F1. Aleksander Pietrow zamordowany. "Stalin nie żyje"

Aleksander Pietrow nie żyje. Ojciec Witalija, byłego kierowcy F1, został zastrzelany w sobotę w okolicach swojego domu w Wyborgu. Tamtejsza społeczność jest w szoku. 61-latek miał w okolicy taką pozycję, że porównywano go do Józefa Stalina.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Aleksander Pietrow (pierwszy z lewej) podczas urodzin syna, Witalija (drugi z prawej) Instagram / vitalypetrov / Na zdjęciu: Aleksander Pietrow (pierwszy z lewej) podczas urodzin syna, Witalija (drugi z prawej)
"Podobno Stalin nie żyje" - takimi słowami jeden z mieszkańców Wyborga poinformował dziennikarza portalu 47news.ru o śmierci Aleksandra Pietrowa. 61-latek był ważną postacią w miasteczku, które mieści się niedaleko granicy z Finlandią.

"Jeśli nawet nie wiesz, gdzie leży Wyborg, to kiedy usłyszysz, że zabójstwo Pietrowa porównuje się tam do śmierci Stalina, to zrozumiesz pewne rzeczy" - napisał lokalny portal po śmierci Rosjanina, który doprowadził do tego, że kraj miał pierwszego kierowcę w Formule 1.

Śmierć Pietrowa szokiem dla Rosji

Okoliczności śmierci Pietrowa są szokujące. Biznesmen najprawdopodobniej został zastrzelony przez profesjonalnego snajpera. Pierwsze oględziny miejsca zdarzenia wskazują na to, że zabójca użył broni snajperskiej. Znajdował się po drugiej stronie rzeki Wielikaja, oddał precyzyjny strzał z dalekiej odległości.

Pietrow niczego się nie spodziewał. Kule trafiły go w klatkę piersiową, jedna z nich w serce. Rosjanin był w swoim domu, być może właśnie szykował się do oglądania GP Portugalii w Formule 1.

Bo w ten weekend jego syn zadebiutował w nowej roli. Pojawił się w portugalskim Portimao jako sędzia. Witalij Pietrow, który jeszcze w roku 2010 był partnerem Roberta Kubicy w Renault, wywoływał kontrowersje w padoku F1 po swoich wypowiedziach na temat Lewisa Hamiltona, ruchu Black Lives Matter i społeczności LGBT. 36-latek, gdy dowiedział się o zabójstwie ojca, porzucił rolę sędziego w GP Portugalii i postanowił wrócić do Rosji. Władze kraju już wszczęły śledztwo ws. śmierci 61-latka.

Jeszcze w sobotę w domu Pietrowa pojawiło się mnóstwo agentów, kryminologów i pracowników służb specjalnych. - Jest mnóstwo zamieszania. Przeszkadzają sobie nawzajem - opisała anonimowo jedna z osób biorących udział w akcji. Jej słowa cytuje 47news.ru.

Wyborg - to nie jest typowa Rosja

Wyborg, ze względu na bliską odległość do granicy z Finlandią, nie jest typowym rosyjskim miastem. - Zawsze był trochę europejski. Nawet podczas rządów komunistów. Tam granica państwa jest praktycznie za płotem, a Fin nie jest traktowany jak obcokrajowiec - stwierdził dziennikarz Jewgienij Wyszczenkow z 47news.ru.

Aleksander Pietrow to były bokser. Karierę zaczynał w czasach wojska. W latach 80. dostał pracę w roli elektryka w tamtejszym hotelu "Przyjaźń", który obsługiwał głównie gości z zagranicy. Po latach sam go kupił.

- W Wyborgu mogą pracować tylko osoby urodzone w Wyborgu. Wszyscy wywodzą się z tego samego przedszkola, a potem razem dorastają. Wszyscy są w tym samym sosie. Wyborg to swego rodzaju Sycylia - dodał Wyszczenkow. Miasto, o którym mówi liczy 80 tys. mieszkańców.

