"Dzień, który zmienił moje życie". Okropny wypadek zabrał mu przyjaciela

Materiały prasowe / Alpha Tauri / Na zdjęciu: Pierre Gasly w miejscu śmierci Anthoine'a Huberta
Materiały prasowe / Alpha Tauri / Na zdjęciu: Pierre Gasly w miejscu śmierci Anthoine'a Huberta

- Od razu wiedziałem, że jest źle. Po prostu wiedziałem - tak Pierre Gasly wspomina tragiczny wypadek Anthoine'a Huberta, który miał miejsce przed trzema laty. Młody talent z Francji stracił życie na torze Spa-Francorchamps. Miał ledwie 22 lata.

Przed nieco ponad dekadą Francuzi uruchomili program wyścigowy dla młodych talentów, aby wypromować swoich kierowców na poziom Formuły 1. Ściganie w kartingu połączone było z edukacją, więc młodzi chłopcy musieli zamieszkać razem na terenie internatu. Pierre Gasly miał wtedy 13 lat i wiedział, że musi opuścić rodzinny dom w Rouen, jeśli marzy o startach w F1 i karierze niczym Michael Schumacher, którego zwycięstwa oglądał niemal co niedzielę w telewizji.

To właśnie tam kierowca Alpha Tauri poznał Anthoine'a Huberta. Był niespełna rok starszy, ale przy tym zupełnie inny. "Był niezwykle bystry, spędzał sporo czasu na nauce, co trzymało go z dala od kłopotów. Był wobec siebie bardzo surowy, nawet w tak młodym wieku. Nauczyłem się od niego samodyscypliny" - tak opisał przyjaciela po latach Gasly w pożegnalnym felietonie dla "The Players Tribune".

Przyjaźń w świecie wyścigów

Zwykło się mawiać, że w wyścigowym świecie nie na ma miejsca na przyjaźń. Gasly i Hubert pokazali, że to jak najbardziej możliwe. Popychali siebie nawzajem do przekraczania limitów. Uczęszczali razem na treningi i żaden z nich nie chciał odpuszczać jako pierwszy. "Karmiliśmy się nawzajem energią. Tacy po prostu byliśmy" - przyznał kierowca Alpha Tauri.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!

Życie w internacie miało swoje minusy. Budynek przypominał zamek, w którym zimą bywało chłodno, do tego brakowało ciepłej wody. Gasly wraz z Hubertem regularnie wykłócali się o to, kto pójdzie pierwszy pod prysznic. "Inni pytali, gdzie wyjeżdżamy w weekendy. Anthoine i ja zawsze odpowiadaliśmy tak samo, że robimy to po to, by pewnego dnia być w F1. Wtedy wszyscy przewracali oczami" - zdradził Francuz.

Gasly przyznał, że nikt nie wierzył w to, że razem z Hubertem dotrą na szczyt motorsportu. "Była taka powszechna akceptacja, że francuscy kierowcy sobie nie radzą. Wydawało się, że wszystkie osoby skupione wokół tego sportu muszą nam na każdym kroku przypominać, że nie dotrzemy do F1" - wyjawił.

Obaj Francuzi regularnie słyszeli, że "nie mają talentu", a ich szanse na sukces są "zerowe". "Gdy patrzę wstecz, to można by pomyśleć, że ludzie chcieli, abyśmy ponieśli porażkę" - ocenił po latach Gasly.

Być może właśnie ten brak wiary sprawił, że Gasly i Hubert mieli szczególną motywację i determinację. Obaj nie mieli zaplecza finansowego, co podawało w wątpliwość realizację ich marzenia. Jednak dobre wyniki w kartingu poskutkowały zainteresowaniem ze strony gigantów - Gasly'ego pod swoje skrzydła wziął Red Bull Racing, Hubert trafił do akademii talentów Renault.

Przeklęty dzień

Był 31 sierpnia 2019 roku. Gasly startował już w Formule 1, Hubert ścigał się szczebel niżej. Pierwszy z Francuzów dopiero co przeżył sportową degradację - po ledwie kilku miesiącach został wyrzucony z głównej ekipy Red Bulla do słabszego Toro Rosso. Hubert spisywał się coraz lepiej w Formule 2 i plotkowano, że Renault dorasta do decyzji, by dać mu szansę w królowej motorsportu.

Ze względu na starty przyjaciela, Gasly zawsze starał się znaleźć czas w napiętym grafiku, by zobaczyć chociaż początek rywalizacji w F2. Tak też było przed trzema laty. "Na drugim okrążeniu, gdy tylko kamera pokazała mnóstwo rozbitych części, stało się jasne, że w Eau Rouge doszło do karambolu. Od razu wiedziałem, że jest źle. Po prostu wiedziałem" - wspomniał kierowca Alpha Tauri.

