Dwie próby zakończone fiaskiem. Tak można określić ostatnie starania Sebastiana Vettela o tytuł mistrzowski dla Ferrari. Oczywiście, Niemiec reprezentuje stajnię z Maranello od roku 2015, ale dopiero w sezonach 2017-2018 miał konkurencyjny samochód.
Zwłaszcza po ostatniej kampanii w Ferrari dało się widzieć oznaki frustracji, bo kierowca reprezentujący ten team ostatnie mistrzostwo wywalczył w roku 2007 (Kimi Raikkonen). Pojawiły się nawet głosy, że Vettel nie jest kierowcą na odpowiednim poziomie, by przerwać dominację Lewisa Hamiltona i Mercedesa.
Krytycy Vettela zapominają o tym, że Michael Schumacher też czekał kilka lat na pierwszy tytuł dla Ferrari. Dokonał tego dopiero w piątym sezonie startów w czerwonym samochodzie. Miał wtedy 31 lat.
ZOBACZ WIDEO Skandaliczny transparent na stadionie Lechii. "Jest delegat PZPN, jest obserwator. Nikt nie zareagował!"
Przed Vettelem… piąty sezon we włoskim zespole. I gdy dobiegnie on końca, będzie mieć 32 lata. Dlatego nie należy go przedwcześnie skreślać.
Vettel zapatrzony w Schumachera
Być może gdyby nie pasmo sukcesów "Schumiego" w Ferrari, Vettel nigdy nie trafiłby do Ferrari, a tym bardziej do ekipy z Włoch. Dzięki sukcesom niemieckiego kierowcy u naszych zachodnich sąsiadów doszło do boomu na F1, czego efektem jest m.in. kariera Vettela.
31-latek wielokrotnie podkreślał, że przed sezonem 2015 wybrał ofertę Ferrari, bo chciał dokonać tego samego, co jego mentor. Zdobyć dla Włochów tytuł mistrzowski. W końcu sukces w barwach tego zespołu smakuje to inaczej. To legenda F1, jedyny zespół biorący udział we wszystkich sezonach począwszy od 1950 roku.
- Nie myślę o przejściu na emeryturę. Wręcz przeciwnie, robię wszystko, aby spełnić marzenia o tytule z Ferrari. Moja rodzina mnie w tym wspiera - mówił ostatnio w rozmowie z "Bildem".
- Rozmawiałem z chłopakami w fabryce na jego temat. Wielu z nich pracowało w Ferrari już w czasach Michaela. Wypowiadają się o nim w samych superlatywach. To dowodzi temu, że zostawił po sobie szczególne dziedzictwo - dodawał z kolei w rozmowie z "Daily Star".
Podobieństwo sytuacji
Między Schumacherem a Vettelem jest wiele podobieństw. Obaj nie mają opinii najbardziej utalentowanych kierowców swojej generacji. Do sukcesów doszli ciężką pracą. W przypadku młodszego z Niemców doszedł łut szczęścia w postaci dominacji Red Bulla w sezonach 2010-2013.
Gdy Schumacher trafiał do Ferrari, był rok 1996. Włosi czekali na tytuł wśród kierowców od sezonu 1979. Byli pogrążeni w chaosie. Dopiero ogromny wysiłek Niemca i rządy Jeana Todta wyprowadziły ekipę na prostą. "Schumi" w pierwszej kolejności wymagał od siebie, siedział w fabryce do późnych godzin nocnych, dla niego stworzono nawet siłownię w Maranello. Bo jako pierwszy zaczął tak mocno zwracać uwagę na aspekt fizyczny.
- Schumacher pozostawił ślad w DNA Ferrari. Pamiętamy go ze zwycięstw i kolejnych sukcesów. Jednak potrzebował na to aż pięciu lat. Po drodze były klęski i kłótnie w zespole. Uderzała mnie jego maniakalna dbałość o szczegóły. Dzięki niemu zespół zdał sobie sprawę z tego, że każdy detal ma fundamentalne znaczenie - powiedział po latach Luca di Montezemolo, były prezydent Ferrari, który nie tylko odpowiadał za ściągnięcie Schumachera do zespołu, ale również Vettela.
