To mistrzostwa zmęczonych ludzi. Pierwszy użył tego określenia Franz Beckenbauer w 2002 roku, opisując kataklizm Francji, która miała w składzie królów strzelców trzech lig europejskich, a odpadła już po fazie grupowej, nie strzelając choćby jednego gola. Na nogach słaniali się także Portugalczycy (pojechali do domu po trzech meczach) i Argentyńczycy, których Marcelo Bielsa zaprowadził na skraj przepaści. A później popchnął.
To był mundial krańcowy, rozpoczęty jeszcze w maju (!!!), toczony po morderczym sezonie w ligach europejskich i dobijającym systemie Ligi Mistrzów z dwoma fazami grupowymi. Najlepszym piłkarzem turnieju i królem strzelców został Ronaldo Luis Nazario de Lima. Brazylijczyk wracał z zaświatów po ciężkiej kontuzji i kadłubkowym sezonie w Interze, w którym rozegrał ledwie 10 spotkań. Był świeży, dynamiczny i wypoczęty. Wielki jak nigdy wcześniej.
Ale sięgając pamięcią wstecz warto wspomnieć mistrzostwa świata w 1998 roku. To wtedy organizm Ronaldo odmówił posłuszeństwa przed finałem z Francją. Geniusz miał zapaść, doznał tajemniczych konwulsji i pierwotnie miał być zastąpiony przez Edmundo. Oczywiście kiedy tylko był w stanie poruszać się sprawnie, poszedł do pokoju trenera Mario Zagalo i powiedział, że musi zagrać w tym meczu. Wyglądał jak trup, ale chciał wyjść na boisko. Nigdy nie dowiemy się czy zrobił to suwerennie, czy też uległ olbrzymiej presji sponsorów. Na murawie Stade de France był wrakiem człowieka. Strzępkiem wielkiego Ronaldo.
Brazylijczycy przegrali tamten mecz długo przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Polegli już w autokarze jadącym na stadion. Siedzieli w milczeniu, wstrząśnięci wydarzeniami sprzed kilku godzin. Wcześniej śpiewali piosenki, grali na bębnach, uśmiechy nie schodziły z ich twarzy. Czuli się mocni, bo prowadził ich fenomenalny Ronaldo. Przed decydującym starciem nie wiedzieli czy ich lider będzie w stanie w ogóle normalnie funkcjonować.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Bardzo mocne słowa Jana Nowickiego o Robercie Lewandowskim. "Jest Bogiem, a gra do du**"
Historia kołem się toczy. Problem nadmiernie eksploatowanych organizmów piłkarzy wraca co dwa bądź cztery lata. Ale do tej pory nie dotykał nas osobiście. Dlatego niespecjalnie się nim przejmowaliśmy.
Tymczasem Robert Lewandowski ma prawo być najbardziej zmęczonym piłkarzem na Euro 2016. Z grupy czołowych napastników występujących na turnieju tylko on rozegrał morderczą dawkę meczów w klubie. Wystąpił w 51 grach Bayernu Monachium, spędził na boisku 4313 minut. Więcej niż Zlatan Ibrahimović, Cristiano Ronaldo i Harry Kane. Żaden czołowy snajper w Europie nie był tak obciążany. Oczywiście ostateczne różnice nie są wielkie, ale pamiętajmy o wadze niuansów decydujących o sukcesach i roli odgrywanej w reprezentacjach. Lewandowski jest najściślej pilnowanym piłkarzem na mistrzostwach Europy. Jest też najczęściej faulowany. Rywale zatrzymywali go nieprzepisowo aż 16 razy. Dla porównania Ronaldo 9, Ibrahimovicia 6, Kane'a 5. To przepaść.
Podczas turnieju we Francji wszyscy rywale stosują jedną i tę samą taktykę. Powstrzymać Lewandowskiego, obrzydzić mu grę, rzucić wszystkie siły na sparaliżowanie go. Efekt jest taki, że Robert bierze udział w "Fight Clubie", a nie meczu piłkarskim. Wciąż nie zdobył bramki. Pierwszy celny strzał oddał dopiero w meczu ze Szwajcarią.
Francuski dziennik "L'Equipe" rozgrzeszył Polaka po fazie grupowej i nadał mu tytuł "altruistycznego snajpera". Ale brak gola uwiera Lewandowskiego nie bardziej niż kibiców reprezentacji Polski. Z pewnością uwierałby mniej, gdyby Arkadiusz Milik był sobą i wykorzystywał choć część sytuacji. Można by wtedy machnąć ręką na zerowe statystyki "Lewego" i cieszyć się ze skuteczności drugiego napastnika w hierarchii Adama Nawałki. Ale nie można.
Problem zmęczenia dotyka innych graczy Bayernu Monachium. David Alaba pojechał na urlop już po fazie grupowej, a Thomas Mueller człapie po boisku i jest żałośnie nieskuteczny. Być może to po części efekt zwolnienia przed rokiem doktora Hansa Muellera-Wohlfahrta, człowieka instytucji, który kompleksowo dbał o zdrowie i suplementacje organizmów piłkarzy i którego Usain Bolt uznaje za najlepszego fachowca na świecie. Brak wieloletniego lekarza Bayernu globalnie mógł być odczuwalny dopiero teraz, gdy piłkarze rozgrywają turniej w reprezentacjach po morderczym sezonie w klubie. Rok temu o tej porze odpoczywali na leżakach.
Wśród Biało-czerwonych na innym biegunie znajduje się Jakub Błaszczykowski. Polak rozegrał we Fiorentinie ledwie 20 meczów. I choć zaczął sezon imponująco, to szybko odniósł kontuzję i przegrał rywalizację z pozyskanym zimą Cristianem Tello. Ostatnie pół roku było dla niego rozczarowujące. Ale mógł spokojnie odbudować formę fizyczną i poczuć głód piłki. Dziś Kuba błyszczy, przeżywa wielki renesans formy i jest najlepszym polskim piłkarzem na Euro.
Robert Lewandowski cierpi. To turniej człowieka walczącego i poniewieranego przez rywali. Przy skrajnym profesjonaliźmie Polaka, dbałości o organizm, wręcz ortoreksji (obsesja na punkcie spożywania zdrowej żywności), nic nie jest pozostawione przypadkowi. Ale nawet perfekcyjnie zarządzane ciało odmawia posłuszeństwa. Zwłaszcza, kiedy wymaga się od niego, żeby funkcjonowało jak maszyna.
Nieskuteczność "Lewego" jest - miejmy nadzieję - chwilowa. To wielki piłkarz, bez bramek którego wyszarpać nam półfinał będzie niezwykle trudno.
Zwłaszcza że po drugiej stronie czai się nienasycony Ronaldo. Też wyczerpany, ze śladowymi ilościami paliwa w baku.
Korespondencja z Paryża
Mateusz Święcicki
ZOBACZ WIDEO Rząsa: Powinniśmy zamknąć wynik w pierwszej połowie (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}