Zespoły Formuły 1 muszą zaciskać pasa. Pandemia koronawirusa sprawiła, że czeka ich najtrudniejszy od lat okres. F1 na samym odwołaniu czterech pierwszych wyścigów sezonu 2020 straciła ok. 150 mln dolarów. Do tego dochodzi jeszcze konieczność renegocjacji umów sponsorskich i telewizyjnych.
Dlatego ekipy mają świadomość, że otrzymają znacznie niższe nagrody finansowe niż w ostatnich latach. Tymczasem dla niektórych stajni, jak Williams czy Haas, premie od F1 potrafią stanowić połowę rocznego budżetu.
Według informacji "Auto Motor und Sport", pojawił się pomysł, aby w tej sytuacji jeszcze mocniej dokręcić śrubę i zmniejszyć wydatki w F1. Od roku 2021 miałby obowiązywać limit finansowy, ale nie na poziomie 175 mln dolarów, ale znacznie mniejszym.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- Teraz w końcu duże zespoły będą musiały porzucić swoją arogancję i zobaczą jak się żyje w naszych realiach. Sami będą pod finansową presją - powiedział anonimowo niemieckiemu serwisowi jeden z szefów mniejszych ekip.
Gdy Formuła 1 prowadziła dyskusje na temat cięć kosztów, pierwotny plan zakładał, aby ekipy mogły rocznie wydawać maksymalnie 150 mln dolarów. Wtedy "nie" powiedziały jednak Ferrari czy Mercedes. Obie firmy potrafią rocznie wydawać po 400 mln dolarów na F1 i podkreślały, że tak nagłe ograniczenie wydatków nie jest możliwe.
Czy teraz powróci dyskusja, aby wydatki ustalić na poziomie 150 mln dolarów? Tego nie wiadomo. Należy jednak pamiętać, że do limitu nie wlicza się szeregu kwot. Chociażby tych wydawanych na pensje kierowców, rozwój silników, wyjazdy na wyścigi czy marketing. Dlatego największe zespoły F1 nadal mogą spać spokojnie - koronawirus nie wyrządzi im dużej krzywdy.
Czytaj także:
Właściciele Ferrari przekazali 10 mln euro na walkę z koronawirusem
Głos w obronie Claire Williams