Zwykle Ferrari hojnie opłaca swoje gwiazdy. Swego czasu Michael Schumacher miał inkasować ponad 70 mln dolarów rocznie za starty czerwonym bolidem w Formule 1. Na tamten moment był to najwyższy kontrakt w świecie sportu. Przekładał się jednak na konkretne zwroty marketingowe, bo liczne sukcesy Schumachera w F1 wpływały na sprzedaż samochodów Ferrari.
Mogłoby się wydawać, że skoro Lewis Hamilton zdecydował się na transfer do Ferrari, to ekipa z Maranello zagwarantuje mu rekordowy kontrakt w F1. Nic bardziej mylnego. "La Gazzetta dello Sport" twierdzi, że Brytyjczyk zgodził się na pensję rzędu 50 mln euro (ok. 54 mln dolarów).
Obecny kontrakt 39-latka z Mercedesem ma gwarantować mu 60 mln euro (ok. 65 mln dolarów). Z nieoficjalnych doniesień wynika jednak, że na wynagrodzenie Hamiltona zrzuca się nie tylko niemiecka firma, ale też jej najpoważniejsi sponsorzy, w tym Ineos. Brytyjski gigant chemiczny jest jednym z współwłaścicieli zespołu F1 z Brackley, a Hamilton bierze udział w niektórych kampaniach promocyjnych Ineosa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Neymar odpowiada hejterom. W swoim stylu
Należy przy tym pamiętać, że umowy kierowców F1 zawierają często różnego rodzaju bonusy - za miejsca na podiach, wygrane wyścigi i zdobyte tytuły mistrzowskie. Niewykluczone, że Hamilton w nowej umowie z Ferrari zapewnił sobie wypłatę sowitego dodatku w razie odniesienia sukcesu w nowych barwach.
Jedno jest pewne. Ferrari musi się przygotować na znacznie większe wydatki na pensje swoich kierowców. Charles Leclerc po zawarciu nowego porozumienia ma zarabiać ok. 35 mln dolarów. Natomiast Carlos Sainz, który po sezonie 2024 opuści zespół, by zrobić miejsce dla Lewisa Hamiltona, inkasował dotąd rocznie 12 mln dolarów.
Ferrari będzie musiało przygotować na umowę Hamiltona kwotę czterokrotnie wyższą niż w przypadku Sainza, ale najpewniej uzyska większe zwroty marketingowe. Siedmiokrotny mistrz świata jest najpopularniejszym kierowcą w F1, z największymi zasięgami w mediach społecznościowych i wywołującym największe zainteresowanie sponsorów.
Wydatek na pensję Hamiltona zwróci się, jeśli legenda F1 zdobędzie w czerwonym samochodzie tytuł mistrzowski. Ferrari czeka na niego od roku 2007.
Czytaj także:
- Musi zrobić miejsce dla Hamiltona. Takimi słowami żegna się z Ferrari
- Największy transfer w historii F1. Hamilton spróbuje dokonać niemożliwego