Koniec swobody w Red Bullu? Zmiany po śmierci miliardera

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: od lewej Christian Horner, Max Verstappen i Helmut Marko
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: od lewej Christian Horner, Max Verstappen i Helmut Marko

Christian Horner i Helmut Marko mieli pełną swobodę w działaniach w Red Bull Racing. Śmierć Dietricha Mateschitza sprawiła, że Brytyjczyk i Austriak muszą pożegnać się z autonomią. Więcej do powiedzenia w ekipie F1 chce mieć kierownictwo Red Bulla.

Pod koniec 2004 roku doszło do transakcji, w ramach której Dietrich Mateschitz kupił zespół Formuły 1 startujący pod nazwą Jaguar. Tak powstał Red Bull Racing - ekipa, która poprzez wyścigi miała promować napoje energetyczne. Z biznesowego i sportowego punktu widzenia, decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Ledwie kilka lat później "czerwone byki" wraz z Sebastianem Vettelem zdominowały F1.

Chociaż Mateschitz był pasjonatem sportów motorowych, to nigdy nie wywierał presji na kierownictwie zespołu z Milton Keynes. Miliarder obdarzył sporym zaufaniem Christiana Hornera, zatrudnionego w roli szefa ekipy, a także Helmuta Marko. To duet Horner-Marko przez lata pociągał za sznurki w Red Bullu. Jednak śmierć austriackiego biznesmena wszystko zmienia.

Z informacji włoskiego "Motorsportu" wynika, że ostatnie tarcia wewnątrz Red Bulla sprawiły, że nowe kierownictwo firmy chce nieco zmienić zasady jej funkcjonowania. Chociaż sezon 2022 przyniósł tytuł mistrzowski Maxa Verstappena, to wiązał się też z licznymi aferami, które negatywnie wpłynęły na wizerunek marki. Mowa m.in. o karze za przekroczenie limitu wydatków w roku 2021, a także nie przepuszczeniu Sergio Pereza w GP Sao Paulo przez zespołowego kolegę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Katarczycy się wściekli, gdy ją zobaczyli. To miss mundialu?

Dietrich Mateschitz nie wtrącał się do codziennego życia ekipy F1, bo łączyły go przyjacielskie relacje z Helmutem Marko i w pełni ufał Austriakowi. Od początku listopada, w związku ze zmianami w Red Bullu po śmierci miliardera, obszarem sportowym kieruje Oliver Mintzlaff. Wcześniej był on odpowiedzialny m.in. za sukces piłkarskiego RB Lipsk.

Zdaniem dziennikarza Roberta Chinchero, Mintzlaff był orędownikiem sojuszu Red Bulla z Porsche. Obie strony były bliskie podpisania umowy, na mocy której niemiecki producent samochodów miał nabyć 50 proc. udziałów w ekipie i produkować wspólnie z nią silniki F1. Transakcja jednak upadła, bo Hornerowi i Marko nie podobało się to, że przedstawiciele Porsche wtrącać się będą w kluczowe decyzje Red Bulla.

Z nieoficjalnych doniesień z padoku wynika, że Horner i Marko wykorzystali fakt, że Mateschitz latem znajdował się już w nie najlepszym stanie, doprowadzając do fiaska rozmów z Porsche. Ich zwycięstwo może się okazać pyrrusowe, bo Mintzlaff chce ograniczyć władzę szefów zespołu z Milton Keynes.

Nowe porządki w Red Bullu oznaczają, że Marko i Horner kluczowe decyzje będą musieli konsultować z Mintzlaffem. Dotyczy to m.in. kwestii silnika używanego w roku 2026. Ciągle niewykluczone jest to, że "czerwone byki" nawiążą sojusz z jednym z dużych producentów motoryzacyjnych. Rozmowy w tej sprawie mają być prowadzone m.in. z Hondą oraz Fordem.

Czy ograniczenie autonomii Hornera i Marko wpłynie negatywnie na wyniki Red Bulla w F1? Czas pokaże.

Czytaj także:
Dziwne ruchy Ferrari. Ta decyzja może mieć fatalne skutki
Williams wygrał z byłym sponsorem. Sąd orzekł ogromne odszkodowanie

Komentarze (0)