Mimo 40 lat na karku, Kimi Raikkonen ciągle ma motywację, by startować w Formule 1 i gdy w zeszłym roku podpisywał kontrakt z Alfą Romeo aż na dwa sezony, wielu ekspertów było w szoku. Mistrz świata F1 z sezonu 2007 swoimi tegorocznymi występami pokazał, że nawet reprezentując mniejszą stajnię jest w stanie dawać z siebie wszystko.
Jednak w rozmowie ze "Speedweekiem" Raikkonen przyznał, że F1 od dawna nie zajmuje najwyższej pozycji na jego życiowej liście.
Czytaj także: Juan Manuel Correa chce wrócić do ścigania po fatalnym wypadku
- Moje życie mocno się zmieniło z powodu dzieci. Gdybym nadal był sam, z pewnością byłoby inaczej. Dzieci są odpowiedzialne za wiele zmian w moim codziennym funkcjonowaniu, i to w różny sposób. Zdarza się, że są gorsze dni, ale to normalne. Wychowywanie dzieci to trudne zadanie, ale masz dzięki nim inny, nowy cel życiowy - powiedział Fin.
ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"
Rywalizacja w F1 sprawia, że Raikkonen spędza sporo czasu poza domem. Fiński kierowca ma tego świadomość. Dlatego ucieszył się, gdy przed sezonem 2019 przyszło mu zamienić Ferrari na Alfę Romeo. Na stałe mieszka bowiem w Szwajcarii i ma znacznie bliżej do fabryki w Hinwil niż Maranello.
Co ciekawe, jeden z synów Raikkonena zaczął się już ścigać w kartingu i chciałby pójść śladami swojego ojca. Fin ma jednak pewne wątpliwości, czy będzie to dobre rozwiązanie.
Czytaj także: Robert Kubica w Racing Point i DTM?
- Jeśli masz dzieci, to martwisz się jeszcze mocniej, gdy widzisz jak startują. To coś normalnego, gdy jest się rodzicem. Gdy widzę jak mój syn ściga się w kartingu, to widzę, w którym miejscu toru jest niebezpiecznie, co się może zdarzyć. Dzieciaki o tym nie wiedzą, ich to nawet nie obchodzi. Tymczasem ja umieram ze strachu - wyjaśnił.