Bernie Ecclestone to bez wątpienia jedna z barwniejszych postaci w historii Formuły 1. Gdyby nie kontrowersyjny Brytyjczyk, królowa motorsportu nie byłaby na poziomie, na jakim jest obecnie. Mówimy w końcu o osobie, która rządziła dyscypliną przez cztery dekady. W tym okresie często była despotą i narzucała wolę innym, ale równie często była wizjonerem.
Serial "Lucky!", który właśnie miał premierę na platformie Viaplay, daje szansę, by od głównego bohatera dowiedzieć się, jak wyglądały początki F1 i jej późniejszy rozkwit. Produkcja kończy się na momencie sprzedaży "dziecka Ecclestone'a" amerykańskiej spółce Liberty Media, do której obecnie należy Formuła 1.
Historia F1 w pigułce
Początkowo Manish Pandey, autor m.in. słynnego filmu dokumentalnego "Senna" o życiu Ayrtona Senny, zapowiadał stworzenie wyjątkowego serialu o twórcy F1. Hindus jest przyjacielem Berniego Ecclestone'a, więc można było mieć nadzieję na wyciągnięcie pewnych smaczków z życia Brytyjczyka. Zwłaszcza że "Pan Formuła 1" ma już 93 lata i wkrótce (jakkolwiek brutalnie to nie brzmi) zabierze niektóre detale do grobu.
ZOBACZ WIDEO: Nietypowe zajęcia Rasmusa Jensena. Tak Duńczyk spędza przerwę między sezonami
Jeśli ktoś liczył, że Ecclestone otworzy się przed kamerą i ujawni wiele szczegółów z życia prywatnego, będzie nieco zawiedziony. Serial "Lucky!" od pierwszego odcinka skupia się przede wszystkim na F1. Dowiadujemy się tego, co powszechnie wiadomo o życiu Ecclestone'a. Brytyjczyk pochodził z biednej rodziny, pojawił się na pierwszym wyścigu na Silverstone w roku 1950, później handlował samochodami.
Pandey w swojej produkcji zwrócił uwagę na to, jak niebezpieczna była królowa motosportu w pierwszych latach funkcjonowania. Dlatego też pierwsze momenty serialu to niemal wyliczanka śmiertelnych wypadków, jakie miały miejsce w F1. Część z nich miała przecież ogromny wpływ na życie Berniego Ecclestone'a.
Stuart Lewis-Evans był przyjacielem Brytyjczyka, więc ten po jego śmierci w 1958 roku stracił zapał do F1. Kilka lat później Ecclestone nawiązał menedżerską i przyjacielską relację z Jochenem Rindtem. W tym przypadku również zakończyła się ona tragicznie. Niemiec do dziś pozostaje jedynym kierowcą, który zdobył pośmiertnie tytuł mistrzowski.
Później Ecclestone został właścicielem zespołu Brabham i to była jego trampolina w karierze. Szybko ujawniła się jego natura. Jak nikt inny miał wyczucie pieniądza, potrafił stawiać na swoim i przekonywać nawet rywali do własnego zdania. Dzięki serialowi "Lucky!" dowiadujemy się o wielu zakulisowych zagrywkach i wojenkach, jakie toczono w tamtych czasach z międzynarodową federacją. Czasem przypominało to wręcz wojnę. Ecclestone zawsze jednak stawiał na swoim.
- Często mówię my, choć to ja działałem sam - mówi w pewnym momencie wieloletni szef F1, mimo wszystko słusznie przypisując sobie zasługi za rozwój tego sportu. W padoku był oceniany podobnie. - To handlarz. Będzie ściemniał, byleby dostać to, czego chce - taka opinia pada o Brytyjczyku z ust jednego z rywali.
Wizjoner
Jedno trzeba przyznać. Ecclestone na początku swojej drogi miał świeże pomysły, które pomogły zamienić F1 w platformę globalną. Brytyjczyk w serialu "Lucky!" powtarza o tym wielokrotnie. - Nie chcieliśmy organizować mistrzostw Europy - tak tłumaczy konieczność rozgrywania rund również poza granicami Starego Kontynentu, nawet jeśli nie wszystkim się to podobało i wywołało głosy sprzeciwu.
Był wizjonerem, którego decyzje po latach broniły się. Tak było z transmisjami na żywo, późniejszym rozszerzaniem ich na wszystkie sesje treningowe. Czy dziś ktoś wyobraża sobie, aby F1 udostępniała sygnał telewizyjny wyłącznie z kwalifikacji i wyścigu? Ecclestone wiedział też, jak ważny jest sposób, w jaki prezentowany jest jego sport w telewizji. Zaczęło się od kuriozalnego pomysłu zamieszczenia atrap kamer na bolidach, by kibice myśleli, że faktycznie one tam są, po finalne ich wprowadzenie.
