Jak to już kilkukrotnie w aktualnym sezonie bywało czas najlepszego okrążenia w kwalifikacjach oznaczał jednocześnie rekord toru. Co więcej, Lewis Hamilton zdobył rekordowe, pierwsze pole startowe zdecydowanie w swoim stylu.
Do Q3 nie prowadził w klasyfikacji ani jednej sesji, ale wtedy gdy to było decydujące potrafił wykrzesać, jakby na zawołanie dodatkową prędkość. Zresztą nie tylko on, ale raczej cały zespół. Lewis miał bowiem spore problemy z ustawieniami zarówno w trakcie wolnych treningów, jak i części kwalifikacji.
Taka pozytywna zmiana formy, trafienie z ustawieniem z jednej sesji na drugą to naprawdę nie jest łatwe zadanie. Kwalifikacje w Wielkiej Brytanii po raz kolejny udowodniły wyjątkowość Mercedesa w sensie rozwoju technologii. Nie raz pisałem, że to jest właśnie pole, na którym ten team zbija największy kapitał. Uważam, że w wyjątkowym sezonie 2020, ze względu na szereg oczywistych obostrzeń i ograniczeń różnice w potencjale rozwojowym pomiędzy teamami jeszcze bardziej się uwidoczniły.
ZOBACZ WIDEO: Tenis. Lotos PZT Polish Tour. Paweł Ciaś: Plan? Przygotować się fizycznie
Jestem przekonany, że właśnie te różnice z jednej strony umocniły Mercedesa na pozycji zdecydowanego lidera, a z drugiej spowodowały wyraźny wzrost konkurencyjności Racing Point. Na plus wypada też na pewno McLaren. Natomiast przede wszystkim Ferrari, a w pewnym zakresie również Red Bull Racing nie wykorzystały skutecznie tej wyjątkowo długiej, bo trwającej ponad 200 dni przerwy pomiędzy startami, a w F1 wiadomo - jak nie ma postępu, to znaczy, że się cofasz.
I właśnie porównanie czasów kwalifikacji na Silverstone z zeszłym sezonem najlepiej te rozbieżności rozwojowe pokazuje. O ile Mercedes polepszył uzyskany czas aż o 0,7 s., to jednak zarówno Red Bull jak i Ferrari uzyskały słabszy rezultat i stąd właśnie efekt totalnej dominacji, w której Hamilton jest na "czasówce" szybszy o sekundę od Maxa Verstappena.
A propos Ferrari, GP Wielkiej Brytanii zapowiadało się dobrze. Najbardziej wyraźny deficyt teamu to właśnie szybkość kwalifikacyjna, w skali pojedynczego okrążenia. Pamiętając różnicę pomiędzy tempem sobotnim a niedzielnym popisem jaki zapewnił kibicom Charles Leclerc w Austrii, to właśnie rywalizacja Red Bull-Ferrari, czy bardziej personalnie Verstappen-Leclerc była czymś czego najbardziej oczekiwałem po wyścigu na Silverstone.
Jednak wyraźna hierarchia w tempie wyścigowym wykluczała z pozoru sensację czy nawet zaciętą walkę. Poza dość emocjonującym startem i fazami neutralizacji mieliśmy przez długi czas jeden z tych wyścigów, które można nazwać procesją, przynajmniej w ramach czołówki. Verstappen podobnie jak na Węgrzech nie był w stanie utrzymać choćby zbliżonego tempa do Mercedesów, a Leclerc tracił co najmniej drugie tyle do Verstappena.
Dwukrotne pojawienie się na torze samochodu bezpieczeństwa oznaczało, że trzy razy przerabialiśmy fazę rozbudowywania przewagi przez poszczególnych kierowców i za każdym razem efekt i proporcje były identyczne. Pewnym wyzwaniem dla strategów była druga neutralizacja. Wypadła w momencie trochę wczesnym względem planowanego pit-stopu, ale trudno było z takiej szansy nie skorzystać.
Cała czołówka zmieniła opony z pośrednich na twarde. Pod znakiem zapytania stała przyczepność i stan opon na ostatnich kilometrach wyścigu. Na ile był to ważny czynnik najlepiej pokazywała jazda Hamiltona. Lewis jechał tak szybko jak musiał. Cały czas kontrolował przewagę nad Bottasem, utrzymując ją na stałym poziomie. I właśnie moment tej drugiej neutralizacji "obudził" wyścig.
Końcówka była bowiem zdecydowaną sensacją w porównaniu z pierwszą fazą. Ogumienie nie wytrzymywało. Defekt opony Bottasa sprowokował ruch Red Bulla. Gdyby nie ten dodatkowy pit-stop, Verstappen mógłby wygrać wyścig ze względu na defekt opony w bolidzie Lewisa na ostatnim okrążeniu. Oczywiście, o ile Verstappen byłby w stanie dojechać do mety. Podium jak dla mnie było symboliczne - z nienaruszalnym Hamiltonem i Verstappenem oraz Leclerciem uzyskującymi po raz kolejny wynik ponad możliwości swoich samochodów.
Przypomnijmy, że Silverstone ma swoistą tradycję "niszczyciela" opon. Kilka lat temu wyścig na tym torze przeszedł do historii po serii "wybuchających" opon. Tym razem nie było aż tak dramatycznie, ale nieprzewidywalność panowała do ostatnich metrów. I taka powinna być F1! To również ciekawa prognoza na przyszły weekend. Pogodowo przewidywane jest ponad 30 st. C, a Pirelli zapowiedziało zastosowanie bardziej miękkich mieszanek. Będzie ciekawie.
Jarosław Wierczuk
Czytaj także:
Protest podczas wyścigu F1. Cztery osoby zatrzymane
Nieoficjalnie. Vettel dogadał się z Aston Martinem