Na torze kilka razy oszukał śmierć, a ból zwalczał morfiną. Słynny mistrz F1 zginął w strasznym wypadku

Robert Czykiel
Robert Czykiel
W 1949 roku Alfa Romeo straciła dwóch świetnych kierowców. Jean-Pierre Wimille oraz Carlo Felice Trossi przedwcześnie zmarli. Pierwszy zginął na torze, drugi miał guza mózgu. Włoski zespół miał zatem problem, bo zbliżały się pierwsze zawody F1, a nie było zawodników. Dlatego skontaktowano się z Fariną. Ten pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.

Włoch wygrał debiutanckie Grand Prix Wielkiej Brytanii. Następnych zawodów nie ukończył, bo... już na pierwszym okrążeniu spowodował kraksę, w której uczestniczyło dziewięć bolidów. Potem jednak wygrał jeszcze dwa wyścigi i w klasyfikacji generalnej o trzy punkty wyprzedził Juana Manuela Fangio.

Wydawało się, że Farina rozpocznie dominację w F1, ale tak się nie stało. W 1952 roku przeszedł do Ferrari. W tym zespole był najpierw drugim, a potem trzecim kierowcą świata. Kibice jednak kochali już innych kierowców. "Nino" często stawał na podium, ale do najlepszych wiele mu brakowało.

Jedno się nie zmieniało. Włoch powodował wypadki, a niektóre kończyły się tragicznie. Tak było w 1953 roku podczas GP Argentyny. Na trasę wybiegł mały chłopiec. Farina zdołał go ominąć, ale wjechał w tłum kibiców. Dziewięć osób straciło życie. Kilka tygodni później wrócił na tor. Na treningu jego bolid zaczął płonąć, a Giuseppe doznał poważnych poparzeń nóg. W 1954 roku miał miejsce jeszcze jeden koszmarny incydent. Znowu dali się we znaki kibice, którzy weszli na trasę. Tym razem ich ominął, ale sam złamał rękę.

Pomagała mu tylko morfina

Farina w kolejnych latach coraz rzadziej startował w Grand Prix. Wszystkie wypadki i kontuzje coraz dotkliwiej odbijały się na jego zdrowiu. "Nino" w pewnym momencie walczył z tak potwornym bólem, że aby się ścigać, musiał aplikować sobie morfinę. Tylko ona pozwalała mu na moment zapomnieć o cierpieniu.

Włoch w 1957 roku postanowił zakończyć karierę. Wstrząsnęła nim śmierć Keitha Andrewsa, który miał wypadek podczas przygotowań do wyścigu Indianapolis 500. Amerykanin prowadził wówczas bolid Kurtis Kraft 500G, a więc ten sam, którym Farina ścigał się w 1957 roku. Włoski kierowca uznał, że to najwyższy czas, aby odejść na emeryturę.

Został przy motoryzacji. Najpierw pracował dla włoskiego dystrybutora samochodów marki Jaguar oraz Alfa Romeo. Potem próbował otworzyć szkołę wyścigową w Rzymie, ale biznes okazał się klapą.

30 czerwca 1966 roku jechał na Grand Prix Francji. Farina zawsze znany był z tego, że nawet po miejskich drogach lubi szaleć. Czy to było powodem tragedii? Do dzisiaj tego nie ustalono.

Wiadomo natomiast, że we francuskiej miejscowości Aiguebelle stracił panowanie nad swoim Fordem Cortiną-Lotus. Auto wpadło w poślizg i zatrzymało się na słupie telegraficznym. Pierwszy mistrz F1 zmarł.

Czy lubisz oglądać zawody Formuły 1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×