Aby widz serialu miał przekonanie, że Ecclestone podejmował dobre decyzje, na bieżąco prezentowane są grafiki z danymi dotyczącymi oglądalności F1 na całym świecie. Spadała ona w momentach dominacji jednego zespołu nad resztą stawki, co zazwyczaj kończyło się interwencją Brytyjczyka i FIA. - Jestem strażakiem, bo zawsze jest jakiś pożar do ugaszenia - mówi w pewnym momencie twórca potęgi Formuły 1.
Kosztowny rozwód Ecclestone'a
Jeśli można mieć o coś pretensje do twórców serialu "Lucky!", to o zmarginalizowanie życia prywatnego Eccletone'a. Ono momentami było ciekawsze niż rywalizacja w F1, tymczasem z najnowszej produkcji nie dowiadujemy się zbyt wiele na ten temat.
Brytyjczyk ujawnił wprawdzie, jak jednym ze świadków na jego ślubie była sprzątaczka, wspomniał krótko o córkach czy pierwszej żonie Slavice, ale jest to tylko ułamek wydarzeń zaprezentowanych w serialu. Widać, że albo 93-latek nie zgodził się na przedstawianie wielu detali z życia prywatnego albo też Manish Pandey nie chciał ich odsłaniać.
- Jedna z największych moich porażek życiowych - tak komentuje swój rozwód z pierwszą żoną Slavicą, do którego tak naprawdę doprowadziła F1. Była partnerka Ecclestone'a miała dość jego ciągłych podróży po świecie w momencie, gdy miał niemal 80 lat. Nie straciła na tym finansowo, bo po rozwodzie miała dostać nawet 1,2 mld dolarów. Z serialu jednak się tego nie dowiemy.
Ecclestone nie jest antysemitą
Ecclestone zasłynął też z chwalenia dyktatorów. W ostatnich latach do mediów wypływały jego pochwalne wypowiedzi na temat Adolfa Hitlera czy Władimira Putina. Niegdyś Brytyjczyk tłumaczył, że jego pogląd na świat wynika z tego, że sam był wychowywany twardą ręką przez ojca. - Nie jestem facetem, który wierzy w demokrację. Wierzę w dyktaturę. Chociażby Elon Musk to dyktator. Dzięki temu wszystko w Tesli działa jak należy. Dyktatorzy osiągnęli tak wiele, a nie demokracja - powiedział w "Autocarze" w 2020 roku.
Tak z kolei tłumaczył swój "podziw" dla Hitlera. - Przejął władzę w latach 30. XX wieku w Niemczech i szybko dokonał imponujących rzeczy. Rozwinął kraj, wybudował szpitale, linie kolejowe, itd. To, co zrobił później, było szalone i złe - wyjaśnił swój punkt widzenia.
Ten wątek poruszono w stopniu minimalnym w serialu "Lucky!". - Nie jestem i nie byłem antysemitą - zapewnia Ecclestone, choć tematu nie rozwinięto.
Sam Putin pojawia się w ostatnich scenach, ale jedynie w formie obrazka z podium GP Rosji, a to również bardzo ciekawy temat. Negocjacje dotyczące organizacji GP Rosji sprawiły, że dyktator z Moskwy stał się wręcz przyjacielem Ecclestone'a. Wspólnie zasiadali w loży dla VIP-ów na torze w Soczi. Brytyjczyk był zapraszany do Rosji nawet gdy Formuła 1 nie należała już do niego i chętnie z tych zaproszeń korzystał. - Chętnie przyjąłbym kulę za Putina - mówił Ecclestone na krótko przed wybuchem wojny w Ukrainie. Zdania nie zmienił nawet po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Kijów.
- Ofiary śmiertelne? To nie był zamierzony cel Putina w tym konflikcie - dodawał w wywiadzie dla brytyjskiej telewizji w 2022 roku. Niestety, w serialu "Lucky!" nawet nie podjęto próby, by Ecclestone wyjaśnił te słowa i przedstawił swój punkt rozumowania. Szkoda.
Generalnie serial "Lucky!" jest jednak dość udaną produkcją i stanowi ciekawy zbiór kluczowych wydarzeń z ponad 70-letniej historii F1. Ecclestone wciela się tak naprawdę w rolę osoby, która wspomina je z własnej perspektywy. Nie pozwala przy tym za bardzo wejść do swojego życia prywatnego, ale takie jego prawo.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Sensacja ws. Kubicy potwierdzona. Wiemy, co to oznacza dla Orlenu
- Pierwszy dzień Kubicy w Ferrari. Oto jego nowy samochód z bliska