Roman Biliński wraca do gry po serii pechowych wyścigów Formuły 3, w których miał problemy z bolidem (m.in. skrzynia biegów oraz nagły spadek mocy), a także niebezpiecznie jadącymi rywalami (kolizja w Barcelonie spowodowana przez Tima Tramnitza).
Polski jedynak w F3 jeszcze w kwalifikacjach na Silverstone miał kłopoty z mocą w swoim samochodzie, przez co na bardzo szybkim "kółku" pomiarowym nagła utrata mocy zamknęła mu drogę do dobrego rezultatu i w efekcie do sobotniego sprintu ruszał dopiero z szesnastej pozycji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: spędziła urodziny na Malediwach. Co za widoki
Na szczęście w trakcie sobotniej rywalizacji technologia okazała się w końcu przyjazna i Polak pokazał, co potrafi. Wyróżniał się w intensywnej walce w środku stawki, a jego jazda była agresywna, ale czysta i mądra, co pozwoliło mu wyprzedzić kilku rywali, w tym Tima Tramnitza na przedostatnim okrążeniu.
Finalnie Roman Biliński finiszował na jedenastej pozycji, a po karze nałożonej na Theophile'a Naela awansował o jedną pozycję. Po wyścigu nie krył zadowolenia.
- Ogólnie była to naprawdę dobra robota. Z szesnastego miejsca na dziesiąte to zadowalający wynik. Wpłynęło na to mądre zarządzanie oponami. Wyprzedziłem kilku rywali, więc mogę być z siebie dumny, a teraz spróbuję powtórzyć to w niedzielę. Dziękuję wam za wsparcie, to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję! - powiedział po wyścigu Biliński.
Zdobyty punkt to symboliczna nagroda za jego konsekwentną i dojrzałą jazdę w trudnych warunkach
Zwycięstwo odniósł Tasanapol Inthraphuvasak (Campos Racing) przed Martiniusem Stenshornem (Hitech) i Marim Boyą (Campos Racing).
W niedzielę o 10:30 odbędzie się wyścig główny F3 na Silverstone.