Każdej wiosny "Forbes" aktualizuje ranking najbogatszych ludzi na świecie. W najnowszej edycji do listy dodano 150 nowych nazwisk. Po raz pierwszy znalazł się na niej Toto Wolff. Majątek szefa Mercedesa osiągnął pułap 1 mld dolarów. Austriak jest jedynym zarządcą zespołu Formuły 1 z tak pokaźnym majątkiem, co jest najlepszym dowodem na skalę jego sukcesu.
Polskie korzenie Toto Wolffa
51-latek polskim dziennikarzom chętnie udziela wywiadów w naszym języku, bo ma polskie korzenie. Rodzina jego matki pochodzi spod Częstochowy, ale w latach 60. XX wieku wyjechała do Austrii, uciekając przed komunistyczną władzą. Ojciec Wolffa był z kolei Niemcem, zmarł na guza mózgu, gdy Toto był jeszcze nastolatkiem.
Obecnie Wolff biegle włada sześcioma językami - niemieckim, angielskim, polskim, włoskim, francuskim i hiszpańskim. Jako dziecko uczęszczał do francuskojęzycznej szkoły, bo chociaż rodzina nie należała do majętnych, to jego edukację wspierał dziadek. Mały Toto od początku wyrażał zainteresowanie językami obcymi i ekonomią. To naznaczyło jego życie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dantejskie sceny na meczu koszykówki. Byli ranni
Austriak z polskimi korzeniami pojawił się w F1 w roku 2009 po zakupie akcji Williamsa. Wtedy też wszedł do zarządu brytyjskiej ekipy i stał za decyzją, by pojawiła się ona na Londyńskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. W stajni z Grove wykazał się na tyle, że w roku 2013 zainteresował się nim Mercedes.
Gdy Wolff był już szefem Mercedesa i zdobywał z nim kolejne tytuły mistrzowskie, nadal posiadał pakiet akcji Williamsa. Sprzedał go dopiero w roku 2016. Wtedy też otrzymał od Niemców 10 proc. udziałów w Mercedesie. Swój stan posiadania zwiększył w ramach restrukturyzacji w roku 2020 do 33 proc.
- Liczyły się tylko zwycięstwa i tytuły, ponieważ zdobycie mistrzostwa oznacza sukces finansowy. Na początku podpisałem trzyletni kontrakt. Miałem z tego frajdy i podpisałem kolejne trzyletnie porozumienie. Dalej miałem z tego przyjemność i wtedy nadszedł decydujący moment - powiedział Wolff w jednym z wywiadów.
Obecnie Mercedes ma trzech udziałowców - każdy z nich posiada po 33 proc. akcji. Są to Toto Wolff, miliarder Jim Ratcliffe i niemiecki gigant motoryzacyjny. Wartość ekipy z Brackley już w roku 2020 szacowana była na 1,2 mld dolarów. Obecnie jest ona jeszcze wyższa.
Myślał o odejściu z F1
Był taki okres w życiu Toto Wolffa, gdy poczuł on znużenie rywalizacją w Formule 1. Mercedes od sezonu 2014 wygrywał kolejne tytuły w cuglach, a Austriakowi zaczęły doskwierać częste podróże i przebywanie z dala od rodziny. - W 2020 roku nie wiedziałem, czy kontynuować swoją przygodę - przyznał.
- Mój plan był taki, aby zatrzymać się w wieku 49 lat. Gdy masz 50 lat, to jesteś już dojrzały i nie musisz kierować zespołem. Kiedyś wszystko sprowadzało się do kupowania i sprzedawania akcji. W roku 2020 doszedłem jednak do wniosku, że je zostawię. Po raz pierwszy w życiu zmieniłem strategię biznesową z "kupuj, rozwijaj, sprzedawaj" na "kupuj, rozwijaj, zatrzymaj". To duża zmiana w życiu - dodał Wolff.
Austriak zdał sobie sprawę, że gdyby opuścił F1, to musiałby powrócić do inwestowania na giełdzie i śledzenia rynków, bo przecież w wieku 50 lat nie zaszyłby się w domu. Wtedy poczuł też większą odpowiedzialność za dalsze losy Mercedesa. - To jest moja firma, mój zespół. Nie mogę go opuścić. Mogę tylko pielęgnować zdolnych fachowców i zmieniać zakres swoich działań. To już nie jest projekt, to moja firma - stwierdził.
Na czym wzbogacił się Wolff?
Kilka lat temu Toto Wolff był też typowany na nowego szefa F1. Jego kandydaturę zablokowało jednak Ferrari, które uważało, że osoba tak mocno związana z Mercedesem nie będzie obiektywna w podejmowaniu decyzji. W efekcie nowym zarządcą królowej motorsportu został Stefano Domenicali, który w przeszłości był... szefem Ferrari.
Wolff i tak uważany jest za najpotężniejszego człowieka w padoku, nawet jeśli Mercedes w sezonie 2022 popadł w lekki kryzys. Zarządza karierą niektórych kierowców (m.in. George'a Russella), a Mercedes dostarcza silniki czterem zespołom (własnej ekipie, McLarenowi, Aston Martinowi i Williamsowi). W ten sposób ekipa, której współwłaścicielem jest Austriak, może wywierać presję na konkurentach. Ma też sporo do powiedzenia w FIA, czego dowodem jest wymuszenie zmian regulaminowych przed sezonem 2023, aby pomóc Mercedesowi w wyjściu z dołka.
Frederic Vasseur jest jego przyjacielem, przez co Francuz mógł stracić szansę na objęcie rządów w Ferrari. Vasseur i Wolff wspólnie latają na wyścigi F1, co nie podoba się właścicielom włoskiego zespołu. Przyjacielską więź z Austriakiem nawiązał też Lawrence Stroll, kolejny miliarder w padoku i właściciel Aston Martina. To on nakłonił Wolffa, by zainwestował w pakiet akcji Aston Martina. Od tego czasu zyskały one na wartości kilka milionów dolarów.
Chociaż Wolff niedawno stał się miliarderem, to majątek budował latami. W 1998 roku założył fundusz inwestujący w technologie internetowe. Miał wtedy ledwie 26 lat. W roku 2004 założył kolejny - Marchsixteen. Ten zaczął kupować obiecujące spółki po okazyjnych cenach, dokonywał ich restrukturyzacji i następnie sprzedawał z zyskiem.
Nieudana kariera kierowcy
O ile Toto Wolff sprawdził się jako menedżer i biznesmen, o tyle niekoniecznie posiadał odpowiednie umiejętności za kierownicą. Jako 17-latek obserwował występ przyjaciela Philippa Petera w niemieckiej F3. Jak sam stwierdził wizyta w padoku przy okazji tego wyścigu "zmieniła jego życie".
Jako 20-latek występował w austriackiej i niemieckiej Formule Ford, wygrał też Nurburgring 24h. W połowie lat 90. zaproponowano mu start w F1. Miał zapłacić za możliwość występu w Sauberze w miejsce kontuzjowanego Karla Wendlingera. Wolff uznał jednak, że ze względu na wysoki wzrost i wagę nie ma szans na zaistnienie w tym świecie. - To byłaby strata pieniędzy - przyznał wprost.
Później stracił głównego sponsora, który wycofał się z motorsportu wskutek tragicznych wypadków Rolanda Ratzenbergera i Ayrtona Senny na włoskiej Imoli. Dzięki temu mógł skupić się w 100 proc. na ekonomii.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Craig Breen nie żyje. Zespół nie zamierza komentować tragedii
- "Traktowali mnie jak psa". Były kierowca F1 ostro o zespole