W pamięci utkwiły mu wydarzenia z roku 1985. Wtedy w jednym z barów doszło do ataku na 17-letniego chłopca. Obrażenia chłopaka były tak duże, że został sparaliżowany. Pietrow zebrał okoliczną społeczność i wziął sobie za cel znalezienie napastników i wymierzenie im sprawiedliwości. To się udało. Bandyci odpowiedzieli za bestialski atak, a Pietrow w ten sposób zyskał szacunek Wyborga.

Gdy w latach 90. upadał ZSRR, Pietrow wpadł na pomysł rozwinięcia biznesu. Zauważył, że Finowie przyjeżdżający do Wyborga interesują się... miotłami, bo ich zakup po przeliczeniu waluty był niezwykle korzystny. Dlatego zapewnił starszym mieszkankom materiały do wiązania mioteł. Dotąd Rosjanie z Wyborga sprzedawali je za kilka rubli. On za wiązanie mioteł płacił im wielokrotność tej kwoty. Potem jeszcze drożej, na dodatek w niemieckich markach, sprzedawał je Finom i innym nacjom.

Aleksander Pietrow właścicielem Wyborga

Pietrow miał rękę do interesów i rozwijał biznes za biznesem. Lokalna prasa zaczęła go określać mianem "właściciela Wyborga". Angażował młodzież w różnego rodzaju programy, by odeszła ona od nałogów. Jeśli pojawiał się gdzieś w mieście, nieraz ludzie kłaniali mu się w pas. Przez lata działał m.in. w branży paliwowej, był działaczem lokalnych klubów sportowych.

Jego majątek oraz dar przekonywania sprawił, że Witalij Pietrow w roku 2010 został partnerem Roberta Kubicy w F1. Są tacy, którzy twierdzą, że tamta decyzja mocno uszczupliła jego majątek. Rosjanin płacił za starty syna w królowej motorsportu, ale też wejście Pietrowa do Formuły 1 zbiegło się w czasie z nietrafioną inwestycją.

Stocznia w Wyborgu, której udziałowcem był Pietrow, zaciągnęła liczne pożyczki na rozwój, bo Gazprom miał w okolicy budować platformy wiertnicze. Rosyjski gigant nie wyraził jednak zainteresowania wydobywaniem gazu na złożu Sztokman.

Doszło do tego, że Pietrow w jednym z wywiadów odważył się skrytykować kierownictwo Gazpromu za to, że nie wspiera jedynego rosyjskiego kierowcy w F1. Szczera rozmowa doprowadziła do tego, że w kraju pojawiły się naciski, by biznesmen sprzedał miejscową stocznię.

Pierwsze problemy Pietrowa zaczęły się w roku 2015. Wtedy grupa przedsiębiorców z Wyborga napisała list do prezydenta Władimira Putina, w którym poinformowała o tym, że jest zmuszana do płacenia łapówek za możliwość działania na terenie miasta. Biznesmen został wzięty na celownik prokuratury, która zaczęła badać jego finanse. W sprawie pojawiły się też wątki narkotykowe - padły zarzuty, że Pietrow dorobił się m.in. na przerzucaniu przez granicę substancji niedozwolonych.

Jak zginął Aleksander Pietrow?

W Wyborgu nikt nie rozumie tego, co wydarzyło się w sobotę. Pietrow o godz. 16 miał wrócić do swojego domu. Wziął kąpiel, przechadzał się po domu. Snajper oddał strzał krótko przed zachodem słońca - ok. godz. 17.30.

Jak ustalił 47news.ru, Pietrow w ostatnich miesiącach zatrudnił dodatkowego, prywatnego ochroniarza, który mu towarzyszył i nie opuszczał go na krok. To była nowość, bo przez lata biznesmen po Wyborgu chodził w pojedynkę. W końcu to było jego miasto.

W sobotę Pietrow wracał do domu opancerzonym Mercedesem. Był eskortowany przez samochód, w którym znajdowały się cztery kolejne osoby wyposażone w broń. - Musiał coś wiedzieć albo coś przeczuwał - podsumował dziennikarz Jewgienij Wyszczenkow z 47news.ru.

Czytaj także:
Środowiska LGBT protestują przeciwko Witalijowi Pietrowowi
Sergio Perez pewny swojej przyszłości

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×