F1. Jarosław Wierczuk: Cios psychologiczny dla Red Bulla. Hamilton odebrał im talerz ze zwycięstwem [KOMENTARZ]

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

Wszystko zapowiadało łatwą wygraną Maxa Verstappena w GP Bahrajnu, tymczasem zwycięstwo w pierwszym wyścigu F1 nowego sezonu zgarnął mu sprzed nosa Lewis Hamilton. To duży cios dla Red Bulla. Za to w Mercedesie zapanowała podwójna radość.

W końcu mamy w Formule 1 przełamanie, na które tak długo większość kibiców czekała. Długo, bo od 2014 roku, ale po kolei. Kwalifikacje do GP Bahrajnu były kluczowe. Zawsze pierwsza "czasówka" w sezonie jest wyjątkowo ważna.

Zawsze jest to moment, kiedy wszystkie karty trzeba wyłożyć na stół, a w tym roku było wyjątkowo dużo niepewności co do tego kto jakimi kartami dysponuje. I o to chodzi!

Dominacja jednego teamu w tak długim okresie na tyle dawała się wszystkim we znaki, że zrobiono naprawdę sporo, aby mieć już ten okres za sobą. Nie tylko zabroniono Mercedesowi stosowania jakże kontrowersyjnego, a jednocześnie konstrukcyjnie przełomowego systemu kierowniczego DAS, ale co bez porównania bardziej istotne, zdecydowanie usztywniono regulacje ograniczające wydatki teamów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak to możliwe?! Nie uwierzysz, co w pokojowym hotelu zrobiła Anita Włodarczyk

Nie bez kozery czołowi przedstawiciele Mercedesa mówili o największym przeobrażeniu od lat w sensie organizacji pracy właśnie ze względu na narzucone cięcia budżetowe. Na tym jednak nie poprzestano. Jak wiadomo, duża część postępu technologicznego w F1 związana jest z aerodynamiką, a przy minimalnej ilości testów rozwój aerodynamiczny to przede wszystkim praca w tunelu.

Zatem z jednej strony wprowadzono duże ograniczenia w korzystaniu z tego typu infrastruktury, a dodatkowo uzależniono przydział czasu od wyników z ostatniego sezonu w ten sposób, że ostatni zespół w klasyfikacji dostaje o ok. 20 proc. więcej czasu na rozwój aerodynamiki niż Mercedes. Czy zatem można było zrobić więcej? Myślę, że niewiele i nie było takiej potrzeby.

Nowy status quo to idealny strzał w dziesiątkę. W końcu mamy rywalizację na setne części sekundy i niepewność do ostatnich minut Q3 czy metrów wyścigu. To cienka linia i wydaje mi się, że władze sportowe muszą utrzymać pewien dystans w kreowaniu nowych realiów w przepisach, bo w innym przypadku zawsze może paść zarzut rozdawania kart. Uważam, że zrobiono i tak dużo, a Formuła 1 jako organizacja nie może odpowiadać za tak długą dominację jednego zespołu.

W każdym razie efekt był najlepszy z możliwych. Przynajmniej na razie. Zredukowano przytłaczającą dominację jednego teamu, która od 2014 roku de facto wykluczała, aby o mistrzostwie mógł marzyć ktoś inny niż kierowca Mercedesa, a jednocześnie nie widać na razie jakiejś wyraźnej przewagi Red Bull Racing. Zatem w końcu walka gigantów. I nie mam tu na myśli samochodów czy zespołów lecz kierowców - Maxa Verstappena  i Lewisa Hamiltona, jakże różnych od siebie, z zupełnie innym doświadczeniem, a jednak tak samo całkowicie zmotywowanych.

Jeden otrzymał w końcu tak długo wyczekiwaną rzetelną szansę podjęcia realnej walki w skali całego sezonu. Dość powiedzieć, że pole position Verstappena w Bahrajnie było raptem jego czwartym startem z pierwszego pola w karierze. Dla drugiego, trzymając się wykładni kwalifikacyjnej, był to pierwszy od 2014 roku inauguracyjny wyścig sezonu, w którym kierowca Mercedesa nie startował z pole position. Dlatego Hamilton ma pełną świadomość, że być może właśnie teraz dochodzi do zmiany warty i właśnie teraz może z pełną siłą argumentacji odpowiedzieć wszystkim, przez tyle lat aktywnym krytykom, którzy jak mantrę powtarzali formułę, że "w Mercedesie to każdy by wygrał".

Sytuacja, w której Mercedes nie ma już komfortowej przewagi, ale minimalnie wolniejszym, przynajmniej na ten moment, samochodem Lewis byłby w stanie udowodnić i podkreślić swoją wielkość, jest scenariuszem niczym z Hollywood.

Warto zwrócić uwagę na jeden szczegół. Koncentracja dwóch czołowych zespołów F1 na swoich głównych kierowcach. Żadna z ekip tego nie przyzna, ale dla mnie ta tendencja była widoczna czarno na białym już w sobotę i choćby ona pokazuje, jaka determinacja panuje w obu ekipach co do rozpoczynającej się właśnie batalii o tytuł. Przecież ani Sergio Perez ani Valtteri Bottas to nie są nowicjusze. Nie brakuje im prędkości, a Red Bull wręcz podkreślał kluczową dla zespołu rolę konkurencyjności kierowcy w drugiej, obok Verstappena części garażu. No cóż, początek Meksykanina w ekipie Red Bulla nie należy do łatwych. W kwalifikacjach odpadł już na etapie Q2, choć w wyścigu podkreślił swoją już niemal legendarną dyspozycję.

