Wtorek przyniósł dwie ważne informacje w kwestii rozmów Roberta Kubicy z Williamsem. "Motorsport" zdradził, że brytyjska ekipa oczekuje od potencjalnego kierowcy pakietu sponsorskiego na poziomie 15-20 mln funtów. Polak nie dysponuje taką kwotą, stąd też stawia sprawę jasno. Jeśli zespołowi zależy tylko na pieniądzach, powinien poszukać gdzie indziej.
Kubica jest świadom tego, że może w przyszłym roku znaleźć pracę w zespole, gdzie będzie szanowany. Takim miejscem byłoby na przykład Ferrari, gdzie mógłby pracować w symulatorze. - Jeśli jest szansa, by nosić czerwony kombinezon, nawet podczas krótkiego testu, to będzie to spełnienie jednego z największych marzeń mojego życia - rzucił Polak w rozmowie z "Auto Motor und Sport".
Decyzja nie należy jednak do najłatwiejszych, bo ma swoje plusy i minusy. Oto one.
PLUS: Ferrari działa na wyobraźnię
Wielu kibiców utożsamia Formułę 1 z Ferrari. Włosi jako jedyny zespół wzięli udział we wszystkich sezonach królowej motorsportu. Nawet jeśli w ostatnich latach Włosi przeżywają kryzys, to magia Maranello ciągle działa na kierowców, w tym na Kubicę. Mówiąc krótko, jeśli szef Ferrari przychodzi z ofertą, to się mu nie odmawia.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tego jeszcze nie było. Strzelił gola i oświadczył się ukochanej!
Kubica coś o tym wie. Sam dwukrotnie był bardzo blisko włoskiego zespołu. Po raz pierwszy w roku 2009, gdy fatalnej kontuzji nabawił się Felipe Massa i Ferrari szukało zastępcy Brazylijczyka. Poważniej zrobiło się przed sezonem 2011. Polak szykował się do niego ze świadomością, że ma podpisany kontrakt ze stajnią z Maranello i w roku 2012 zasiądzie za kierownicą czerwonego samochodu. Wszystko zmieniło się wraz z fatalnym wypadkiem w Ronde di Andora.
MINUS: Zerowa szansa na jazdę w F1 w roku 2019
Jeśli Kubica przyjmie ofertę Włochów, to szansa na zobaczenie go w przyszłym roku na torze podczas F1 będzie zerowa. Krakowianin ma bowiem wykonywać pracę wyłącznie w symulatorze. Nie powtórzy się zatem sytuacja z tego sezonu, gdy Williams "podarował" 33-latkowi trzy sesje treningowe i zaproponował udział w testach F1. Brytyjczycy byli do tego zmuszeni, bo mając na pokładzie niedoświadczonych Lance'a Strolla i Siergieja Sirotkina nie mogli oczekiwać na zbyt wiele.
Ferrari jest w innej sytuacji. Sebastian Vettel do nowego sezonu przystępować będzie z zamiarem pokonania Lewisa Hamiltona. Z kolei Charles Leclerc będzie musiał oswoić się z nowym pojazdem. W Maranello pokładają ogromną wiarę w 21-latku i w perspektywie długoterminowej ma on być tym, który przywróci blask Ferrari. Dlatego trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym Monakijczyk oddaje samochód Kubicy.
Kubica nie będzie też rezerwowym w Ferrari, bo tę rolę nadal ma pełnić Antonio Giovinazzi. W przypadku kontuzji Vettela czy Leclerca, to właśnie Włoch wskoczy za kierownicę czerwonego samochodu. Wprawdzie 24-latek zwolni wtedy miejsce w Sauberze, ale na nie czyha Marcus Ericsson. Szwed straci miejsce w F1 po tym sezonie, ale pozostanie rezerwowym w szwajcarskiej ekipie. Jego sponsorzy są akcjonariuszami Saubera, więc zadbają o to, by przy nadarzającej się okazji zasiał on za kierownicą.
PLUS: Praca dająca satysfakcję
Kubica już kilkukrotnie podkreślał, że jeśli nie dostanie szansy w Williamsie, to postawi na opcję, która będzie mu gwarantować satysfakcję. Tej mogło mu brakować w zespole z Grove z kilku powodów. Chociażby ze względu na potraktowanie ubiegłej zimy, gdy postawiono na Sirotkina. W trakcie sezonu kilkukrotnie można też było odnieść wrażenie, że zespół nie słucha uwag Polaka odnośnie prac nad samochodem.
W Ferrari z pewnością byłoby inaczej. Tym bardziej, że Kubica jest niezwykle ceniony przez Włochów. Niektórzy traktują go wręcz jak rodaka. Gdyby ekipie z Maranello udało się w przyszłym roku przegonić Mercedesa, to z pewnością byłaby w tym spora zasługa kierowcy z Polski. Nie jest tajemnicą, że Ferrari bardzo sporo czerpie z symulatora. W tym roku dobrą pracę w tym zakresie wykonał Daniił Kwiat. Rosjanin podczas weekendów miał na bieżąco analizować problemy z samochodem i korygował je w symulatorze.
MINUS: Jak nie teraz, to nigdy?
Podjęcie pracy w symulatorze Ferrari może być równoznaczne z tym, że Kubicy nigdy więcej nie zobaczymy na starcie wyścigu F1. Polak wieku nie oszuka, z każdym kolejnym sezonem będzie mu coraz trudniej o miejsce w F1. Tym bardziej, że w niższych seriach wyścigowych pojawiają się kolejni utalentowani kierowcy, którzy pukają do królowej motorsportu. Najlepszy przykład to Mick Schumacher, który ledwo co zdobył tytuł w europejskiej F3, a już był łączony z F1.
Z drugiej strony, Ferrari może być trampoliną do innych teamów. Wystarczy, aby po padoku rozniosła się wieść, że Kubica kręci bardzo dobre czasy w symulatorze. Włosi blisko współpracują z Sauberem i Haasem. Wprawdzie w tej pierwszej ekipie do 2020 roku pewni miejsca są Kimi Raikkonen i wspomniany wcześniej Antonio Giovinazzi, ale już w Haasie o wygryzienie Romaina Grosjeana nie powinno być trudno.
PLUS: Otwarta furtka do innej serii wyścigowej
Już w tym roku Kubica brał pod uwagę łączenie roli kierowcy rezerwowego w Williamsie ze startami w wyścigach długodystansowych WEC. Polak chciał uniknąć sytuacji, w której pojawia się na torze raz na kilka miesięcy. Gdy zorientował się jednak jak wiele pracy czeka go w Grove, odpuścił temat i w stu procentach poświęcił się F1.
Jeśli krakowianin przyjmie ofertę Ferrari, to sytuacja z pewnością ulegnie zmianie. Kubica nie powinien mieć większych problemów ze znalezieniem pracodawcy w innej serii wyścigowej. Tym bardziej, że Włosi rywalizują chociażby w wyścigach GT. Może się zatem okazać, że choć 33-latka zabraknie w F1, to polscy kibice znacznie częściej będą mogli go oglądać w akcji.