- Czasem grasz pięknie i przegrywasz, a czasem brzydko i wygrywasz - powtarza na konferencjach trener Fernando Santos. Portugalczycy zaczynają się denerwować. Pewnie woleli by usłyszeć coś interesującego, ale Santos zamiast fajnych anegdot daje im to co najważniejsze, wyniki. Skąd my to znamy. Nawet jeśli spojrzymy w ostatnie lata i zobaczymy worek medali, to nie jesteśmy stanie zrozumieć portugalskiej perspektywy. Dlatego federacja zatrudniała tego szkoleniowca. Tym samym zaprzedała radosną portugalską duszę defensywnemu diabłu.
62-letni trener odebrał Portugalii jej radość z gry, techniczne sztuczki, zabójcze szybkie ataki, i postawił na żelazną defensywę, organizację z tyłu, kontrolowanie gry. Gdy ludzie w Polsce śmiali się przez łzy, że oto do półfinału przeszła drużyna, która nie wygrała meczu w ciągu 90 minut, zapominali dodać, że to też drużyna, która nie przegrała meczu. Ani w ciągu 90 minut, ani 120, ani nawet po karnych.
"ESPN" przypomina taką historię związaną z Fernando Santosem. Gdy przyjechał po raz pierwszy do AEK Ateny, zarządził treningi o 8 rano. Uważał, że zajęcia w porannych godzinach lepiej działają na zawodników, gdyż mają oni wtedy świeże umysły, są wypoczęci. Ale zawodnikom nie chciało się tak wcześnie wstawać, więc jeden ze starszych zawodników powiedział trenerowi: "8 rano jest nierealna". I usprawiedliwił to potężnymi korkami w stolicy Grecji o tej godzinie. Santos uznał, że zawodnik ma rację. Żeby uniknąć porannych korków, kazał piłkarzom stawiać się w ośrodku treningowym godzinę wcześniej, o 7.
Ktoś taki potrzebny był Portugalii. Ten kraj od lat uważany jest za jedną z wielkich piłkarskich potęg. Jej wyniki robią jeszcze większe wrażenie, gdy uświadomimy sobie, że w tym kraju mieszka zaledwie 11 milionów ludzi (choć liczebność ludzi z korzeniami portugalskimi określa się jako 40-100 milionów). Choć to kraj, który wydał na świat trzech spośród najwybitniejszych graczy wszech czasów - Eusebio da Silva Ferreira, Luisa Figo i Cristiano Ronaldo czy jednego z największych trenerów w historii, Jose Mourinho, choć portugalskie kluby czterokrotnie wygrywały Puchar Mistrzów i Ligę Mistrzów, kraj nie ma tego co najważniejsze - złota na dużej imprezie.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Sędziowie pomagali gospodarzom? Ekspert grzmi. "Przyłóżcie lód do głowy"
W 1966 roku Portugalczycy przegrali z Anglikami. Joao Havelange, późniejszy prezydent FIFA, po latach przyznał, że sędzia w tym spotkaniu wyraźnie sprzyjał Anglikom i nie było to przypadkowe. W 1984 roku, w półfinale mistrzostw Europy, Portugalczycy na 7 minut przed końcem dogrywki prowadzili 2:1 z Francuzami, a jednak przegrali 2:3. W półfinale w 2000 roku na stadionie w Brukseli znowu przegrali z Francją po dogrywce. Najpierw w 90. minucie Fabien Barthez w cudowny sposób obronił strzał głową Abela Xaviera, a potem ten portugalski obrońca, już końcówce dogrywki, interweniował ręką w polu karnym i Zidane rozstrzygnął losy meczu strzałem z karnego. Portugalczycy nie mieli szans na wyrównanie, bo obowiązywała zasada "złotej bramki". W 2004 roku, na własnym terenie, Portugalczycy z Figo, Ronaldo i Deco w składzie, przegrali z Grecją 0:1, najbrzydziej grającym triumfatorem w historii międzynarodowych rozgrywek. I w końcu w 2012, w Doniecku, przegrali po karnym z Hiszpanami. Choć mieli swoje szanse. Wtedy, w serii "11", Hiszpan Sergio Ramos trafił w słupek, ale piłka wleciała do bramki. Portugalczyk Bruno Alves też trafił w słupek, ale piłka wyleciała na aut. Za chwilę Hiszpanie byli w finale.