Nowe rozdanie w F1. O tym przeczytasz na drugiej stronie --->>>
[nextpage]Sam wyścig zresztą zdecydowanie bardziej niż sobota wykazał, że jest to nowe rozdanie. Przede wszystkim opony. Różnica w czasach okrążeń w zależności od stopnia zużycia ogumienia jest kolosalna i w niczym nie przypomina nie tylko ostatniego sezonu, ale wręcz kilku poprzednich lat, kiedy przecież krytyki względem Pirelli nie brakowało.

Różnica polega również na tym, że mam nieodparte wrażenie, iż tym razem jest to świadome i celowe działanie. Chodzi po prostu o to aby strategia miała większy wpływ na wynik i przez to z jednej strony urozmaicała niekrótki przecież wyścigowy dystans, a z drugiej dała możliwości nawiązania walki potencjalnie nowym kierowcom i zespołom.

Po pierwszej wymianie opon Hamiltona, Lewis nadrabiał straty w stosunku do Verstappena w tempie niemal trzech sekund na okrążenie! To niespotykane, ale z perspektywy Holendra, szczerze mówiąc obawiałem się niedzieli. Rewelacyjne pole position, ale jednak z minimalną przewagą w ostatnich sezonach nie gwarantowało spokojnego, niedzielnego popołudnia. W Red Bullu był wyraźny deficyt konkurencyjności wyścigowej w stosunku do Mercedesa nawet przy okazjonalnych przebłyskach kwalifikacyjnych. Teraz również na tym polu realia się zmieniły. Przynajmniej w Bahrajnie to Mercedes był w sensie tempa wyścigowego na pozycji obronnej.

Głównym powodem są oczywiście opony. Nowy W12 zdecydowanie bardziej agresywnie konsumuje ogumienie w porównaniu z jego poprzednikiem. To ogranicza wspomniane opcje strategiczne, a w tym aspekcie Mercedes był od lat wyjątkowo trudny do pokonania. To jest moja kolejna obawa czy Red Bull będzie miał w tym względzie odpowiedź na poziom Mercedesa. W połączeniu równie fenomenalnym tempem rozwoju technologicznego u Mercedesa w skali sezonu tworzy to dwa podstawowe pytania, na które odpowiedź wyłoni prawdopodobnie tegorocznego mistrza F1.

Zwycięstwo Hamiltona w Bahrajnie jest zarówno dla Lewisa, jak i dla Mercedesa z pewnością wyjątkowym sukcesem. Właśnie dlatego, że minimalne, właśnie dlatego, że na przestrzeni pełnego dystansu nie da się ukryć, że to Red Bull dysponował szybszym sprzętem, a być może przede wszystkim dlatego, że to pierwszy wyścig w pierwszym tego typu dla Mercedesa sezonie od lat.

Jednym słowem, to duży cios psychologiczny dla Red Bulla. Talerz ze zwycięstwem, ich zwycięstwem został im zabrany sprzed nosa. To przede wszystkim fantastyczne, absolutnie legendarne wyczucie kluczowych momentów wyścigu przez Lewisa, ale jednocześnie zero błędów ze strony zespołu, przynajmniej w odniesieniu do bolidu Hamiltona. Ta zerowa rezerwa błędów również może się okazać kluczowa w walce o tegoroczny tytuł.

Myślę, że wielu kibiców sprzyja obecnie Red Bullowi. Chodzi nie tylko o przełamanie hegemonii Mercedesa, ale również o charakter tegorocznego kalendarza. Szef ekipy Christian Horner podkreśla, że właśnie w tym roku mają rekordową liczbę "domowych" Grand Prix. Ze względu na współpracę z Hondą oprócz oczywistej Austrii dochodzi Japonia, ale nie można też zapomnieć o Meksyku (Perez) oraz nowości w kalendarzu wyścigowym, czyli Zandvoort (Verstappen). Z kolei w sensie bazy teamu (Milton Keynes) właściwym miejscem będzie Silverstone.

Ten sezon zapowiada się wyjątkowo ciekawie nie tylko ze względu na perspektywę zaciętej walki Red Bull-Mercedes. To co dzieje się tuż za tymi ekipami też jest, moim zdaniem, dużo ciekawsze i wyższej jakości niż to co było nam proponowane przez ostatnie lata. Określając nomenklaturą telewizyjną 2021 to taki upgrade do jakości HD.

Od Alpha Tauri poprzez Ferrari (brawo, w końcu jednak realny postęp) na McLarenie  kończąc różnice są minimalne, a należy do tego dodać jeszcze takich kierowców jak Stroll czy Alonso. Przedsmak tych pojedynków ze środka stawki mieliśmy właśnie w Bahrajnie.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Sędziowie pomogli Lewisowi Hamiltonowi w GP Bahrajnu
Pieniądze nie jeżdżą. Fatalny błąd debiutanta

Komentarze (0)