Helmut Marko jako pierwszy postanowił zabrać głos, po tym jak w środę siedem zespołów Formuły 1 wystosowało oficjalne pismo, w którym sprzeciwiają się tajnemu porozumieniu pomiędzy FIA a Ferrari. W ten sposób zakończyła się kontrola silnika włoskiego producenta.
- To ogromny skandal - powiedział w "Auto Motor und Sport" doradca Red Bulla ds. motorsportu, który podkreślił, że jego zespół stracił na oszustwach Ferrari konkretne pieniądze.
- To dwucyfrowa kwota. Dodatkowe kilkanaście milionów dolarów, jakie dostalibyśmy za drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1 zamiast trzeciego. Jednak tu nie chodzi wyłącznie o podział nagród finansowych F1, również nasze umowy sponsorskie są uzależnione od wyników - dodał Marko.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Orlenu o wspieraniu sportowców. "Nie chodzi tylko o wizerunek i biznes"
Austriak stwierdził, że jeśli Ferrari faktycznie łamało przepisy F1 przy konstrukcji silnika, to "10 lub 20 mln dolarów kary byłoby zdecydowanie za mało".
Marko nie spodobało się też to, że w ramach porozumienia Ferrari i FIA mają wspólnie pracować nad paliwami alternatywnymi dla F1. - To daje im przewagę w porównaniu do innych - zaznaczył.
Doradca Red Bull Racing potwierdził też, że to Mercedes stał za kampanią przeciwko Ferrari i zaproponował stworzenie wspólnego listu, jaki został w środę wysłany do FIA. - Tym razem dołączyliśmy do kampanii zainicjowanej przez Mercedesa, ale w przyszłości sami będziemy rozważać nasze opcje w danej sprawie i będziemy dochodzić swoich praw samodzielnie - zapewnił Marko.
- Mamy do czynienia z wielkim bałaganem. To, co zrobiło Ferrari było nie w porządku. Jeszcze gorsze jest jednak to, jak postąpiła FIA - powiedział w "Der Spiegel" Toto Wolff, szef Mercedesa.
Marko w 100 proc. się z nim zgadza. - Zachowanie FIA to skandal. Właściwie to powinniśmy teraz zobowiązać Christiana Hornera (szef Red Bulla - dop. aut.), by złożył pozew o zapłacenie nam 24 mln dolarów rekompensaty za utracone nagrody finansowe - podsumował pracownik Red Bulla.
Czytaj także:
Wspólny bunt przeciwko Ferrari i FIA
Robert Kubica miał nosa ws. Haasa