W tej części toru samochody rozpędzają się do ponad 250 km/h. Ze względu na skalę zniszczeń, realizatorzy początkowo nie pokazywali powtórek wypadku, więc nie było jasne, kto jest zamieszany w incydent. Gdy Gasly zobaczył czerwoną flagę, sygnalizującą przerwanie wyścigu, przeczuwał, że któryś z kierowców może mieć poważne obrażenia. Nie spodziewał się jednak najgorszego.

Minuta ciszy ku pamięci Anthoine'a Huberta na torze w Belgii
Minuta ciszy ku pamięci Anthoine'a Huberta na torze w Belgii

Gasly musiał rozpocząć swój briefing prasowy, w trakcie którego opowiadał o zakończonych wcześniej kwalifikacjach F1. Poprosił menedżera, by dał mu znać, jeśli będzie coś wiadomo na temat wypadku w F2. Po paru minutach jego rozmowę z dziennikarzami przerwano. Dowiedział się, że w karambolu uczestniczył Hubert. - Nie, nie! - krzyknął w duszy.

"Zacząłem się trząść. Nie czułem rąk. Nie słyszałem, co do mnie mówiono. Mój oddech stał się nieregularny, a ręce tak spocone, że trudno mi było wyciągnąć telefon, aby sprawdzić posty w mediach społecznościowych" - zdradził Gasly.

Gdy jego briefing dobiegł końca, pobiegł do padoku F1, aby porozmawiać z rodzicami i dziewczyną. Wiedział, że oni będą mieć więcej informacji. Po drodze mijał płaczących ludzi. "Wiedziałem, co to oznacza. Wiedziałem, że właśnie straciłem przyjaciela" - stwierdził.

"Nie byłem na to przygotowany. Pozwoliłem swoim myślom błądzić, że może Anthoine jest w śpiączce czy coś w tym rodzaju. Ale śmierć? Śmierć? Nigdy nie myślałem, że to możliwe. Gdy Jules Bianchi zginał w wypadku w 2015 roku, to był pierwszy śmiertelny wypadek w F1 po wielu latach. To była pierwsza tragedia wśród kierowców naszego pokolenia" - ocenił Gasly.

Hubert był bez winy, ale i bez szans

Raport ze śmierci Anthoine'a Huberta opublikowano 7 lutego 2020 roku, kilka miesięcy po wypadku. W incydent zamieszani byli też Juan Manuel Correa, Giuliano Alesi i Ralph Boschung. Eksperci z FIA uznali, że wszyscy kierowcy zachowali się jak należy i żadnemu z nich nie można przypisać winy za tragiczny karambol.

Alesi uderzył w barierę na wyjściu z zakrętu Eau Rouge, być może wskutek wcześniejszego uszkodzenia opony - śledczym nie udało się tego zweryfikować. Boschung i Hubert zmienili tor jazdy, by uniknąć wjechania w Alesiego, ale doszło między nimi do kontaktu. W efekcie z maszyny Huberta odpadło przednie skrzydło i pojechał on prosto w bariery. Samochód Francuza odbił się od nich i wrócił na linię wyścigową. Tam trafił w niego w Correa. Do uderzenia doszło pod kątem 86 stopni przy prędkości 218 km/h.

"Dynamika zderzenia dwóch samochodów doprowadziła do wytworzenia niezwykle wysokiego poziomu energii, która została przekazana i rozproszona na maszynę Huberta, co u Francuza wywołało niemożliwy do przeżycia uraz, a u Correi bardzo poważne obrażenia" - stwierdzono w raporcie FIA po wypadku.

Pierre Gasly w miejscu śmiertelnego wypadku przyjaciela
Pierre Gasly w miejscu śmiertelnego wypadku przyjaciela

Dla Gasly'ego wyścig w Belgii z 2019 roku miał być nowym otwarciem, pierwszym po zesłaniu do Toro Rosso. Do teraz w swoim telefonie ma wiadomość od Huberta, jaką otrzymał po wyrzuceniu z Red Bulla. "Udowodnij, że się mylą. Bądź silny, bracie. Pokażesz im, że zasługujesz na miejsce w najlepszym zespole i udowodnisz im, że się mylą" - napisał Hubert do przyjaciela na kilka tygodni przed śmiercią.

Gasly co roku przy okazji GP Belgii pojawia się w miejscu śmierci przyjaciela. W feralnym zakręcie zostawia bukiet kwiatów. Zadedykował mu też pierwsze zwycięstwo w F1, które nadeszło we wrześniu 2020 roku, nieco ponad rok po tragedii na Spa-Francorchamps.

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Ferrari wywiesiło białą flagę. Koniec nadziei o tytule
Mick Schumacher podjął zaskakującą decyzję. Szok w F1

Komentarze (0)