Podobne jest położenia Vettela. Niemiec zdecydował się na transfer do Ferrari, choć włoski producent fatalnie przygotował się do rewolucji w F1 i przygotował nie najlepszy silnik hybrydowy. Pokonanie Mercedesa w tych warunkach było niemożliwe przez co najmniej kilka sezonów. Realne stało się dopiero w dwóch ostatnich latach.
Czytaj także: Tajna broń Ferrari w Formule 1
Upadki i wzloty
Vettel znalazł się na celowniku w zeszłym roku. Całkiem zasłużenie, bo nie poradził sobie z presją. Wystarczy chociażby przypomnieć wypadek na prowadzeniu w Grand Prix Niemiec. Trzeba się jednak zgodzić ze słowami 31-latka, że Ferrari nie miało w każdych warunkach samochodu na poziomie Mercedesa. On musiał jeździć na limicie, Hamilton niekoniecznie.
Do tego dochodziły tarcia wewnętrzne, pogrążenie w chaosie po śmierci prezydenta Sergio Marchionne. To wszystko przytrafiło się Włochom w najgorszym możliwym momencie. Jednak tak jak powiedział di Montezemolo, upadki notował też Schumacher.
Pamięć człowieka bywa zawodna, lubi pamiętać dobre chwile, a przecież "Schumi" w roku 1997 został zdyskwalifikowany z mistrzostw, po tym jak zaciekle walczył o tytuł w ostatnim wyścigu sezonu w Jerez i celowo wjechał w Jacquesa Villeneuve'a. Czy nie jest to porażka porównywalna do tej, jaką w zeszłym roku poniósł Vettel?
Binotto niczym Todt?
Tak jak w zeszłym roku w Ferrari stopniowo narastała frustracja, tak samo towarzyszyła ona rządom Todta w latach 90. Francuz został zatrudniony przez di Montezemolo w roku 1993. Miał jeden cel - przywrócić blask zespołowi i sprowadzić z powrotem tytuł mistrzowski do Maranello.
Gdyby Schumacher w sezonie 2000 nie sięgnął po upragniony tytuł, mając przy tym wsparcie dyrektora technicznego Rossa Brawna, najpewniej Todt wyleciałby z hukiem z Ferrari. Stało się jednak inaczej. I w ten sposób Francuz zapisał się w historii teamu.
Fiasko zeszłorocznej kampanii doprowadziło do tego, że pracę na stanowisku szefa Ferrari stracił Maurizio Arrivabene. Jego krytycy twierdzą, że nie miał w sobie DNA królowej motorsportu i nie czuł wyścigów. Wywodził się bowiem z firmy Philip Morris, która od wielu lat wspiera Ferrari.
Czytaj także: Ferrari przygotowało niespodziankę dla kibiców
Następcą Arrivabene został Mattia Binotto i wydaje się, że Włosi nie mogli dokonać lepszego wyboru. Jeśli ktoś ma przywrócić blask Ferrari, to właśnie on. Binotto pracuje w zespole od ćwierćwiecza, stopniowo piął się po szczeblach kariery i awansował na dyrektora technicznego. To jego śmiałe pomysły doprowadziły do wzrostu konkurencyjności w sezonach 2017-2018.
Każda dominacja kiedyś ma swój kres, bo w sporcie nic tak nie zużywa jak zwycięstwa. Dlatego niewykluczone, że rok 2019 zapisze się w historii F1 jako koniec dominacji Mercedesa. Jeśli Niemcy zostaną zatrzymani przez duet Vettel-Binotto, w Maranello wystrzelą korki od szampanów. Wyniki przedsezonowych testów, w których Vettel imponował tempem, pokazują, że nie jest to scenariusz niemożliwy do realizacji.