Padok F1 żyje ostatnimi wpisami Lewisa Hamiltona w mediach społecznościowych, który nawoływał do poświęcenia większej uwagi zmianom klimatu i ekologii. W skuteczny sposób Brytyjczyka zripostował Fernando Alonso, który zauważył, że Brytyjczyk co chwilę lata samolotami i jest twarzą dyscypliny, która nie należy do ekologicznych (czytaj więcej o tym TUTAJ).
W jednym szeregu z Alonso ustawił się Kimi Raikkonen. - Oczywiście, temat zmian klimatu dotyczy nas wszystkich, bo żyjemy na jednej planecie. Wszyscy staramy się robić wszystko, co w naszej mocy, aby dbać o środowisko. Jednak jak mam być szczery, to Formuła 1 nie jest najlepszym miejscem, by toczyć dyskusję o ekologii - powiedział 40-latek, którego cytuje ESPN.
Czytaj także: Kubica nie spodziewa się fajerwerków w Meksyku
- Spalamy paliwo. Po co? By być pierwszym? Drugim? Wykonujemy swoją pracę, ale tak jak powiedziałem, jako przedstawiciele Formuły 1 nie powinniśmy mówić ludziom, co mają robić w kwestii ekologii. Bo wszyscy kierowcy z F1 musieliby zostać w domach i zapomnieć o ściganiu. To jasne. Byłbym ignorantem, gdybym tak nie stawiał sprawy - dodał były mistrz świata F1.
Komentarze Hamiltona wywołały reakcję Jeana-Érica Vergne'a. Aktualny mistrz Formuły E zaprosił Brytyjczyka do rywalizacji w elektrycznej serii, skoro chce ratować środowisko (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Koledzy śmieją się z George'a Russella
- Tak jak wspomniał Lewis, trudno nam uzyskać akceptację ludzi z zewnątrz. Wyścigi F1 odbywają się na całym świecie, musimy latać samolotami. To część naszej pracy. Myślę jednak, że Formuła 1 mogłaby się bardziej postarać. Jesteśmy platformą działającą na całym świecie. Moglibyśmy wysyłać znacznie mocniejszy komunikat ws. zmian klimatycznych. Bo każdy może coś zmienić - podsumował Raikkonen.
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"