Gdy na mundialu 2014 roku, po raz pierwszy od 12 lat Portugalia nie wyszła z grupy, federacja powierzyła stery Fernando Santosowi. To było ryzykowne, bo szkoleniowiec właśnie dostał 8 meczów zawieszenia za obrażanie australijskiego sędziego w meczu 1/8 finału, w którym jego Grecja przegrała po karnych z Kostaryką.
[nextpage]Choć Portugalia zaczęła eliminacje Euro 2016 od wielkiej wpadki, 0:1 z Albanią na własnym boisku, kolejne 7 spotkań wygrała. Zawsze jedną bramką. Może nie była to zbyt efektowna droga do turnieju, ale droga skuteczna.
Już podczas turnieju Portugalczycy mieli problem z wygrywaniem. Choć nie można odmówić im ambicji. W spotkaniach z Islandią i Austrią zawodnicy Santosa dwukrotnie remisowali, 1:1 i 0:0, choć oddali w sumie 50 strzałów. W spotkaniu z Węgrami, przyparci do muru, dali się ponieść fantazji. Zremisowali 3:3. Tylko nowemu regulaminowi zawdzięczają, że wyszli z grupy. W grupie F przegrali z Islandią i Węgrami. Biorąc pod uwagę pozycję drużyn na międzynarodowej scenie, to wynik na pograniczu kompromitacji.
Santos nie był zadowolony. Ale nie z trzeciego miejsca tylko z trzech straconych bramek. W jego hierarchii wyniki 1:0 ma zdecydowanie większą wartość niż 3:2. Woli zachowawczy system 4-4-2 niż ofensywny 4-3-3.
- Jeśli mamy wygrać te mistrzostwa, styl jest mniej istotny - odpierał ataki dziennikarzy Jose Fonte. Przedstawiciele mediów faktycznie byli niezadowoleni.
Santos był pragmatyczny. Trochę jak Adam Nawałka, uznał, że zamiast fantazjować, musi dostosować zawodników do możliwości. Nie można odmówić mu umiejętności podjęcia ryzyka, bo przecież dał grać młodzieży. Ważne role w jego zespole odgrywają choćby finaliści zeszłorocznego euro do lat 21: Raphael Guerreiro, William Carvalho czy Joao Mario. Ale ryzyko nie oznacza szaleństwa. Dopiero mecz z Chorwacją zmienił defensywne nastawienie. A konkretnie moment, gdy drużynie nie szło i na boisku pojawił się rewelacyjny 18-latek, Renato Sanches. Przejął stery w drużynie, wziął na siebie odpowiedzialność i dał Portugalii nowe życie. W meczu z Polską wyszedł już w pierwszym składzie i zagrał znakomicie. Portugalia wciąż byłą defensywna, ale spuściła hamulec ręczny.
W trakcie turnieju wykształciła się defensywna czwórka, która jest bardzo mocną formacją: Cedric, Pepe, Jose Fonte, Guerreiro. Poza Sanchesem pomoc gra bardzo zachowawczo. Tu Santos sporo rotuje, bo wierzy że to klucz do sukcesu na dużej imprezie. I nie słucha podpowiedzi. Od początku pół kraju chciało, żeby zrezygnował z Andre Gomesa , który uchodził za słabe ogniwo, ale on uparł się, że to "zawodnik, który zapewnia stabilizację w środku". Zrezygnował z niego wtedy kiedy chciał. Ale zestawienie Portugalii w środku jest często zagadką i nie ma nic wspólnego z siłą zespołu "na papierze".
Z przodu są Nani i oczywiście Cristiano Ronaldo. Graja wąsko, inaczej niż w swoich klubach. Na grę Cristiano wielu specjalistów narzeka, ale w najważniejszych momentach decydował o sukcesie swoje drużyny.
Ku uciesze tłumów Portugalczyków, którzy na miejscu dopingują zespół. Mieszka ich we Francji ponad 1,2 miliona (z czego połowa to Portugalczycy, a połowa ma portugalskie korzenie) i stanowią trzecią najliczniejszą mniejszość etniczną kraju gospodarzy Euro 2016. Było to widać w ośrodku treningowym Marcoussis pod Paryżem, gdy panowała tu nieprawdopodobna histeria.
Już dziś wiadomo, że Santos zostanie zapamiętany w Portugalii jako człowiek sukcesu. A ta drużyna jako ważna w historii. Ale czy jako wyjątkowa?
Marek Wawrzynowski