osób, jednak ciągle bez skutku. Brazylia nie miała skrupułów przejmując fawele z rąk handlarzy narkotykami. Na początek weszło wojsko, stopniowo wprowadzano patrole wojskowo-policyjne. Sami policjanci wystarczą dopiero wtedy, gdy rząd uzna sytuację za opanowaną. Francja nie chce się przyznać, że ma problem, przymyka oko. Zamiast regularnej armii, na ulicach Castellane jest armia prywatna, należąca do szefa gangu.
We wtorek w Marsylii Polacy grają ostatni mecz grupowy Euro 2016 - z Ukrainą o 18.00.
Michał Kołodziejczyk z Marsylii
A ZiZou osiągnął dużo dużo więcej niż tylko wyszedł"na ludzi. Zinédine Zidane wszedł do elity światowej , i na trw Czytaj całość