F1. Jarosław Wierczuk: Wyścig w obłokach? Meksyk ma swój klimat (komentarz)

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: podium GP Meksyku 2019
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: podium GP Meksyku 2019

Wyścig w obłokach? W przypadku GP Meksyku niemal tak. To najwyżej położony obiekt w całym kalendarzu F1, co ma wpływ zarówno na funkcjonowanie silników jak i wydolność kierowców. Zapewnia to kibicom nie lada emocje.

Charakter pętli toru F1 w Mexico City jest dość nietypowy. Wyjątkowo długa prosta połączona z serią wolnych, krótkich zakrętów daje pole do nowego rozdania. I w pewnym sensie właśnie takim rozdaniem były kwalifikacje. Max Verstappen nie był bowiem faworytem do zdobycia pole position. Pomimo fenomenalnego talentu, szybkości i dużych postępów zespołu to raptem miało być jego drugie pole position w karierze.

Okoliczności były jednak kontrowersyjne ze względu na wypadek Valtteriego Bottass i żółtą flagę. Kara dla Maxa jest jednak pod tym względem trudna do zaakceptowania. Holender poprawił swój poprzedni wynik, również gwarantujący mu pierwsze pole. Stracić w ten sposób historyczny wynik i startować z czwartego zamiast z pierwszego pola to wyjątkowo dotkliwa kara. Max zasługiwał na pole position.

Czytaj także: Jaka przyszłość Roberta Kubicy?

Jeszcze mniej zrozumiała była sobotnia forma Williamsa. Robert Kubica nie krył rozczarowania po kwalifikacjach. Jego komentarze o wyraźnym pogorszeniu przyczepności pomiędzy trzecim treningiem a pierwszą częścią kwalifikacji są kopią tego, co działo się choćby w Japonii. Dziwne tym bardziej, że zespół w tym zakresie milczy.

ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"

Wyścig F1 szybko wykazał jeden bardzo charakterystyczny aspekt. Swoisty dualizm strategii. Rzadko zespoły decydują się na diametralnie inny scenariusz wyścigowy w ramach swoich kierowców, a w Meksyku właśnie tak się stało. Ewidentnie przedwyścigowe wyliczenia musiały wykazać, że zarówno strategia na jeden postój w boksach, jak i dwa może być opłacalna i kwestia warunków, aktualnej pozycji danego kierowcy czy wręcz szczęścia może przeważyć o wyższej skuteczności jednej czy drugiej. Co więcej, moment np. pojedynczego pit-stopu też mógł być płynny.

Wszystko zaczęło się od wczesnej zmiany opon u Alexandra Albona, jadącego na trzeciej pozycji. Red Bull Racing sprowokował tym ruchem Ferrari, ale tylko Leclerca ściągnięto na tak wczesną zmianę. Zarówno Sebastian Vettel jak i kierowcy Mercedesa nastawili się na późniejszy, ale tylko jeden zjazd.

Lewisa Hamiltona bardzo szybko ściągnięto i sytuacja w Mercedesie zaczynała wyglądać niemal identycznie jak w Ferrari - jeden kierowca o wyraźnie odmiennej strategii od drugiego. Jak to często bywa, Lewis zaczął krytykować decyzję zespołu mówiąc o "zdecydowanie zbyt wczesnym pit-stopie". Z perspektywy jego pozycji na tym etapie wyścigu, szczególnie w stosunku do Vettela czy Bottasa - krytyka była uzasadniona.

Kiedy krótko za połową dystansu Leclerc objął prowadzenie po pit-stopie Vettela z ośmiosekundową przewagą nad Hamiltonem wydawało się, że ten wyścig ma w zanadrzu jedno, podstawowe pytanie - czy Hamilton będzie w stanie dojechać na oponach o twardej mieszance pomimo mocno wczesnego pit-stopu jak na jedną wymianę, a jeżeli będzie, to jakim tempem mógłby się legitymować na ostatnich okrążeniach?

Wyjątkowości zmaganiom dodała z pewnością końcówka wyścigu. Pomimo tak rozbieżnych strategii do ostatniej fazy nie było jasne, która z nich okaże się najbardziej trafna. Na papierze scenariusz przewidziany przez Mercedesa dla Hamiltona nie mógł się zakończyć zwycięstwem. Wszystko jednak sprowadzało się do odpowiedniego zarządzania oponami. Trafnie przedstawił to szef strategów Mercedesa motywując drogą radiową Hamiltona słowami "przy odpowiednim zarządzaniu jesteśmy w stanie wygrać ten wyścig".

Brytyjczyk zastosował się do zalecenia i efekty były zaskakujące. Na cztery okrążenia przed końcem był w stanie uzyskać swój najlepszy czas w całym wyścigu. Jednak delikatne szczęście też sprzyjało Hamiltonowi. Gdyby bowiem nie wyjątkowo długi postój w boksach Leclerca końcówka wyścigu mogłaby przebiec inaczej.

Wielkim przegranym tego Grand Prix był jednak oczywiście Verstappen. Paradoksem całej sytuacji jest fakt, iż stracił prawdopodobną wygraną przez Bottasa, który… nic nie zawinił. Jednak to wskutek jego wypadku pokazano w Q3 żółte flagi i dzięki drobnej kolizji właśnie z Bottasem musiał bardzo wcześnie zjechać na wymianę opon.

Czytaj także: Ferrari czeka na protest rywali ws. silnika

Sukces Hamiltona to połączenie genialnej strategii z dodatkiem szczęścia. Ten sukces idealnie pokazuje jak bardzo team Mercedesa jest zgranym zespołem. Jednak paradoksalnie dwa ostatnie tytuły Lewis Hamilton zdobył właśnie w Meksyku nie trafiając na podium, a tym razem wygrywając wyścig walka o tytuł zostaje odłożona na kolejny weekend w Teksasie.

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Komentarze (1)
avatar
yes
29.10.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Wielkim przegranym tego Grand Prix był jednak oczywiście Verstappen" - przegrani są różnej wielkości. SF mają o kim (o czym) pisać. nawet po 5-10 razy dziennie