Charles Leclerc po GP Azerbejdżanu spadł na trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców Formuły 1. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby nie awaryjne silniki Ferrari. W połowie maja Monakijczyk odpadł z rywalizacji w GP Hiszpanii, gdy znajdował się na prowadzeniu. Po miesiącu sytuacja powtórzyła się w Baku.
Łatwo obliczyć, że Leclerc stracił w ten sposób nawet 50 punktów do klasyfikacji generalnej F1. Mogłoby ich być nawet więcej, gdyby w Barcelonie i Baku zgarnął po dodatkowym punkcie, jaki otrzymują autorzy najszybszego okrążenia w wyścigu. Jednak nie jest to główny problem Ferrari w tej chwili.
Do mety GP Azerbejdżanu nie dojechali też inni kierowcy korzystający z włoskich jednostek napędowych - Carlos Sainz, Kevin Magnussen i Guanyu Zhou. To potwierdza, że Ferrari ma spory problem z niezawodnością. Włosi są tego świadomi i jak ustalił "Auto Motor und Sport", producent z Maranello wystąpił nawet do FIA ze specjalną prośbą o wprowadzenie poprawek do jednostki napędowej. Została ona jednak odrzucona.
ZOBACZ WIDEO: Mistrzyni olimpijska zrobiła niezłe show. "Taniec z różowym młotem"
Począwszy od lutego rozwój silników spalinowych w F1 został zakazany. Można wprowadzać jedynie poprawki zwiększające niezawodność, ale tylko w sytuacji, gdy FIA uzna, iż aktualizacja jest konieczna z punktu widzenia bezpieczeństwa. Natomiast we wrześniu zacznie obowiązywać zakaz rozwoju komponentów hybrydowych.
Zdaniem "Auto Motor und Sport", Ferrari ma obecnie najmocniejszy silnik w F1. Generuje on nieco ponad 1000 KM i jest mocniejszy od jednostki Red Bull Racing o 5,4 KM. Następny w zestawieniu jest Mercedes ze stratą rzędu 10,7 KM oraz Renault z utratą mocy 16 KM względem Ferrari. Atutem włoskiego silnika ma być też dopracowana skrzynia biegów, która elastyczniej zmienia przełożenia.
Problem w tym, że Ferrari zimą wyżyłowało swój silnik właśnie kosztem niezawodności, za co Włosi płacą wysoką cenę w sezonie 2022.
Słabym punktem jednostki Ferrari jest system MGU-K, który odpowiada za odzyskiwanie energii podczas hamowania. Kevin Magnussen wykorzystał już trzy takie komponenty i sięgnięcie po kolejny skutkować będzie karą. Trzeci MGU-K znalazł się też w silniku Valtteriego Bottasa, a lada moment trzecie komponenty otrzymają Charles Leclerc i Carlos Sainz. Jest przesądzone, że każdy z nich na pewnym etapie sezonu 2022 będzie musiał sięgnąć po czwarte, nadprogramowe MGU-K i w związku z tym zostanie karnie przesunięty na starcie do wyścigu.
Czytaj także:
Charles Leclerc zdruzgotany. Trwa koszmar kierowcy Ferrari
George Russell ostrzega przed tragedią w F1. "To tylko kwestia czasu"