Ferrari naciska na zmiany w F1. Czy znajdzie sojuszników?

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc przed Carlosem Sainzem
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc przed Carlosem Sainzem

Ferrari uważa, że Formuła 1 doszła do ściany z limitem trzech silników na sezon. Zdaniem włoskiej ekipy, każdy kierowca powinien mieć do dyspozycji większy zakres jednostek napędowych. Byłby to koniec zamieszania z karami w F1.

W tym artykule dowiesz się o:

Kierowca Formuły 1 może skorzystać z maksymalnie trzech silników, ale ostatnie sezony pokazują, że zazwyczaj zawodnikom nie udaje się zmieścić w limicie. W efekcie na takich torach jak Spa-Francorchamps czy Monza, gdzie łatwo o manewry wyprzedzania, wiele ekip montuje dodatkowe jednostki napędowe i godzi się z karą przesunięcia na polach startowych.

Zdaniem Ferrari, ostatnie wydarzenia to dowód na to, że należałoby pomyśleć o zwiększeniu limitu silników, skoro zespoły i tak wykorzystują większą liczbę jednostek.

- Musimy się tym zająć w przyszłości. Nie tylko karami dla kierowców i pozycjami startowymi, ale też ich zbyt dużą liczbą. Kibicom trudno jest to zrozumieć, że kierowca zdobywa pole position, ale nie startuje z pierwszej pozycji, bo ma karę - powiedział Mattia Binotto, cytowany przez motorsport.com.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu

- Być może trzy jednostki napędowe to za mało na tym etapie rozwoju, jaki osiągnęliśmy w F1. Może musimy rozważyć w kolejnych sezonach to, by zwiększyć ten limit - dodał Binotto.

Na potwierdzenie słów Binotto warto przytoczyć przykład GP Belgii, w którym Max Verstappen wygrał kwalifikacje, a rozpoczynał wyścig z czternastej pozycji wskutek kary. Nie przeszkodziło to jednak Holendrowi w odniesieniu zwycięstwa. Z kolei podczas GP Włoch aż dziewięciu kierowców dokonało karnej wymiany silnika w swoim bolidzie. Z tego powodu w padoku F1 pojawiły się nawet głosy, że należałoby zrezygnować z karnego przesuwania na polach startowych.

Czy pomysł Ferrari zyska sojuszników? Wydaje się to mało prawdopodobne. Włoski producent zmaga się obecnie z problemem, jakim jest awaryjność jego maszyn. Wynika to z faktu, że ubiegłej zimy w Maranello podkręcono moc jednostki napędowej, ale odbyło się to kosztem niezawodności. Takich kłopotów z częstymi awariami nie mają Red Bull Racing czy Mercedes.

Biorąc pod uwagę, że w dalszej fazie sezonu 2022 wyścigi odbywać się będą na torach, na których trudno się wyprzedza, nie powinniśmy już być świadkami powszechnego karania kierowców i wymiany silników.

Czytaj także:
Max Verstappen w Ferrari? Pierwsze rozmowy miały miejsce
Czy to nowy samochód Kubicy? Włosi podgrzewają emocje

Komentarze (0)