To nie jest udany sezon dla Ferrari. Wprawdzie ostatnio zespół wygrał trzy z czterech wyścigów F1, ale czekał na nie aż do września. Tymczasem już w testach zimowych Włosi kręcili najlepsze czasy i wydawało się wtedy, że są na najlepszej drodze do zrzucenia Mercedesa ze szczytu F1.
Tak się jednak nie stało i wiele wskazuje na to, że Niemcy po raz szósty z rzędu wygrają klasyfikację konstruktorów i kierowców. Mają bowiem na tyle bezpieczną przewagę, że w ostatnich pięciu wyścigach F1 nie powinni roztrwonić zaliczki punktowej.
Czytaj także: Kubica ma większą chęć ścigania niż przed rokiem
- Czy żałuję tego, jak ten sezon się ułożył? Żal niczego tu nie zmieni. Musimy iść do przodu i patrzeć w przyszłość. Jeśli nie spisywaliśmy się zgodnie z oczekiwaniami albo nie wykorzystywaliśmy swoich szans, to ponosimy za to pełną odpowiedzialność - powiedział "Motorsportowi" Mattia Binotto, szef Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: El. Euro 2020: Łotwa - Polska. Smutny obraz polskiej kadry. "Konferencja pokazała, że nie ma żadnej chemii"
Dla Włocha, który władzę w Ferrari objął na początku roku, ważniejsze jest w tej chwili wygranie z Mercedesem w roku 2020. - Musimy uczyć się na błędach. Upewnić się, że nie powtórzą się w przyszłości. Dlatego nie mamy czego żałować. Moglibyśmy, gdybyśmy nie wyciągnęli wniosków z tych popełnionych błędów. Tymczasem rozwijamy się jako zespół. To jest najważniejsze - dodał Binotto.
Ostatnie dobre wyniki Ferrari sprawiły, że Charles Leclerc awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców F1. Jednak wiele wskazuje na to, że już w ten weekend Monakijczyk zostanie pozbawiony nawet matematycznych szans na tytuł. W tej chwili traci on w F1 do Lewisa Hamiltona aż 107 punktów, podczas gdy w całym sezonie do zdobycia pozostało jeszcze 130 "oczek".
Czytaj także: Pancerne samochody, rygorystyczne testy. Zmiany po śmierci Huberta
W klasyfikacji konstruktorów Ferrari znajduje się w kolei za plecami Mercedesa, mając 162 punkty straty.