Verstappenowi puściły hamulce. "Kibice przychodzą tu jak na imprezę, chcą się upić"

Max Verstappen nie jest zwolennikiem organizacji GP Las Vegas. Holender po kwalifikacjach nie gryzł się w język. Zwracał uwagę m.in. na pijanych kibiców, którzy nawet nie mają większej wiedzy na temat F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Max Verstappen Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen
Max Verstappen jeszcze przed pojawieniem się w stanie Nevada krytykował pomysł organizacji GP Las Vegas i twierdził, że w tym wyścigu chodzi głównie o show, a nie sportową rywalizację na torze. Po sobotnich kwalifikacjach kierowca Red Bull Racing nie zmienił zdania. Wręcz przeciwnie, sięgnął po bardzo mocne słowa.

Zdaniem aktualnego mistrza świata, GP Las Vegas jest niczym zdobycie mistrzostwa kraju, a GP Monako jest "Ligą Mistrzów". Holender skrytykował też fakt, że właściciel Formuły 1 coraz mocniej skupia się na ściąganiu na wyścigi przypadkowych osób poprzez organizację koncertów i innych imprez. Verstappen zasugerował, że Liberty Media zapomina o prawdziwych fanach F1.

- Kiedy byłem małym dzieckiem, skupiałem się na emocjach związanych ze sportem, w którym się zakochałem, a nie na całej otoczce wokół. Dla prawdziwego kierowcy wyścigowego nie powinno to mieć większego znaczenia. Bolid F1 na torze ulicznym nie zachowuje się tak samo, jak na klasycznym obiekcie - powiedział Verstappen, cytowany przez motorsport.com.

ZOBACZ WIDEO: Kogo najtrudniej namówić na wywiad w trakcie meczu? Znany dziennikarz tłumaczy

Kierowca Red Bulla zasugerował, że F1 powinna mocniej dbać o takie kultowe tory jak Spa-Francorchamps czy Monza, a obecnie tego nie robi. - Zobaczyć tam zachowanie fanów, to jest coś niesamowitego. Gdy wskakuję tam do samochodu, jestem podekscytowany. Uwielbiam ścigać się w takich miejscach - dodał aktualny mistrz świata.

Zdaniem Verstappena, Formuła 1 obecnie opiera się na "losowych pokazach i robieniu show w różnych miejscach". - Rozumiem, że fani być może potrzebują dodatkowych atrakcji poza torem. Jednak najważniejsze, by rozumieli, co my robimy tutaj jako sport. Oni teraz przychodzą tu jak na imprezę, chcą się upić, zobaczyć występ DJ-a albo jakiś koncert - stwierdził.

- Takie rzeczy mogą robić na całym świecie. Mogą polecieć na Ibizę, upić się tam do nieprzytomności i dobrze się przy tym bawić. Tymczasem robią to na wyścigach. Przychodzą na Grand Prix i stają się fanem czego? Chcą zobaczyć ulubionego piosenkarza, wypić kilka drinków ze znajomymi i spędzić szalony wieczór. Tak naprawdę nie rozumieją jednak, o co chodzi w F1 - podsumował Verstappen.

Holender dodał też, że kocha Las Vegas, bo to wspaniałe miejsce, ale nie po to, by "jeździć bolidem F1".

Czytaj także:
- Mieszkańcy Las Vegas są wściekli. "Oby wyścig doprowadził do bankructwa F1"
- "Niedopuszczalne". Szef Ferrari grzmi po blamażu F1

Czy Max Verstappen ma rację w tej sytuacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×