Negocjacje Lewisa Hamiltona z Mercedesem trwają od kilku miesięcy. Nie tak dawno Toto Wolff wyrażał nadzieję, że porozumie się z gwiazdą swojego zespołu jeszcze w czerwcu. Nic takiego nie miało miejsca, a "Daily Mail" informował niedawno, że jest to spowodowane absurdalnymi żądaniami finansowymi 38-latka.
W ostatnich dniach miało dojść do zwrotu i część brytyjskich mediów donosiła, że nowy kontrakt Hamiltona może zostać ogłoszony w lipcu przy okazji GP Wielkiej Brytanii na Silverstone. Zaprzecza temu najnowsze wydanie "Daily Mail". Gazeta powtarza swoje wcześniejsze ustalenia. Brak porozumienia to przede wszystkim konsekwencja wysokich wymagań finansowych siedmiokrotnego mistrza świata.
Wcześniej "Daily Mail" informował, ze Hamilton oczekuje 5-letniej umowy o wartości ok. 320 mln dolarów, co dawałoby 70 mln dolarów za sezon.
ZOBACZ WIDEO: Nie dostał powołania do kadry. Zamiast w Mołdawii tak spędzał czas
Na żądaną kwotę miałaby się składać m.in. premia lojalnościowa. Hamilton, zdaniem brytyjskiej gazety, oczekiwałby ok. 20 mln dolarów premii za samo zawarcie nowej umowy. Brytyjczyk jest też gotów pełnić funkcję ambasadora Mercedesa po zakończeniu kariery, ale nie zamierza tego robić za darmo. 10-letni kontrakt dotyczący roli takiej roli miałby mieć wartość nieco ponad 250 mln dolarów.
Co na to Mercedes? Zespół z Brackley oferuje swojemu liderowi tylko roczny kontrakt z opcją przedłużenia współpracy na sezon 2025. Hamilton w ostateczności byłby gotów przyjąć taką propozycję, ale pod warunkiem zawarcia wspomnianego wyżej porozumienia ws. 10-letniej roli ambasadora.
Źródła "Daily Mail" twierdzą, że Mercedes na tę chwilę ani myśli spełniać żądania Hamiltona - zarówno te dotyczące długości kontraktu, jak i wysokości pensji. Niemcy nie wyobrażają sobie również, aby płacić Brytyjczykowi tak zawrotną sumę za rolę ambasadora.
Czas pokaże, kto ugnie się pod presją oczekiwań drugiej strony. Mercedes stara się jednak robić wszystko, by w sezonie 2025 mieć otwarte opcje transferowe. Od kilku miesięcy z niemieckim zespołem łączony jest Charles Leclerc, którego kontrakt z Ferrari wygasa z końcem 2024 roku. Gdyby stajnia z Brackley podpisała wieloletnie porozumienie z Lewisem Hamiltonem, szanse na transfer Monakijczyka spadłyby do zera.
Czytaj także:
- "Niesamowity nauczyciel". Ależ słowa o Kubicy!
- Syn miliardera nie zasługuje na F1? "Nie można ciągle szukać wymówek"